Hej, hej, Kochani!
Chyba jestem jedną z niewielu osób, która w ogóle nie znała
legend arturiańskich. Moim jedynym spotkaniem ze słynnym królem Brytanii była
czytana w wieku jedenastu, dwunastu lat książka Meg Cabot „Liceum Avalon”.
Dopiero niedawno usłyszałam o jednej z wersji historii Artura i od razu
uznałam, że muszę ją bliżej poznać. Niestety, pokaźna (ponad 1000 stron)
objętość nieco mnie odstraszała – Bogu dzięki, nie dałam się złamać i razem z
Morgianą de la Fay udałam się w podróż do Świętej Wyspy Avalon i do Brytanii,
będącej areną rozgrywek między kapłankami Bogini Matki a kapłanami Chrystusa.
Historię powstania i upadku słynnego Kamelotu śledzimy
oczami kobiet – Viviany, Igriany, Ginewry, Morgause i, zdecydowanie
najważniejszej, Morgiany. W odróżnieniu od większości interpretacji historii króla
Artura, ta, jako opowiedziana z punktu widzenia kobiet, nie jest opowieścią o
wojnach i podbojach. W „Mgłach Avalonu” dostrzegamy obraz społeczeństwa
żyjącego w czasach przełomu, opis zwykłych ludzi, którzy stają się bezsilni
wobec własnych uczuć i woli Bogini. Dzieje legendarnego władcy Brytanii są tu
tylko pretekstem, by wysnuć opowieść o świecie, którego już nie ma.
Pierwszym, co zachwyca w powieści, jest jej obszerność.
Autorka w niezwykle szczegółowy sposób opisała niemal osiemdziesiąt lat z
dziejów Brytanii, rozrzucając swoich bohaterów po całej wyspie. Czytelnik razem
z bohaterami przeżywa na zmianę czasy wojny, niebezpieczeństwa i strachu, ale
także stabilizacji i pokoju. Marion Zimmer Bradley co rusz funduje czytelnikowi
nowe zwroty akcji, nie pozostawiając go obojętnym ani na chwilę, co w tak
długiej powieści z pewnością nie jest rzeczą prostą.
Marion Zimmer Bradley określana jest mianem pisarki
feministycznej – moim zdaniem w „Mgłach Avalonu” udowodniła, ze w pełni zasługuje
na to określenie. Choć akcja utworu rozgrywa się w średniowieczu, kiedy kobieta
była właściwie tylko i wyłącznie własnością męża, a jej jedynym obowiązkiem
było urodzenie dziecka, to w tej wersji legend arturiańskich to właśnie panie
rozdają karty. Wpływają na losy
bohaterów, a nawet państw. Nie godzą się na traktowanie ich jako głupich gąsek
i nie wahają się przeciwstawiać konwenansom, by zawalczyć o własne szczęście.
Na kartach „Mgieł Avalonu” poznajemy pięć silnych i zdecydowanych kobiet –
Vivianę, Igrianę, Morgause, Ginewrę i Morgianę. Mimo takiej mnogości postaci,
Marion Zimmer Bradley każdej z nich nadała zupełnie inny, odmienny charakter,
każdą z nich też uczyniła w pewnym stopniu narratorką tej historii. Kobiety
przedstawione w „Mgłach Avalonu” nie są papierowe ani schematyczne, często
odbiegają też od wizji, jaką zazwyczaj przybierają w różnych wersjach legendy
arturiańskiej. Wszystkie mają swoje zalety, ale także wady – każdą można
zrozumieć i polubić.
W „Mgłach Avalonu” niesamowicie urzekł mnie klimat, jaki
stworzyła autorka. Styl pani Zimmer Bradley przywodzi na myśl baśnie opowiadane
nam w dzieciństwie przez mamy czy babcie. Życie bohaterów jest wciąż przenikane
przez magię, a jej kumulację stanowi Święta Wyspa Avalon, gdzie Stary Lud czci
swoją bognię. Szczerze podziwiam wysiłki autorki, jakie bez wątpienia musiała
włożyć w zbadanie tradycji i obrzędów związanych z pogańskimi wierzeniami ludów
Brytanii. Zwyczaje te opisała w niezwykle barwny i przekonujący sposób. Dzięki
nim tworzy się specyficzny klimat książki przepełnionej magią, miłością do
natury i posłuszeństwem względem dawnych zasad moralnych.
„Mgły Avalonu” poruszają szereg tematów aktualnych także w
dzisiejszych czasach – moralność, dążenie za wszelką cenę do własnego
szczęścia. Usiłują znaleźć odpowiedź na pytanie, czy jedna religia ma prawo prześladować
inną. W książce poruszony jest temat czarnej karty chrześcijaństwa – usilnej ewangelizacji,
która sprowadzała się do ustanowienia szeregu zakazów i nie uwzględniała uczuć
religijnych autochtonów. Wydaje mi się jednak, że Zimmer Bradley trochę
przesadziła, tworząc jednoznacznie zły obraz Kościoła – przez to jej powieść
zdaje się tendencyjna. Nie można jednak zapomnieć, że opowieść wypływa z ust
Morgiany, kapłanki Avalonu, której religia odchodzi w zapomnienie.
Podsumowując, uważam, że książka „Mgły Avalonu” w
intrygujący i oryginalny sposób przedstawia historię powstania i upadku
Kamelotu i króla Artura. Odwraca schematy obowiązujące w pozostałych wersjach
legend arturiańskich, a także całkowicie zmienia perspektywę. Oczarowuje
baśniowym klimatem i każe odpowiedź sobie na najważniejsze pytania. Jestem
pewna, że znajdzie się w mojej topce 2016 roku!
Ocena: 9/10 (wybitna)
Ksiażka bierze udział w wyzwaniach:
(+5,5 cm)
(więcej niż 800 stron)
(autor na literę Z - postępy)
Legendy arturiańskie znam słabo, ale na tę książkę mam wielką ochotę! :)
OdpowiedzUsuńMma nadzieję, że Ci się spoboba!
UsuńZachęciłaś mnie, choć nie powiem, że jest to książka którą BARDZO chcę przeczytać...
OdpowiedzUsuńMoże jednak po nia sięgniesz?
UsuńMorgana <3
OdpowiedzUsuńI już lubię tą książkę! :D Niech żyją feministyczne rządy :D No lektura obowiązkowa <3
Mam nadzieję, że wkrótce po nią sięgniesz.
UsuńJesli ja, co nie lubię fantasy byłam zachwycona, to Ty to już w ogóle :)
O Arturze zawsze i wszędzie mogę czytać :)
OdpowiedzUsuńWięc polecam!
Usuń