Hej, hej, Kochani!
Chciałabym dziś zaprosić was do czasów mojego dzieciństwa i
opowiedzieć o jednej z pierwszych książek, które pokochałam z całego serca.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam okładkę „Ani z Zielonego Wzgórza” nie byłam
zachwycona. Myślałam, że to nudna, męcząca starodawnym językiem książka.
Myliłam się na szczęście i, chcąc nie chcąc, odkryłam książkę, która towarzyszy
mi już przez siedem lat i jest niemal co roku odświeżana.
Ania Shirley, jedenastoletnia sierota, w wyniku pomyłki
trafia do gospodarstwa starszego rodzeństwa – Mateusza i Maryli Cubthertów. Pomimo
początkowej niechęci, nowi opiekunowie postanawiają zatrzymać dziewczynkę u
siebie. Zielone Wzgórze staje się dla niej domem, w którym będzie mogła poznać
przyjaciół, dorosnąć i poznać smak szczęścia.
„Anię z Zielonego Wzgórza” przeczytałam obecnie chyba po raz
szósty. Za każdym razem zasiadam do lektury z lekkimi obawami, czy nie jestem
już za stara, czy książka pani Lucy Maud Montgomery kolejny raz zrobi na mnie
pozytywne wrażenie. Znów się to udało i z prawdziwą radością udałam się na
Zielone Wzgórze, by na nowo odkryć przygody moich starych znajomych –
Małgorzaty Linde, Maryli, Diany i oczywiście tytułowej panny Shirley.
Warto wspomnieć tu także o bohaterach. Przeglądając recenzję
„Ani” na innych blogach, ze zdumieniem odkrywałam, że częstym zarzutem kierowanym
przez dojrzalszych już czytelników jest szablonowość postaci, jakie wykreowała
autorka. Rzeczywiście, postaci są nieco marysuistyczne, jeśli pojawia się jakiś
rys w ich charakterach, to albo szybko znika, albo jest zgrabnie tłumaczony,
jednak czy nie na tym polega urok tej książki? Przyznam, że kiedy ostatnim
razem czytałam „Anię” zaczęła bawić mnie główna bohaterka – swoimi uniesieniami,
swoim trwaniem w nienawiści do Gilberta (bo jak można go nienawidzić, no jak?),
używaniem dziwnych słów podczas rozmów. Jednak książka Lucy Maud Montgomery
jest pełna tylu wspaniałych bohaterów, że każdy czytelnik, obojętnie, czy ma
jedenaście, siedemnaście, czy czterdzieści lat, może znaleźć postać, która
będzie mu najbliższa. Poza tym, wszyscy musimy obudzić czasem nasze wewnętrzne
dziecko!
Jedyny minus, jaki przychodzi mi do głowy związany jest z
tłumaczeniem, którego dokonała Agnieszka Kuc. Oczywiście, rozumiem jej idee
nadania nowej barwy pozornie znanym postaciom, jednak mnie zabieg ten zupełnie
nie przypadł do gustu. Pierwszy raz miałam do czynienia z „nowym” tłumaczeniem
i dziwnie mi było czytać o Josie, a nie Józi Pye – ale to już kwestia
przyzwyczajenia.
„Ania z Zielonego Wzgórza” to moje antidotum na wszystkie
kłopoty i zmartwienia. Optymizm Ani, która nawet w najtrudniejszych sytuacjach
widzi jasne strony i która nie pozwala, by problemy zniszczyły w niej radość
życia jest naprawdę zaraźliwy. Polecam
tę książkę wszystkim, którzy właśnie mają w życiu trudniejszy czas, którzy
zagubili gdzieś radość z tego, że po prostu są na świecie – myślę, że ta
rudowłosa dziewczynka może was tego ponownie nauczyć!
Ocena: 8/10 (rewelacyjna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
(+ 3 cm)
(klucznik nr 1,2,3)
Anię dopiero pokochałam w zeszłym roku :) może dlatego, że sama teraz jestem z wykształcenia nauczycielką? Uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://reading-mylove.blogspot.com
Ważne, że w ogóle ci się spodobała!
UsuńUwielbiam Anię Shirley, uwielbiam Zielone Wzgórze, uwielbiam Avonlea, uwielbiam Cuthebertów! I strasznie żałuję, że nadal nie dokończyłam całej serii. Niedługo chyba sobie ją odświeżę, bo już dawno tego nie robiłam. :)
OdpowiedzUsuńKrólowa Książek zaprasza do swego królestwa!
Dokończ koniecznie! Jest cudowna!
UsuńZastanawiam się czemu tak dużej ilości czytelników podoba się ta książka, a mnie nie. Dla mnie była ona taka sobie. :(
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Fantastic books
Są różne gusta :)
UsuńŚwietna recenzja. Niedawno mój syn omawiał Anię w szkole, więc jestem na bieżąco. Moim zdaniem oddałaś ducha powieści.
OdpowiedzUsuńPS.Wstydliwe wyznanie: Musiałam sprawdzić, co znaczy marysuistyczny. człowiek uczy się całe życie:)
Dziękuję :)
UsuńSeria mojego dzieciństwa! Uwielbiam tę książkę. Zbieram się już od kliku lat by sobie ją odświeżyć. http://dwiestronyksiazek.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMam w planach :D
OdpowiedzUsuńLubię bajkę na podstawie książki więc czemu by i nie sięgnąć po wersję dla czytających ? :D
To była jedna z pierwszych książek, dzięki którym pokochałam czytanie :) Czytałam także kilka dalszych części, jednak pierwsza była dla mnie zdecydowanie najlepsza :) Gilbert był moim pierwszym książkowym mężem <3 (Do tego czasu trochę się ich już uzbierało :D )
OdpowiedzUsuńAh, jak ja kocham Gila! <3
UsuńTo teżmój pierwszy mąż...
Ania to moja ulubiona książka ever! Chociażbym czytała ją ze 100 razy to i tak mi się nie znudzi!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam books--my-life.blogspot.com
Właśnie w tych bohaterach, w zachowaniu Ani jest cały urok tej książki :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie w tych bohaterach, w zachowaniu Ani jest cały urok tej książki :)
OdpowiedzUsuńKocham Anię i również zrecenzowałam ją na blogu :) Niedługo już po raz kolejny zabiorę się do czytania dalszych części. Oczywiście nie mogę też pominąć mojego zachwytu nad filmem z Megan Follows i Jonathanem Crombie, pasują do ról Ani i Gilberta idealnie. Tak samo inni aktorzy wcielający się w bohaterów Avonlea :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ! Dolina Książek
Tak, szkoda tylko, że pozostałe części tak zniszczyli :(
Usuń