piątek, 25 maja 2018

(245) "Zaginieni" Patricia Gibney



Hej, hej, Kochani!

Przez bardzo, bardzo długi czas byłam przekonana, że kryminały to nie moja działka. Omijałam je szerokimi drogami, na szczęście dzięki poznaniu i pokochaniu twórczości Remigiusza Mroza przekonałam się i do tego gatunku. Poprzez miesiące przygotowań do matury go zarzuciłam, na szczęście – CZAS NA WIELKI POWRÓT! Pierwszym kryminałem, do którego sięgnęłam po zdecydowanie zbyt długiej przerwie byli „Zaginieni” – debiut irlandzkiej pisarki Patricii Gibney. I to był strzał w dziesiątkę! Klasyka gatunku, która przypomniała mi, czemu tak lubię sięgać po książki tego typu.


Rok 1975. W irlandzkim domu dziecka prowadzonym przez siostry zakonne zamordowany zostaje chłopiec. Jego ponuremu pogrzebowi przygląda się trójka podopiecznych Domu świętej Angeli. Każde z nich zastanawia się, czy to ono stanie się kolejną ofiarą psychopatycznych duchownych. Rok 2015. W kościele odnalezione zostają zwłoki uduszonej Susan Sullivan, nieśmiałej i zamkniętej w sobie urzędniczki. Wkrótce później jej współpracownik, John Brown ginie poprzez powieszenie, a śledczy mają prawo uważać, że nie było to samobójstwo. Inspektor Lottie Parker, wdowa i matka trójki dzieci, zaczyna prowadzić śledztwo. Okazuje się, że tajemnicze zgony powiązane są z wydarzeniami w Domu świętej Angeli, a grasujący morderca zagraża nawet rodzinie pani policjant.


„Zaginieni”, wbrew zapowiedziom z okładki, nie jest thrillerem. To klasyczna książka z dreszczykiem , w której wraz z protagonistą usiłujemy rozwiązać zagadkę tajemniczych morderstw. Nie jest to bynajmniej zarzut wobec książki, która niesamowicie mnie wciągnęła i pewnie, gdyby nie matury, przeczytałabym ją w dwa-trzy dni. Czytanie jej było tak przyjemnością, że zapomniałam, że jest to debiut autorki, a to naprawdę duży komplement!


Akcja debiutu irlandzkiej pisarki rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych. Dominująca część wydarzeń ma miejsce we współczesności, a wstawki z lat 70. Pozwalają lepiej zrozumieć wydarzenia i psychikę bohaterów. Dzięki takiemu wyważeniu proporcji czytelnik nie gubi się w fabule, a jedynie coraz lepiej ją rozumie. Sama intryga jest bardzo sprawnie skrojona. Co chwila pojawiają się nowe okoliczności i tropy, które umożliwiają odbiorcy współuczestniczenie w śledztwie. Może nie jest to najbardziej skomplikowany kryminał, bowiem ja już w połowie wiedziałam, kto zabił i kto jest kim, jednak przyjemnie uczestniczyło mi się w postępowaniu prowadzonym przez inspektor Parker. A w pewnym momencie napięcie wzrosło do tego stopnia, że nie zważałam na późną porę – po prostu musiałam wiedzieć, co stanie się dalej! Dynamizacji akcji służył także podział na bardzo krótkie rodziały, zakończone zwrotem akcji lub emocjonującym wydarzeniem – TRZEBA BYŁO CZYTAĆ DALEJ!


Z całą pewnością zaletą „Zaginionych” jest kreacja bohaterów. Z całego serca pokochałam główną bohaterkę, inspektor Parker. Jest to silna postać, która zmuszona jest łączyć rolę samotnej matki i profesjonalnej policjantki. Poznajemy jej doświadczenia, wątpliwości, błędy i emocje. Kibicujemy jej zarówno na gruncie rodzinnym, jak i zawodowym. Kolejną postacią, która wzbudziła u mnie ciepłe uczucia jest zawodowy partner Parker, Boyd. Ironiczny, odważny policjant, do którego pani inspektor wyraźnie czuje miętę (zresztą, co bardziej kochliwe czytelniczki też ją poczują). Ale to, co w kryminałach jest najważniejsze to kreacja czarnych charakterów. I tu jest naprawdę świetna! Przestępcy wzbudzają u czytelnika strach i wstręt. Jednocześnie są to ludzie z krwi i kości, których czyny są konsekwencją traum z dzieciństwa. Patricii Gibney udało się świetnie pokazać, że zło zawsze wraca!


„Zaginieni” poruszają trudny i drażliwy temat, jakim jest molestowanie seksualne i pedofilia wśród duchownych. Uważam, że ten motyw niesamowicie łatwo zepsuć, zmierzając zbyt radykalnie albo w stronę naturalizmu, albo w stronę usprawiedliwiania grzechów księży. Tutaj Patricia Gibney znalazła idealny złoty środek. Opisy zbrodni są przerażające, ale jednocześnie wyważone i opisane ze smakiem – brak tu zbędnego epatowania okrucieństwem, jednak można wyobrazić sobie, jakie zło wyrządził Kościół katolicki tym najmniejszym i najbardziej niewinnym. 


Styl Patricii Gibney zdecydowanie ułatwia lekturę. Pisarka nie posługuje się szczególnie artystycznym językiem, nie ma on na celu zachwycić czytelnika, lecz jedynie przekazywać informacje. I sprawdza się świetnie! Wyłapałam kilka drobnych potknięć językowych, jednak nie zważyły one na całościowym odbiorze powieści. Z całą pewnością na plus zaliczyć można dialogi – są bardzo żywe i realistyczne. Uważam, że język autorki zdecydowanie dopasował się do tematyki i jest kolejnym plusem tej powieści.


Podsumowując, bardzo cieszę się, że Wydawnictwo Niezwykłe pozwoliło mi zrecenzować ten porywający debiut. „Zaginieni” okazali się być bardzo przyjemnym powrotem do świata  kryminałów. Na pewno sięgnę po kolejne tomy przygód inspektor Parker, którą obdarzyłam ogromną sympatią! Mam nadzieję, że będą miały równie porywającą fabułę!

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Książka bierze udział w wyzwaniach:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz