wtorek, 27 października 2015

(16) "List z powstania" Anna Klejzerowicz

Hej, hej, kochani!
Na samym początku chciałabym Was bardzo, bardzo serdecznie przeprosić za taki mały zastój na blogu – niestety mój komputer postanowił się zepsuć i nie miałam możliwości dodawania postów. Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o pewnej powieści, która okazała się czymś zupełnie innym, niż oczekiwałam.

Sięgając po „List z powstania” marzyłam o pięknej, wzruszającej powieści osadzonej w jednym z moich ulubionych historycznych okresów. Niestety, w czasie powstania warszawskiego jedynie zaczyna się historia, która potem ciągnie się przez lata komunizmu, a potem początki wolności. Głównymi bohaterkami książki są kolejne przedstawicielki rodu Bańkowskich – osierocona w 1944 roku Julia i jej córka Marianna. Obie zmagają się z rodzinną obsesją – wyjaśnieniem losów zaginionej w tajemniczy sposób łączniczki Hanki.


Anna Klejzerowicz stworzyła pełną napięcia i nieoczekiwanych zwrotów akcji powieść na poły sensacyjną, na poły obyczajową, a nawet trochę historyczną. W swojej książce zmierzyła się z problemem obsesji, rozpamiętywaniu przeszłości i jej zgubnym wpływem na teraźniejszość.

Wielkim plusem książki są jej główne bohaterki. Julia i Marianna, mimo wielu różnic są tak naprawdę do siebie podobne. To kruche kobiety zmuszone do mierzenia się ze skomplikowanymi przez historie losami. Na ich całym życiu cień położyło tajemnicze zaginięcie siostry i ciotki – Hanny, łączniczki w powstańczej Warszawie. Obie, żyjąc przeszłością, utraciły teraźniejsze szczęście. Choć niejednokrotnie ich decyzje budziły mój sprzeciw i niezrozumienie, polubiłam je i miałam nadzieję, że uda im się rozwikłać zagadkę z przeszłości.

Na uwagę zasługuje także kreacja pozostałych bohaterów. Są oni bardzo prawdziwi, zmagają się z rzeczywistymi problemami i rozterkami moralnymi. Każda z postaci ma swoje cechy charakterystyczne, za które możemy je polubić. Historia często plącze ich losy, zmuszając do podejmowania najtrudniejszych decyzji.

Jak sugeruje opis na okładce, mamy do czynienia z kryminałem historycznym. Przyznam, ze to pierwsze moje spotkanie z tym gatunkiem, więc dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że wielokrotnie zwroty akcji szokowały mnie. Anna Klejzerowicz utkała misterną intrygę, gdzie z pozoru nieistotne fakty łączą się, a zakończenie wprost sprawia, że opada nam szczęka. Dawno nie spotkałam się z tak przemyślaną, a jednocześnie stosunkowo krótką fabułą, gdzie każdy element miał swoje znaczenie i tworzył część przerażającej układanki.

Autorka stworzyła piękną, bardzo życiową powieść. Mimo zawiłej i przerażającej intrygi, momentami możemy poczuć ciepło i nadzieję na dobre rozwiązanie. To książka ku przestrodze, do czego może doprowadzić nas zbytnie zapatrzenie w przeszłość i rozpamiętywanie starych ran.  Powieść zwraca uwagę także na to, że tak naprawdę nikt nie jest taki, za jakiego go uważamy. Nie odbiera jednak do końca wiary w ludzką dobroć i życzliwość.

Polecam tę książkę wszystkim fanom rodzinnych sag, historii ludzi, na których losach odcisnęła się historia, a także miłośników książek z tajemnicami. Fanów klasycznych kryminałów może trochę rozczarować relatywnie mała ilość zwrotów akcji.

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Cytaty:

  • Ludzie lubią mówić dużo, ale nigdy konkretnie. Kidy naprawdę coś wiedzą, wolą nabrać wody w usta.
Książkę zrecenzowałam w ramach wyzwania "Czytam nie tylko amerykańskich autoróq"