Hej, hej, kochani!
Jak może już wiecie, lubię sobie popłakać nad książką.
Uwielbiam przeżywać historie przedstawione na kartkach, przeżywać dylematy wraz
z bohaterami. Może dlatego tak lubię literaturę kobiecą? Dzięki mamie poznałam
niesamowitą serię książek – „Kobiety to czytają”. Do tej pory poznałam trzy
pozycje– dziś opowiem Wam o jednej z nich.
„Ostatnie pięć dni” to dwie przeplatające się historie.
Pierwszą z nich są losy Mary, czterdziestoletniej prawniczki, matki adopcyjnej
pięcioletniej Laks. Do pewnego czasu życie kobiety było sielanką – realizowała się
w pracy adwokata, mogła pochwalić się nienagannym wyglądem. Cztery lata temu do
jej życia wkroczyła choroba Huntingtona i całkowicie je zniszczyła. Marę
poznajemy jako schorowaną kobietę, która podejmuje decyzję o samobójstwie. W
ciągu ostatnich pięciu dni, jakie zostały jej do podjęcia tego drastycznego
kroku, stara się pożegnać z bliskimi i pomóc im ułożyć życie na nowo.
Drugim bohaterem powieści jest Scott – trener koszykówki i
nauczyciel angielskiego w gimnazjum. Od roku sprawuje wraz z żoną opiekę
zastępczą nad synem uzależnionej od narkotyków więźniarki - Curtisem. Dobiega czas oddania chłopca matce.
Scott nie może pogodzić się ze stratą Curtisa, którego zdążył pokochać. Pomocy
szuka na internetowym forum, gdzie poznaje Marę…
Książka porusza wiele problemów moralnych. Sytuacja Mary
każe zadać sobie pytanie, na ile choroba wpływa na życie całej rodziny. Razem z
bohaterką zastanawiamy się, czy lepiej odejść, czy być ciężarem. Choroba
kobiety coraz bardziej utrudnia jej normalne funkcjonowanie, jej słabości
zaczynają ważyć na relacjach z dzieckiem. Natomiast historia Scotta każe
rozważyć pytanie: czy przygarnięte dziecko można pokochać jak swoje? I co jest
lepsze – patologiczna rodzina biologiczna, czy mieszkanie z obcymi, ale
kochającymi ludźmi?
Pomimo niewątpliwego ładunku emocjonalnego, jakim obciążona jest
ta powieść, nie potrafiłam się w nią wciągnąć. Czułam dystans wobec bohaterów
i, co dla mnie dziwne, nie uroniłam ani jednej łezki. Historia była dla mnie
dość przewidywalna, zwłaszcza losy Scotta. Kolejnym minusem okazała się
skacząca fabuła. Jak dla mnie to po macoszemu potraktowany temat na dwie
wspaniałe powieści. Losy Mary i Scotta nie mają ze sobą żadnego powiązania.
Przez takie skakanie trudno wczuć się w emocje bohaterów.
Nie uważam „Ostatnich pięciu dni” za powieść złą. Nie udało
mi się w nią wciągnąć, nie przeżywałam emocji razem z bohaterami. Nie jest to
moja ulubiona pozycja z serii „Kobiety to czytają”, ale nadal to dość dobra
literatura kobieca. Polecam wszystkim fankom tego gatunku!
Hmmm wydaje mi się, że by mi się spodobała i pewnie przeczytam, jak mi się nawinie między rączkami, ale będę bardzo ostrożna przy niej.
OdpowiedzUsuńZbiera mnóstwo pozytywnych ocen, więc może Ci się spodobać!
UsuńOj niee, zdecydowanie nie dla mnie, raczej stronię od literatury kobiecej. ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, ale każdy ma inny gust!
UsuńCóż, ja zdecydowanie sobie podaruję. Książki czytam dla zabawy, niezbyt lubię nad nimi płakać :D No i skoro jeszcze książka została napisana wcale nie aż tak cudownie, to tym bardziej nie :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie lubisz płakać na ksiażkach? :O
UsuńA mnie książka zainteresowała, akurat biorę udział w wydarzeniu "tropem choroby", czyli książka z chorobą w tle, więc wydaje mi się, że będzie się nadawać :)
OdpowiedzUsuńApteka Literacka