Hej, hej, kochani!
Z pewnością wiecie, że jestem nieodwołalnie i bez pamięci
zakochana w „Przeminęło z wiatrem”? Uwielbiam tę książkę za jej epickość i
wielowymiarowość. Dlatego kiedy ktoś polecił mi książkę nazywaną „australijskim
„Przeminęło z wiatrem”” byłam stuprocentowo pewna, że po nią sięgnę. Choć nieco
odstraszył mnie serial, który powstał chyba w latach 80. I absolutnie nie
trafił w moją estetykę, cieszę się, że sięgnęłam po „Ptaki ciernistych krzewów”.
Meggie Cleary przychodzi na świat w ubogiej, nowozelandzkiej rodzinie. Jako jedyna dziewczynka spośród licznego potomstwa, musi się liczyć z samotnością i dużo niższą pozycją. Jej jedynym powiernikiem jest brat Frank, który zdaje się rozumieć jej wrażliwość. Los rodziny Cleary’ch odmienia się, gdy otrzymują propozycję prowadzenia farmy w Australii. To w Droghedzie, która nieco przypominała mi Tarę, odnajdują spokój, przynajmniej materialny. Farma staje się także świadkiem dramatów życia tej rodziny, w tym największej tragedii Meggie – niespełnionej miłości do katolickiego księdza, Ralpha de Bricassart.
Choć do „Ptaków ciernistych krzewów” przylgnęła etykietka łzawego romansu, ta powieść jest czymś zdecydowanie ważniejszym. Miłość Ralpha i Meggie – chyba nie będzie zbyt dużym spoilerem, jeśli powiem Wam, że uczucie dziewczyny zostało odwzajemnione – jest tylko jednym z wątków. Powieść australijskiej pisarki to imponująca, niezwykle poruszająca saga o losach zwykłej rodziny naznaczonej bólem, dramatami, ale także pełnej zwykłego, codziennego szczęścia. Patrząc na losy Clearych, możemy dużo dowiedzieć się na temat historii tak egzotycznego dla nas państwa, jakim jest Australia.
Jednym z największych atutów „Ptaków ciernistych krzewów” są niesamowicie wykreowani bohaterowie. Autorka obdarzyła każdego z nich silnym charakterem, przez co brak papierowych postaci. O rodzinie Clearych czytamy jak o ludziach z krwi i kości, łatwo nam zrozumieć kierujące nimi pobudki. Za największy sukces Colleen McCullough uważam stworzenie jednych z najlepszych bohaterek kobiecych – Fee, Meggie i Justyny. Te trzy kobiety, choć pozornie różne, zmagają się z podobnymi problemami – brakiem akceptacji, samotnością, a przede wszystkim lękiem przed miłością. Z prawdziwą przyjemnością śledzimy ich losy, podziwiając wielką siłę, jaką wykazują. Są też bohaterowie niezwykle denerwujący czytelnika, jak główny bohater ksiądz Ralph. Jednak to, jak na mnie działa nie wpłynęło bynajmniej złe wykreowanie tej postaci przez autorkę - w jego osobie skupiają się wszystkie cechy, które denerwują u osób wysoko postawionych – miłość do pieniędzy, pogoń za karierą czy egoizm.
"Ptaki ciernistych krzewów” imponują rozmachem, z jakim zostały napisane. Na tych 607 stronach kroczymy przez ponad sześćdziesiąt lat historii, ocierając się o wielkie wydarzenia, a także małe dramaty. Autorka ukazuje nam problemy globalne jak Wielki Kryzys czy II wojna światowa, a także typowo regionalne – zmagania australijskich farmerów z suszami, liczne pożary, przez co jeszcze bardziej przybliża nam swoją ojczyznę. Czytając „Ptaki ciernistych krzewów” wędrujemy nie tylko przez Australię, ale także przez Nową Zelandię, Rzym, Watykan czy Londyn. Każde z tych miejsc autorka opisuje z niezwykłą wnikliwością, pozwalając nam wczuć się w klimat książki.
Książka Colleen McCullough zmusza nas do refleksji. Można pomyśleć,
że w życiu nie ma nic ważniejszego od miłości, jednak „Ptaki ciernistych
krzewów” pokazują nam, że tak naprawdę jesteśmy niewolnikami powinności i
własnych pragnień. Czy miłości Ralpha i Meggie bardziej od jego kapłańskiego
stanu nie zniszczyła jego pogoń za karierą? Czy Rain i Justyna tak długo
musieli się ranić, gdyby nie to, że pannie o’Neil tak bardzo zależało na
karierze?
Może to dlatego, że kocham sagi rodzinne i powieści
historyczne, „Ptaki ciernistych krzewów” aż tak przypadły mi do gustu? Pomimo
moich obaw, że będzie to tani harlekin, powieść niezwykle mi się podobała, więc
polecam ją wszystkim fanom takich spokojnych, przyziemnych historii, które dają
nadzieję i siłę.
Ocena: 8/10 (rewelacyjna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
(+3,7cm)
(Główna bohaterka ma rude włosy)
(Klucznik numer 1 - Ona&on, nr 2 - Love is in the air i nr 3 -Czasoumilacz)
Czytałam jakiś czas temu, ale zapadła mi w pamięć - cudowna ! :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce już parę razy i coraz bardziej mam na nią ochotę ;) Niestety ta książka jeszcze przede mną. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Mam nadzieję, że Ci się spodoba!
UsuńRaczej nie będę nawet sięgać. Zdecydowanie nie moje klimaty, zwłaszcza przy porównaniu do "Przeminęło z Wiatrem" :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, ale każdy ma inne gusta :*
UsuńNie wiem czy ta książka by mi się spodobała :) chyba spróbuje, zobaczymy czy mi się spodoba :D pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńhttp://wiktoriaczytarazemzwami.blog.pl/
Mam taką nadzieję :*
UsuńJeszce nie czytałam, ale mam ją na uwadze od paru lat. Trzeba będzie w końcu przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńPolecam Ci serdecznie!
Usuń