poniedziałek, 31 grudnia 2018

(anty) TOP 10 - Książkowe potworki 2018

Hej, hej, Kochani!
Nowy Rok już za pasem! Dzisiejszą noc spędzimy na tańcach, balach i zabawie! Jakie są Wasze plany na tę niezwykłą noc? Mam nadzieję, że w ferworze imprezowych przygotowań znajdziecie chwilę, by przeczytać moje zestawienie książek - dziesięciu literackich potworków, którym nie warto poświęcać czasu. Choć generalnie 2018 rok był czasem naprawdę dobrych książek, trafiło mi się kilka niewypałów - niestety także od autorów, których zawsze kochałam. Oczywiście, w rankingu znajdą się nie tylko książki wydane w tym roku, lecz pozycje, które miałam względną przyjemność poznać w ciągu ostatnich 12 miesięcy Oto i moje najgorsze książki 2018 roku!



10) Corinne Michales - "Consolation"
Rok 2018 boleśnie uświadomił mi, że romanse to nie są już książki, po które sięgałabym chętnie. Historia miłości wdowy po żołnierzu i najlepszego przyjaciela zmarłego była tak przesadzona i nierealistyczna, a do tego przewidywalna, że męczyłam się, czytając ją. Niesamowite zbiegi okoliczności, które zawsze ułatwiały wszystko bohaterom bawiły mnie, ale w ten żenujący sposób. Fabuła zginęła wśród miłosnych uniesień, a język był tak prosty, że nie umiał oddać trudnych emocji targających bohaterami. Irytowali mnie także bohaterowie papierowi i nierealistyczni, nie mający żadnych, żadnych, żadnych wad. 








9) Remigiusz Mróz - "Nieodnaleziona"
Jakim cudem, chciałoby się zapytać, jakim cudem autor, który zawsze znajdował się w topce najlepszych książek, teraz jest na drugim biegunie. Niestety, "Nieodnaleziona" to książka zła, głupia i szkodliwa. Remigiusz Mróz tworzy w niej opowieść o przemocy wobec kobiet, robi to jednak bez najmniejszego wyczucia, bez empatii, bez próby wczucia się w emocje bohaterki, robiąc to w sposób sprawozdawczy i emanując coraz to bardziej wymyślnymi wulgaryzmami i bardziej szczegółowymi opisami tortur. Wydawało mi się to jedynie wykorzystaniem chodliwego społecznie tematu do zbudowania sobie zaplecza medialnego. Fabuła "Nieodnalezionej" jest tak głupia i absurdalna, oderwana od rzeczywistości, że czytelnik nie jest w stanie zaangażować się w nią emocjonalnie, nie jest w stanie razem z głównym bohaterem dociekać prawdy.





8) Dominika Smoleń  - "Bieg do gwiazd"
Książka to to jedno wielkie narzekanie. Polska autorka opowiada historię dziewczyny chorej na cukrzycę i depresję, która postanowiła, idąc za prośbą zmarłej babci, dać sobie trzydziestodniową szansę na przeżycie szczęśliwego życia. Choć tematyka wydaje mi się bardzo ciekawa, to jednak wykonanie bardzo zawiodło. Cukrzyca ukazana jest w powieści jako najpoważniejsza z możliwych chorób, główna bohaterka obwinia ją za wszystkie życiowe niepowodzenia i nie podejmuje żadnej próby pogodzenia się z nią. Ada, najważniejsza postać powieści, jest tak irytująca, że naprawdę miałam nadzieję, że się zabije, a z tym skończy się ta książka.  Rani ludzi naokoło, nawiązuje przyjaźnie, wiedząc, że chce zakończyć swoje życie. Kolejną wadą książki jest nierzeczywiste nagromadzenie tragedii w książce, gdzie niemal każdy z bohaterów przeżywa ogromny życiowy dramat. Nie przekonał mnie też sposób pisania - bardzo patetyczny i bardzo sztywny, sztuczny. Autorka z pewnością miała dobry pomysł, jednak wykonanie książki po raz kolejny mnie zawiodło.


7) Jonas Jonasson  - "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął"
Powieść szwedzkiego pisarza  to typ książki, której odbiór bardzo, bardzo zależy od tego, jakie macie poczucie humoru, jakie granice absurdu sobie wyznaczacie. Mnie opowieść o życiu stulatka, który postanowił uciec z domu spokojnej starości i jak za młodych lat przeżyć wielką przygodę po prostu zmęczyła. Lubię się śmiać, lubię żartować, jednak spiętrzenie absurdu w "Stulatku" było dla mnie zbyt duże - mam wrażenie, że autor jedynie wymyślał coraz to bardziej nieprawdopodobne sytuacje, nie martwiąc się o to, jak wpłynie to na fabułę. Niejednokrotnie Jonas Jonasson naruszył moje granice dobrego smaku - trywializując śmierć,  ukazując Józefa Stalina jako sympatycznego wujaszka czy wreszcie łagier, jako całkiem miłe miejsce, tylko że wódki nie dają. Główny bohater nie wzbudził ni cienia mojej sympatii, był egoistą i pijakiem, który w życiu nie kierował się żadną wyższą ideą. Ta książka była tak zła, że nie byłam w stanie zmusić się do jej czytania.


6) Tomasz Kubicki - "Kobiece drogi"
Bardzo dziwi mnie, że książka o II wojnie światowej znalazła się w rankingu najgorszych książek tego roku, jednak czułabym się  źle, gdybym nie powiedziała Wam, że mimo tak poruszającej tematyki, książka nie podobała mi się. Wbrew pozorom "Kobiecie drogi" nie są zbiorem wspomnień, lecz opowieściami Tomasza Kubickiego na temat kobiet, którym przyszło żyć w czasach okupacji hitlerowskiej i sowieckiej. Niestety, jest to wielka wada, ponieważ autor ma niesamowicie irytujący, patetyczny styl, pełen dziwnych metafor. Dodatkowo, jego książka to często przepisywanie fragmentów innych publikacji. "Kobiece drogi" nie wnoszą do tematu zupełnie nic nowego, irytują za to generalizowaniem, wartościowaniem narodowości i czarno-białym patrzeniem na historię.





5) Colleen Hoover -"Confess"
Kolejna na liście książka autora, którego dawniej uwielbiałam - i znów szkoda, szkoda, szkoda.  Zawsze lubiłam powieści Hoover, były prawdziwymi emocjonalnymi bombami, a historie w nich przedstawione kruszyły mi serce. Tym razem się tak nie stało.  Historia miłosna ukazana na łamach "Confess" nie zrobiła na mnie w ogóle wrażenia, nie umiałam w nią uwierzyć - może dlatego, że jej opis ograniczył się jedynie do ukazania namiętności? Choć od strony technicznej nie mogę wiele książce zarzucić, bo jest napisana naprawdę sprawnie, to jednak stanowiła dla mnie takie rozczarowanie, taki zbiór schematów, że z przykrością umieszczam ją na tej liście.






4) Regina Brett - "Kochaj"
I znów zawiodłam się na autorze, którego niegdyś kochałam - to takie smutne. Reginę Brett pokochałam za  to, że potrafiła zmotywować do uwierzenia w siebie, do samoakceptacji i do afirmacji życia. Niestety, w "Kochaj" było to już przesadzone. Autorka, zamiast skupić się na mobilizacji do rzeczywistej zmiany myślenia, proponuje puste gesty typu: kupowanie peleryny supermana czy pisanie list.  Pisarka promuje też hiperoptymizm, z którym nie do końca jestem w stanie się zgodzić - sama uważam, że w życiu człowieka powinno być także miejsce na smutek, nie wszystko, co nas spotyka jest dobre. Sądzę też, że ten poradnik jest nieco przegadany, a te same treści często się powtarzają.








3) Bruno Schulz - "Sklepy cynamonowe"
Czas przejść do trzech zdecydowanie najgorszych tytułów tego roku. Tę niechlubną listę otwiera jedna z moich ostatnich lektur szkolnych, "Sklepy cynamonowe". Boże, ile ja łez przy tej książce wylałam, ile razy przeklinałam Brunona Schulza. Wiem, że to wybitna książka, że naprawdę miała wielkie znaczenie dla polskiej literatury, jednak nie byłam w stanie przebrnąć przez ten absurd, przez tak wysoki poziom artyzmu. Nie umiałam odnaleźć się w fabule, cały czas się gubiłam, a lekcje omawiające tę książkę były dla mnie prawdziwą torturą.










2) Anna Klejzerowicz - "Czarownica"
Bardzo długo wydawało mi się, że to będzie najgorsza książka w tym roku. Pamiętam irytację, jaką we mnie wywołała. "Czarownica" to kolejne miałkie i beznadziejnie wykonane wykorzystanie tego samego motywu - ucieczki na wieś,która znów okazuje się być wprost rajem na ziemi, gdzie wszystkie problemy magicznie się rozwiązują. Novum miało być postanowienie na pozycji narratora mężczyzny - niestety nic to nie zmieniło, a Michał był tak niemęskim mężczyzną, że aż bolało - wciąż analizował swoje uczucia i szukał drugiego dna. Akcja pędzi na łeb na szyję, brakuje miejsca, by wczuć się w uczucia bohaterów, wszystko dzieje się natychmiastowo, co chwilę mamy do czynienia ze skokami czasowymi - przez to nijak nie można wciągnąć się w historię. Książka sprawia wrażenie szkicu, streszczenia, a nie pełnej powieści Bohaterowie nie budzą żadnych pozytywnych uczuć. Naprawdę, jedyną zaletą tej książki jest to, że jest krótka.




1) Katja Kettu - "Akuszerka"
OCH. JAK. JA. NIENAWIDZĘ. TEJ. KSIĄŻKI. Określana mianem najwybitniejszej fińskiej powieści ostatnich lat opowieść o II wojnie światowej była pozbawiona fabuły, za to przepełniona wulgaryzmami. Opierała się niemal jedynie na obrzydliwych opisach masturbacji i stosunków seksualnych. Niemal każda rzecz porównana jest w obrazowy sposób do  narządów płciowych. Fabuła jest rwana i nie sposób zrozumieć, o co w książce chodzi - oprócz tego, że o cipki i o chuje. Zdecydowanie, najgorsza książka 2018 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz