poniedziałek, 5 listopada 2018

(278) "Kontratyp" Remigiusz Mróz


Hej, hej, Kochani!
Ostatnio, przeglądając bloga, z trwogą odkryłam, że wciąż nie zrecenzowałam dwóch powieści Remigiusza Mroza, które przeczytałam relatywnie w ostatnim czasie. Padł na mnie blady strach, bo chcę tego autora recenzować w miarę na bieżąco, jednak w natłoku zmian, jakie zaszły w moim życiu – niemal zapomniałam, co właściwie myślałam o książce. Na szczęście szybkie przejrzenie  konwersacji na Messengerze uratowało mnie i dziś mogę opowiedzieć Wam choć trochę o tym, jakie wrażenie wywarł na mnie najnowszy tom Chyłki.

UWAGA! RECENZJA ZAWIERA SPOILERY DO POPRZEDNICH TOMÓW CYKLU O JOANNIE CHYŁCE!
 
Zdobycie Annapurny, najniebezpieczniejszej góry świata, było wielkim marzeniem dwójki polskich wspinaczy. Niestety, jeden z nich przepłacił realizację tego marzenia życiem. Kiedy z gór wraca jego współtowarzyszka, od razu zostaje aresztowana za morderstwo. Jej obrony podejmuje się zmuszona do tego bezlitosny szantażem Joanna Chyłka, która jak zwykle nie powstrzyma się przed niczym, by odkryć prawdę – i nie powstrzyma ją przed tym nawet widmo śmiertelnej choroby, na którą być może cierpi.

Remigiusz Mróz chyba zupełnie stracił już kontakt z rzeczywistością. Jasne, mówię to przy niemal każdej powieści tego autora, jednak to, co stało się na kartach „Kontratypu” było… szokujące. Naprawdę, ta książka jest już tak wysoką fantastyką, że Tolkien może zacząć obawiać się konkurencji. Przyznam, że przez to, na jakie pomysły wpada pisarz, mam ogromny problem z oceną jego kolejnych dzieł. Choć artystycznie (nie jestem pewna, czy to dobre słowo, jakiego możemy użyć) książki pozostają sobie równe, to kilka kwestii bardzo mnie niepokoi.

Już od pewnego czasu zaobserwowałam, że Remigiusz Mróz bardzo mocno odnosi się do aktualnych wydarzeń. Wątki i dyskusje obecne w debacie publicznej znajdują odzwierciedlenie również w powieściach, które zawsze poruszają naprawdę gorące tematy. I choć zazwyczaj nie przeszkadza mi to, to jednak w przypadku „Kontratypu” aż zabolało. Naprawdę, kiedy przeczytałam opis kolejnej części Chyłki, nie miałam najmniejszego zamiaru jej poznawać. Tragedia na Nanga Parbat naprawdę wstrząsnęła mną i pewnie całą Polską, więc promowanie na niej książki jest dla mnie po prostu słabe, a sposób, w jaki Remigiusz Mróz podjął temat himalaizmu. jest po prostu żenujący.  Żeby Wam za wiele nie spoilerować, wysłanie UZALEŻNIONEJ OD ALKOHOLU, CHOREJ, KILKA MIESIĘCY PO PORONIENIU Chyłki na najniebezpieczniejszą górę świata było… głupie. Obraźliwe dla himalaistów. Niczym nieuzasadnione. Tanie. Aż brak mi słów, żeby to wyrazić… Wydaje mi się, że Remigiusz Mróz zapomniał, że nawiązywanie do tematyki społecznej to coś więcej, niż poczytanie kilku artykułów w guglu i że wypadałoby zrobić choć nieco więcej.

Tak więc, ustaliliśmy już, że jeśli chodzi o sam pomysł na fabułę książki, to jestem całkowicie na nie. Brak mi już słów na kolejne wymysły pana Mroza. Pomijając jednak ten aspekt, jestem zachwycona „Kontratypem” – jak każdą zresztą książką z cyklu o Chyłce. Wiecie, recenzowanie ósmego chyba tomu jest naprawdę ciężkie, zwłaszcza w przypadku takich właśnie książek, które niewiele się zmieniają, które są już niemal tasiemcami, które kocha się albo których się nienawidzi. Nie wiem, ile razy jeszcze mam powtarzać, że wow – emocje, bohaterowie, zwroty akcji, niespodziewane zakończenie. Remigiusz Mróz wyznaczył sobie pewien standard i konsekwentnie się go trzyma. Jeśli lubicie tę serię, raczej na pewno pokochacie również „Kontratyp”, jeśli nie – raczej nic tego nie zmieni.

Największą rewolucją na tle pozostałych tomów jest relacja Chyłki i Zordona. Nareszcie! Nareszcie! Nareszcie! Ile można było czekać! Po tylu tomach wypełnionych chemią, wzajemnym przyciąganiem i rozumowym odpychaniem, Kordian w końcu zdobył serce Joanny, a ja już zupełnie nie wyobrażam sobie, jak mogli kiedykolwiek nie być razem. Niestety, Remigiusz zawiódł fanów, którzy spodziewali się 50 twarzy Zordona (choć chyba w tym związku byłaby to bardziej Chyłka) i zamiast gorących scen zaproponował nam… wspólne chrupanie nerkowców. I choć relację Chyłka-Zordon uwielbiam i uwielbiać będę do końca mych dni, jednak nieco rozczarowałam się. Joanna i Kordian po nie wiem, miesiącu związku, już zachowują się jak stare dobre małżeństwo, a niektóre ich rozmowy, zwłaszcza te toczone przy ludziach są, szczerze mówiąc, żenujące. Ja wiem, że zapewne Remigiusz chciał być zabawny i może nie chciał pójść w stronę romansu, ale brakowało mi w relacji Chyłki i Zordona tej iskry, która jest na początku romantycznej relacji. Niemniej, rewolucję w życiu bohaterów uważam za bardzo udaną – chyba nie zniosłabym kolejnego tomu ich gonienia króliczka.

Kiedy pisząc recenzję spojrzałam na końcową ocenę, złapałam się za głowę. JAK TO? Takie wysokie noty, a w recenzji głównie narzekam? Przyznam Wam szczerze, że coraz trudniej oceniać mi książki Remigiusza Mroza. Wciąż kocham je za to, co wcześniej nazwałam pewnym standardem Remigiusza-  bo rzeczywiście, wciąż uwielbiam ten rodzaj rozrywki, jakim jest czytanie Chyłki i wciąż jestem pozytywnie do niej nastawiona, wciąż po zakończeniu lektury mam wrażenie, że mój świat już nigdy nie będzie taki sam. Niestety, zauważam coraz więcej błędów i nieścisłości, a także wad, którymi twórczość tego autora mnie irytuje. 

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz