Hej, hej!
Zauważyliście, że istnieje pewna prawidłowość?
Kolejne tomy niemal zawsze są gorsze od pierwszych, a w trylogiach najsłabszym
jest zazwyczaj tom drugi. I tylko niewiele
książek wyłamuje się z tej reguły
(na przykład „Monument 14. Niebo w ogniu”, który, moim zdaniem był najlepszym
tomem, albo „Aleja Henri Matrin 101” Regine Deforges). Kolejną książką, którą
chciałabym dopisać do tej zaszczytnej listy jest „Tatiana i Aleksander” – druga
część trylogii „Jeździec miedziany”. Jeśli czytacie mojego bloga regularnie,
mogliście zauważyć, że nie byłam zachwycona pierwszą częścią. Sięgnęłam jednak
po kolejną, obiecując sobie, że jeśli i ona mnie zawiedzie, to odkładam „Ogród
letni” i żałuję tych wydanych na niego ponad 33 złotych. Muszę przyznać, że
pani Simons niezwykle mnie zaskoczyła! Nie spodziewałam się, że będę przeżywać
tę książkę aż tak! Przypominało to trochę rollercoaster – autorka zafundowała
nam mnóstwo wzruszeń, emocji i nerwów.
Opis z okładki: Epopeja
poruszająca jak "doktor Żywago". Zaczyna się w Bostonie w 1930 roku.
Rodzina Barringtonów, zaślepiona ideami komunizmu, przenosi się do wymarzonego
ZSRR, nie wiedząc, jaka gehenna czeka ją pod rządami Stalina. Rodzice
Aleksandra giną w więzieniu, pozostawiając go na łasce losu. Gdy ten dorośnie,
pokocha młodą pielęgniarkę, Tatianę... Tak zaczyna się wielka miłość.
Moje refleksje: Jak na ironię, największą zaletą tej książki
jest rozdzielenie Tatiany i Aleksandra. Pozwala to czytelnikowi znaleźć się w
kompletnie różnych miejscach – w Ameryce, która mimo wojny nadal jest beztroska
i się bawi, w ogarniętej wojenną zawieruchą Europie, a także w Związku
Radzieckim lat 30. Paullina Simons odkrywa przed nami przeszłość Aleksandra,
pozwala nam lepiej zrozumieć jego zachowania, jego determinację, by przeżyć i ochronić
Tatianę. Ta część uświadomiła mi, jak nieludzkim systemem był komunizm – a może
to, co było w ZSRR w czasach Stalina odeszło już od idei Marska? Jak już
wspomniałam, autorka funduje nam
prawdziwe uczuciowe rodeo. W odróżnieniu od pierwszej części, książka ciągle
trzyma nas w napięciu. Czytając część poświęconą Aleksandrowi uroniłam niejedną
łzę. Czułam się niemal, jakbym razem z nim przemierzała szlak Armii Czerwonej,
a potem razem z nim była w niewoli. Mój wielki podziw wzbudziła Tatiana. Może
jej przemiana nie jest zbyt realistyczna, ale ze słabej dziewczynki, która daje
sobą pomiatać, Tania stała się odważną, dorosłą kobietą, która nie wacha się
ryzykować życia, by ocalić swojego ukochanego. W recenzji „Jeźdźca miedzianego”
wspomniałam, że nie widziałam tej słynnej, wielkiej miłości Tatii i Szury, że w
moich oczach została ona ograniczona tylko do seksu. Ten tom zmienił moje
patrzenie na ich historię. Miałam wrażenie, że wiara w to, że ukochana osoba nadal
żyje, była motorem ich działania. Kolejnym plusem tej lektury są znakomicie
wplecione refleksje na temat wiary – bez zbędnego moralizowania, delikatnie,
jak najbardziej na miejscu. Nie mogę również nie wspomnieć o przewijających się
cytatach z Biblii – są naprawdę umiejętnie dobrane i zawsze pasują do
okoliczności. Teraz pora na minusy: irytowały mnie niezwykle górnolotne opisy
przeżyć, w ogóle język wydaje mi się zbyt artystyczny, przesadzony. Zirytowało
mnie także zakończenie – miałam wrażenie, że było pisane na szybko, na kolanie,
byleby już skończyć. Wydawało mi się też trochę mało realistyczne. Muszę jednak
przyznać, że „Tatiana i Aleksander” to książka, która bardzo pozytywnie mnie
zaskoczyła. Cieszę się, że ją przeczytałam, ponieważ pozwoliła mi znów uwierzyć
w to, że jak pisze święty Paweł miłość wszystko przetrzyma.
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Cytat:
Idziemy przez ten świat samotnie, ale jeśli mamy szczęście to przez jedną chwilę należymy do kogoś i ta jedna chwila pozwala nam przetrwać całe wypełnione samotnością życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz