poniedziałek, 9 stycznia 2017

(116) "Kolacja z wampirem" Abigail Gibbs

Hej, hej, Kochani!
Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję, która będzie jedną z tych bardziej chaotycznych na moim blogu. Bo widzicie, zupełnie nie wiem, co myśleć o książce, którą będę recenzować. Nie wiem, czy ją polecać, czy raczej odradzać, co zdarza się bardzo, bardzo rzadko. Chyba więc jesteście zmuszeni wysłuchać dwa w jednym – opowieści o zaletach i wadach tej książki!

Życie Violet Lee zmienia się zupełnie przypadkowo. W jeden z piątkowych wieczorów staje się niespodziewanie świadkiem okrutnego mordu, po czym zostaje porwana przez sprawców tego czynu. Odkrywa świat wampirów, o którym wiedzą tylko niektórzy ze śmiertelników. Staje się ich zakładniczką – nie wolno jej opuszczać dworu krwiopijczej rodziny królewskiej. Violet początkowo buntuje się przeciwko swojemu położeniu, zwłaszcza przeciwko towarzystwu wyjątkowo złośliwego księcia wampirów Kaspara, jednak z czasem coraz poważniej myśli o przemianie w nieśmiertelną. Sytuacja komplikuje się, gdy osiemnastolatka poznaje pradawną przepowiednię, wedle której jest jedną z Mrocznych Bohaterek.


Zacznę od tego, że książka jest kompletnie nie w moim stylu. To raczej rodzaj powieści, którymi zaczytywała się jedenastoletnia Ola, a nie ta o niemal siedem lat starsza. Ostatnio mam w planach czytanie bardziej ambitnej literatury, bo nigdy nie wiadomo, co się przyda na maturze, a do czytadła takiego jak „Kolacja z wampirem” raczej głupio by mi się było odwoływać. Dlatego, kiedy na mojej półeczce zagościł pierwszy tom serii „Mroczna bohaterka” byłam przerażona, co jeszcze się pogłębiło, gdy wysłuchałam relacji Kitty Ailli.  Miałam nikczemny plan przeczytania tej powieści i skrytykowania jej na blogu, ale jeśli bym to teraz zrobiła, nie czułabym się w pełni z Wami szczera.

Zacznę może od zalet debiutu Abigail Gibbs. Bo widzicie, książka mi się podobała! Niesamowicie mnie wciągnęła. Jasne, fabuła nie jest szczególnie innowacyjna, wszystko zbudowane jest na schemacie, ale młoda pisarka ma ta tyle dobre pióro, że intryguje czytelnika. Choć niemal od pierwszej strony jesteśmy w stanie przewidzieć mniej-więcej zakończenie, to powieść ma dużo mały zaskoczeń – bardzo dobry humor, ciekawe komplikacje, jakie stają na drodze bohaterów. Na pewno ogromną zaletą książki jest fakt, że cały czas się coś dzieje – od samego początku akcja gna z zawrotną prędkością, sytuacja coraz bardziej się komplikuje, a czytelnik nie jest w stanie oderwać się od książki.

Z całą pewnością szybką lekturę „Kolacji z wampirem” umożliwia styl, jakim posługuje się autorka. Jest on bardzo lekki, potoczny, młodzieżowy. Dialogi skrzą się od humoru i sarkazmu, przez co powieść nieco przypominała mi serię Cariny Bartsch. Niestety, momentami irytował mnie styl, jakim posługiwała się Abigail Gibbs. Po pierwsze, drażniły mnie dialogi, które odbywały się w myślach bohaterów – tak, tak, ja wiem, że wampiry umieją się telepatycznie porozumiewać – gubiłam się w nich i nie wiedziałam kto co mówi. Kolejną wadą stylu Abigail Gibbs są wszechobecne przekleństwa. Może i ja jestem niedzisiejsza i przewrażliwiona, ale sama staram się nie klnąć (publicznie) i używanie takich słów w literaturze mnie mierzi. Natomiat pozytywnie zaskoczyły mnie sceny erotyczne – jak wiecie, zazwyczaj ich nie znoszę, ale tutaj były naprawdę gorące i pobudzające zmysły.

Największą wadą tej książki wcale nie była przewidywalność, bo przecież nie zawsze musimy czytać literaturę pisaną wielką literą, każdy czasem potrzebuje mało wymagającej książki, która po prostu pozwoli mu się odprężyć. Natomiast tym, co najbardziej denerwowało mnie w „Kolacji z wampirem” była główna bohaterka. To tak niekonsekwentnie prowadzona postać! Poznajemy ją jako taką twardą, Kick-assową babkę, która wie czego chce. To, jak z początku pogrywa z Kasparem jest wspaniałe i naprawdę wtedy ją lubiłam. Natomiast z każdą przewracaną stronę jej inteligencja maleje, maleje, maleje. Ona podejmuje takie irracjonalne decyzje! Proszę was, która dziewczyna lub kobieta kilka dni po próbie gwałtu prawie kocha się ze swoim porywczem? W ogóle, nie rozumiem wątku miłosnego między Kasparem a Violet – chociaż miłośc podobno nie jest do rozumienia. Ale tutaj nienawiść i pogarda, jaką nasza główna bohaterka darzy księcia wampirów niespodziewanie i nie wiadomo kiedy zamienia się w wielkie uczucie… I szczerze mówiąc, absolutnie nie rozumiem, dlaczego bohaterki książek YA ZAWSZE! Wybierają dupków, którzy ich nie szanują… Czy tylko ja marzę o mężczyźnie, który nie będzie mnie więził/gwałcił/uważał za szmatę?

Pozostałe postaci są bardzo sztampowe – mamy do czynienia z mrocznym Bad boyem, przy okazji księciem wampirów, który ma traumatyczną przeszłość (znaaane!), miły chłopakiem, którego główna bohaterka sprowadza do friendzone’u (znaaane!) czy wreszcie zazdrosną konkurentkę (znaaane!). Jednak Abigail Gibbs pomimo tej schematyczności sprawiła, ze jej bohaterowie nieco się wyróżniają i czytelnik naprawdę je lubi.


Mogłabym jeszcze pisać i pisać o tej książce, bo naprawdę wywołała u mnie lawinę różnych emocji ( w pewnym momencie nawet się poplakałam), jednak nie chcę, by ta recenzja była zbyt długa, bo podobno nikt nie czyta długich tekstów. Nadal nie wiem, czy „Kolację z wampirem” Wam polecać, czy odradzać. Myślę, że po przeczytaniu tej recenzji wiecie już, czego możecie się spodziewać i w zależności od tego, czego obecnie oczekujecie od literatury, podejmiecie decyzję!

Ocena: 6/10 (dobra)

Książka bierze udział w wyzwaniach:

(Kategoria - Nowopoznany nieamerykański autor)

(+ 4 cm)


 (książka na literę "K")


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz