środa, 13 czerwca 2018

(249) "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" Jonas Jonasson


Hej, hej, Kochani!

Coś w ostatnim czasie nie mam szczęścia do wyboru lektur… Po co nie sięgnę, rozczarowuję się – nawet ukochany Remigiusz Mróz nie spełnił moich oczekiwań. Wciąż szukam książki idealnej, dlatego byłam przekonana, że szwedzki bestseller, który podbił serca tak wielu osób, spełni i moje oczekiwania. Niestety, dostałam kolejną złą powieść, na którą zmarnowałam stanowczo za dużo czasu – nie podobała mi się do tego stopnia, że pomimo iż miałam ochotę na czytanie, nie mogłam się zmusić do chwil spędzonych właśnie przy dziele Jonasa Jonassona.


Allan Karlsson, pensjonariusz domu spokojnej starości, właśnie obchodzi swoje setne urodziny. Nie ma jednak zamiaru uczestniczyć w oficjalnych i nudnych przyjęciach – to zupełnie nie w stylu człowieka, który pił wódkę ze Stalinem, jadł kolację z Trumanem czy uratował życie Winstonowi Churchillowi. Dlatego staruszek wyskakuje przez okno i udaje się w swoją ostatnią podróż… Niespodziewanie pakuje się w konflikt z organizacją przestępczą, jednak z pomocą nowych przyjaciół udaje mu się przeżyć kolejne niesamowite przygody.


„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” to książka niezwykle specyficzna. Trzeba być określonym typem czytelnika i mieć określone poczucie humoru, by przypadła do gustu. Jest do bólu absurdalna, przez co można ją albo uwielbiać, albo nienawidzić i tak jak ja, męczyć się przy niej niesamowicie. Dlatego, kiedy będziecie czytać moją recenzję, pamiętajcie, że odbiór tej książki jest niezwykle subiektywny i to, co ja uważam za ogromną wadę, może być dla Was ogromną zaletą – trzeba po prostu znać swoje literackie gusta.


Historia Allana Karlssona porównywana jest do historii Forresta Gumpa. Poniekąd jest to prawda, podczas lektury często przychodziła mi do głowy ta analogia. Oboje bohaterowie w wyniku zbiegów okoliczności znajdują się w centrum zdarzeń, które kształtują historię XX wieku i wpływają na życia milionów. Jednak o ile w przypadku klasyki amerykańskiego filmu, historia ma sens i pomimo tak licznych przypadków, wszystko zdaje się być w miarę spójne i logiczne. W „Stulatku, który wyskoczył przez okno i zniknął” absurd goni absurd. Główny bohater, na obu planach czasowych, przeżywa coraz bardziej nieprawdopodobne historie. Popada w tarapaty, z których zawsze szczęśliwie wychodzi – jednak w coraz bardziej głupi i nieprawdopodobny sposób. W pewnym momencie już byłam tym tak zmęczona, miałam dość takiego stężenia głupotek. Odnosiłam wrażenie, że Jonas Jonasson robi wszystko, by tylko podkręcić poziom absurdu i wrzucić kolejne „szokujące” motywy – niestety ze szkodą dla fabuły.


Wydaje mi się, że główny bohater był postacią, którą miałam pokochać i której kibicować. Niestety, nie udało się to. Znienawidziłam niemal wszystkie postaci z tej książki. Allan to egoista i pijak, który za wódkę sprzeda każdą wartość, który bez wyrzutów sumienia zabija i oszukuje, wykorzystując ludzi, których napotyka na swojej drodze. Podobnie niesympatyczni są inni bohaterowie – zgraja oszustów i cwaniaczków, którzy chcą tylko, by jak najlepiej im się w życiu układało i za nic mają poczucie moralności… Nie wiem doprawdy, jak miałam ich polubić.


Nie przypadł mi do gustu styl, w jakim książka została napisana. Autor posługuje się prostym, wręcz kolokwialnym językiem. W książce dominują przydługie opisy i niewiele wnoszące dialogi. Wszystko przypomina streszczenie, brak mi było jakiegokolwiek pogłębienia psychologicznego postaci, jakiegokolwiek artyzmu. Choć styl miał zapewne ułatwić lekturę, to mnie męczył i sprawiał, że naprawdę nie miałam ochoty otwierać książki.


Ale najgorszym elementem tej książki jest jej „humor”. Wiecie, ja się nie uważam za ponurka, kocham żartować, ale to, co zaprezentował Jonas Jonasson nawet nie wywołało na mojej twarzy uśmiechu - jedyne, co czułam to rosnące zażenowanie. Niestety, humor oparty jest na najbardziej prymitywnych zagraniach – ktoś wpadł w odchody słonia, hahaha, ktoś umarł, hahahaha, zabawne. Ale moje wszelkie standardy INTELIGENTNEGO poczucia humoru opadły, gdy Józef Stalin, morderca, przypomnijmy sobie dziesiątki milionów ludzi, przedstawiony jest jako śmieszny wujaszek, który czasem się poirytuje… Nie wiem, w mojej opinii z pewnych rzeczy nie powinno się żartować, bo wtedy zatracamy respekt przed złem, który w mojej opinii powinniśmy czuć. A najgorszym zagraniem ze strony Jonasa Jonassona było ukazanie ŁAGRU jako miejsce, które jest całkiem w porządku, poza tym, że nie dają tam wódki. W tym momencie byłam już tak poirytowana, że naprawdę rozważałam przerwanie lektury tej książki.


Podsumowując, niesamowicie żałuje czasu, który zmarnowałam, czytając „Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął”. Książka w ogóle mi się nie podobała, nie przemówiła do mnie w żadnym aspekcie i zamiast bawić – irytowała. Nie odradzam jej jednak stuprocentowo, bo wiem, że wiele osób lubi humor w stylu Jonasa Jonassona. A Wy, jak odebraliście ten szwedzki bestseller?

Ocena: 3/10 (słaba) 

Książka bierze udział w wyzwaniach:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz