Hej, hej, Kochani!
Ze mną jest chyba coś nie tak… Nie potrafię zachwycić się
pozycjami, które zachwycają wszystkich. Kiedy pierwszy raz usłyszałam o „Złamanym
piórze” byłam lekko zaciekawiona. Po przeczytaniu ogromnej ilości pozytywnych recenzji
byłam przekonana, że znajdę książkę, która na długo zamieszka w moim serduszku.
A jednak – tak się nie stało.
"Złamane pióro” to książka to artystach – grafiku i pisarce.
To powieść o potędze ludzkiej wyobraźni, o uleczającej mocy miłości i o potrzebie
przezwyciężenia swoich koszmarów.
Autorka pokazuje nam „od środka” proces twórczy, pozwala poczuć się
twórcą. Wskazuje, jak duże znaczenie ma dla artystów ich działalność, jak może
na nich wpłynąć.
Emily jest absolwentką Akademii Muzycznej, obiecującą
pianistką, która w ramach zrywania z przeszłością postanawia wyprowadzić się z
miasta do podupadającego domu odziedziczonego po dziadkach. Wkrótce poznaje
swojego sąsiada, który zaczyna coraz bardziej ją fascynować. Z pomocą jego oraz
najlepszej przyjaciółki Alicji, Emily stara się zaakceptować siebie, pozbyć się
traum i zacząć nowe, szczęśliwsze życie. Jedną z podstawowych form terapii ma
być napisanie własnej powieści
„Złamane pióro” to powieść, którą trudno określić, zamknąć w
ramach jednego gatunku. Autorka przestawia nam właściwie dwie historie – losy Emily
i napisaną przez nią książkę. Choć pozornie powieść może wydawać się zwykłą
obyczajówką, to autorka starała przemycić się coś więcej.
To wszystko brzmi zachęcająco, prawda? Niestety, mimo
wielkich chęci, „Złamane pióro” bardzo mnie rozczarowało. Myślę, że to wina
przede wszystkim wykonania.
Pierwszą sprawą, która już na samym początku mnie lekko
zirytowała było umieszczenie akcji w miejscu, które trudno zidentyfikować (albo
ja czytam nieuważnie). Jestem przeczulona na punkcie „Polacy nie gęsi…” i boli
mnie amerykanizowanie. Niestety, autorka nawet w tym nie była konsekwentna –
jej bohaterowie to zarówno Emily Crewe jak i Alicja Nowak. Realia dziwnie
przypominają te polskie – skąd więc angielskie imię i nazwisko głównej
bohaterki? – o ile się nie mylę, nie zostało to wyjaśnione.
Kolejnym minusem tej książki była jej główna bohaterka. Emily
Crewe ląduje na mojej liście najbardziej nielubianych i irytujących
bohaterek. Pierwszoosobowa narracja
powinna nam pomóc poznać kobietę, niestety, tak się nie dzieje. Przez większą
część książki bohaterka zachowuje się irracjonalnie, nerwowo i nie potrafimy
zrozumieć podejmowanych przez nią decyzji. Szkoda, że jej motywy poznajemy
dopiero pod sam koniec – choć i tak uważam, że Emily wyolbrzymiała swoje
problemy. A może taka ocena wynika z tego, że zdążyłam znienawidzić ją
wcześniej?
Następną rzeczą, która mi się nie spodobała jest język powieści.
Jest on bardzo zróżnicowany – chwilami autorka czaruje nas słowem, używając co
piękniejszych synonimów (i to jest akurat bardzo na plus), by chwilę później
włożyć w usta bohaterów bluzgi. Może to jakiś środek artystyczny, ale mnie
bardzo raził – nie znoszę wulgaryzmów nawet w codziennym życiu, a co dopiero w
literaturze. Kolejną wadą stylu były często pojawiające się w powieści Emily
kolokwializmy – nie wiem, czemu miały one służyć.
Podsumowując, uważam „Złamane pióro” za książkę, która miała
potencjał, by stać się czymś wspaniałym. Niestety, niezbyt trafne wykonanie
popsuło odbiór, stąd wynika moja ocena tej powieści.
Sam opis owszem wydaje się dosyć ciekawy, jednak po tym jak napisałaś o irytującej głównej bohaterce to raczej zrezygnuję z przeczytania tej książki. Moim zdaniem główne bohaterki mają to do siebie, że potrafią zniszczyć nawet najlepszy pomysł na powieść. Jestem na tym punkcie przeczulona. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńIch perspektywy
Miałam szansę zrecenzować tą książkę, ale zrezygnowałam i chyba dobrze zrobiłam ; )
OdpowiedzUsuńMoże na Tobie zrobiłaby lepsze wrażenie?
Usuń