niedziela, 13 listopada 2016

(102) "Wbrew sobie" Katarzyna Kołczewska

Hej, hej, Kochani!
Czy Wy też macie ten problem, że kupujecie nałogowo książki, które kurzą się na półkach, bo nie macie czasu ich czytać? Albo chcecie przeczytać jakąś książkę, ale jest ona zbyt duża objętościowo, by mogło się to udać? Ja też! Ale już mam o jedną taką lekturę mniej, bowiem niedawno skończyłam czytać cegiełkę autorstwa pani Katarzyny Kołczewskiej – „Wbrew sobie”. Książkę, którą notabene zakupiłam na zeszłorocznych Krakowskich Targach Książki… Trochę wstyd, prawda? Do lektury podchodziłam bardzo negatywnie nastawiona, bo już raz sparzyłam się  na grubych obyczajówkach pisanych przez polskie autorki…

Ewelina i Adam Rajscy to pozornie idealne małżeństwo. Dobrze ustawieni finansowo, z satysfakcjonującą ich pracą, mieszkający w luksusowym apartamentowcu w Warszawie.  Ich życie posiada jednak jedną rysę – od lat starają się o dziecko. Gdy w końcu wydaje się, że marzenia się spełniają, a kolejna próba in vitro kończy się sukcesem, Ewelina niespodziewanie roni. Od tego czasu małżeństwo Rajskich zaczyna przeżywać kryzys – kobieta ucieka w egoizm, manipuluje bliskimi i skupia się jedynie na własnych potrzebach. W pewnym momencie jednak postanawia powiedzieć dość... Czy małżeństwo Rajskich uda się uratować? Czy Ewelina zrozumie, że nie ona jedna przeżywa problemy? Odpowiedzi na te pytania odnajdziecie, sięgając po książkę pani Katarzyny Kołczewskiej.

Dawno nie miałam tak niespójnego zdania, co do książki. Nie zliczę, ile razy chciałam ją odłożyć na półkę, a jednocześnie kontynuowałam, chcąc się mimo wszystko przekonać, co będzie dalej. Lektura ta jednocześnie irytowała mnie swoją nierealnością, jak i zdumiewała prawdziwością niektórych refleksji. Dlatego też recenzja ta może być ciut chaotyczna, gdyż postaram się przedstawić Wam wszystkie plusy i minusy tej cegiełki autorstwa Katarzyny Kołczewskiej.

Pierwszym powodem, przez który chciałam rzucić książkę, była główna bohaterka. Ewelina to typ człowieka, którego nie lubię najbardziej – słaba, zapatrzona w siebie dziewczyna wymagająca ciągłego poklepywania po główce. Momentami jej użalanie się, choć uzasadnione, niesamowicie działało mi na nerwy, tak samo zresztą, jak poczucie o własnej niezwykłości i niesamowitości. Z drugiej strony, wraz z rozwojem akcji Ewelina zmieniała się i dorastała – i właśnie dla tego wątku warto pomęczyć się przez pierwszych kilkaset stron. Skrajne emocje wzbudził we mnie także mąż Eweliny, Adam – głównie ze względu na swoje niezdecydowanie w uczuciach. Nie jestem w stanie zrozumieć podejmowanych przez niego decyzji, uważam je za mało racjonalne. Największy problem, jaki mam z postaciami w tej książce jest to, że zdają się być jednocześnie bardzo prawdziwi, jak i bardzo przerysowani. Niby są to ludzie tacy, jakich możemy spotkać na co dzień w naszym życiu, jednak wydaje się, że, jak śpiewała Maryla Rodowicz, „to już było”. Pewne typy charakterologiczne poznaliśmy już w wielu filmach i książkach, przez co powieść „Wbrew sobie” traci nieco na wiarygodności.

Czytając powieść pani Kołczewskiej czułam się nieco tak, jakby oglądała kolejny odcinek „Trudnych spraw” czy „Dlaczego ja?”. Oczywiście, rozumiem, że celem autorki było ukazanie, że tak naprawdę nikt nie ma idealnego życia, każdy zmaga się ze swoimi problemami, jednak było to aż przejaskrawione. Bohaterom na przełomie kilku miesięcy życie dosłownie runęło w gruzach, odmieniło się w stu procentach, odwróciło o sto osiemdziesiąt stopni, by na koniec książki wszystko ułożyło się jak za dotknięciem magicznej różdżki… Sądzę także, że autorka przesadziła w ilości problemów, jakie mogą spać na kilka osób: bezpłodność, niepełnosprawność, długi, więzienie, morderstwo… Czekałam, w jaki jeszcze sposób autorka utrudni życie swoim bohaterom, ale niestety, nie było to przyjemne wyczekiwanie.

Ale, z drugiej strony, nie mogę całkowicie przekreślić książki pani Kołczewskiej. Choć z jednej strony irytowała mnie podobieństwem do paradokumentów popularnych stacji telewizyjnych, to jednocześnie dała prawdziwą lekcję życia. „Wbrew sobie” każe oderwać się choć na chwile od swoich problemów i dostrzec, że nikt nie ma idealnego, bezproblemowego życia. Powieść ta jest także genialnie umiejscowiona w znanych nam realiach, troski, które dotykają postaci, mogą spotkać każdego człowieka. Autorka w świetny sposób opisuje uczucia, motywacje i przemiany. Kreuje silne kobiecie bohaterki, poszukujące zrozumienia, wybaczenia, miłości i swojego szczęścia.


„Wbrew sobie” to książka, która, pomimo niezbyt udanego początku, ostatecznie zrobiła na mnie dobre wrażenie. Pozwoliła przemyśleć kilka spraw i dostarczyła wzruszeń. Niemniej, poleciłabym ją tylko miłośniczkom tak zwanej literatury kobiecej – w przeciwnym razie, tak Cegłowa pozycja może Was znudzić!

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Książka bierze udział w wyzwaniach:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz