wtorek, 7 lutego 2017

(126) "Szeptucha" Katarzyna Berenika Miszczuk

Hej, hej, Kochani!
Jesienią ubiegłego roku namówiona (zmuszona szantażem) przez moją kochaną Kityy Aillę przeczytałam pierwszy tom serii o Wiktorii Biankowskiej autorstwa polskiej pisarki Katarzyny Bereniki Miszczuk.  Zakochałam się w tej książce, więc bez wahania na krakowskich Targach Książki zakupiłam inną powieść pani Miszczuk – „Szeptuchę”. Trochę na półce wyleżała, jednak wreszcie po nią sięgnęłam. I uważam, że zrobiłam to w bardzo dobrym czasie, gdyż niedawno na historii omawialiśmy monarchię pierwszych Piastów, a poza tym dla poszerzenia swoich literackich horyzontów czytam znakomity esej pani Marii Janion – „Niesamowita Słowiańszczyzna”. „Szeptucha” więc idealnie wpisała się w moje obecne klimaty!


XXI wiek, pogańskie Królewstwo Polskie rządzone od tysiąca lat przez monarchów z  dynastii Piastów. Tak, tak, dobrze przeczytaliście. W swojej kolejnej książce Katarzyna Berenika Miszczuk tworzy alternatywną wizję przeszłości, w której Mieszko I nie zdecydował się przyjąć chrztu. W państwie Polan wciąż żywa jest wiara w bogów, którzy ingerują w życie swoich wyznawców, prosty lud leczy się u szeptuch i zasięga rad u wróżów, a w kątach domów można znaleźć życzliwe ubożęta. Przewodniczką po tym świecie jest Gosława Brzózka, zwana po prostu Gosią, która po ukończeniu studiów medycznych musi odbyć roczną praktykę u wiejskiej szeptuchy. Na wskroś nowoczesna, negatywnie nastawiona do słowiańszczyzny bohaterka nie jest bynajmniej zachwycona tą koniecznością. Wszystko zmienia się, gdy na jej drodze w malutkiej wsi Bieliny staje przystojny i tajemniczy Mieszko…

„Szeptucha” to książka, którą bardzo ciężko mi recenzować. Nie jest ona bynajmniej tak dobra, jak „Ja, diablica”, ale nie jest też zła – jej lektura sprawiła mi prawdziwą przyjemność. Kiedy planowałam tę recenzję, myślałam, czy nie rozbić jej na poszczególne elementy, wyodrębnić te dobre i te złe. Jednak również i to jest niemożliwe w przypadku pierwszego tomu serii „Kwiat paproci”. W książce ciężko znaleźć rzeczy bez wad lub też całkowicie złe.

Myślę, że najważniejszy w „Szeptusze” jest wykreowany przez Katarzynę Berenikę Miszczuk świat. Po pierwsze, należy ją pochwalić za to, że zechciała przywrócić literaturze popularnej niesamowite wierzenia naszych przodków, których ileś tam set lat temu się wyzbyliśmy. Doskonale znamy bogów świata antycznego – Hadesa, Zeusa, Posejdona, a dzięki tej książce mamy okazję poznać także Światowita, Swarożyca, Welesa. Bogowie pojawiający się na kartach „Szeptuchy” są pełnoprawnymi bohaterami obdarzonymi własnymi cechami charakteru, które zapadają czytelnikowi w pamięć. Oprócz nich, czytając powieść, możemy spotkać inne istoty fantastyczne charakterystyczne dla słowiańskich wierzeń: rusałki, ubożęta, wąpierze. Pisarka przywołuje także obchody dawnych, przedchrześcijańskich obrzędów związanych z obchodami Jarego Święta, przesilenia wiosennego czy Nocy Kupały. Widać, że Katarzyna Berenika Miszczuk musiała solidnie przygotować się do pisania tej książki i zapoznać się z faktami dotyczącymi religii naszych przodków. Nieco gorzej moim zdaniem wypadł pomysł z odrzuceniem Mieszkowego chrztu – w związku z tym konceptem występują zarówno błędy logiczne (jeśli odrzucamy władców elekcyjnych, to skąd wziął się most Poniatowskiego?), jak i historyczne – autorka chyba pogubiła się w powtarzających się imionach przedstawicieli piastowskiej dynastii i sprawiła, że Mieszko II Lambert został ojcem… Swojego własnego ojca, Bolesława Chrobrego! Nie wiem jednak, czy jest to tak duży błąd, bo pewnie gdyby nie to, że obecnie uczę się do sprawdzianu z Polski wczesnopiastowskiej, pewnie nie zwróciłabym na to uwagi.

Czas wspomnieć kilka słów o bohaterach. Po pierwsze, stanowczo mojej sympatii nie wzbudziła główna bohaterka, Gosława. Choć teoretycznie jest dojrzałą kobietą, wykształconą, aspirującą do poważnego zawodu, to zachowuje się jak dziecko. Jej rozmyślania i lęki są irracjonalne (może to właśnie ma budzić śmiech u czytelnika). Bo, zastanówmy się, która kobieta w tym wieku martwiłaby się tym, że ktoś zobaczy jej majtki z Hello Kitty? Takie zachowanie bardziej pasuje mi do piętnasto-szesnastolatek, które nagle zaczęły uważać się za bardzo dorosłe. Dodatkowo, po kilkuset stronach męczy tak negatywne podejście Gosi do życia – wyobrażacie sobie, że ona cały czas narzeka? I to dokładnie na to samo! Natomiast książkę zdecydowanie ratują bohaterowie drugoplanowi, którzy zdecydowanie wyłamują się ze schematów. Uwagę warto zwrócić chociażby na Babę Jagę – wiejską szept uchę, która poza godzinami pracy mieszka w bogatej willi czy na Mieszka – tajemniczego przystojniaka, który skradł serce Gosławy.

Gdy sięgałam po „Szeptuchę” spodziewałam się zwykłego romansidła, ewentualnie obyczajówki rozgrywającej się w alternatywnej wersji rzeczywistości. Tymczasem Katarzyna Berenika Miszczuk bardzo mnie zaskoczyła i w swoją książkę wplotła wątek przygodowo-fanatastyczny, wplątując w to nieśmiertelnych oraz słowiańskich bogów. Głównie ze względu na ciekawość, jak rozwiąże patową sytuację, w którą wplątała swoją bohaterkę, chcę sięgnąć po „Noc Kupały”.

Styl pani Katarzyny Bereniki Miszczuk jest bez wątpienia bardzo specyficzny. Pisarka opowiada swoje historie w sposób prosty, używając dużej ilości kolokwializmów i lekko wulgarnych, dwuznacznych dialogów. Z pewnością nie jest to literatura wysokich lotów i tak prozaiczny styl może niekiedy razić, jednak przez to „Szpetucha” jest zdecydowanie łatwa w odbiorze.


Podsumowując, uważam, że  mimo licznych wad, „Szeptucha” jest powieścią, po którą warto sięgnąć dla relaksu. Oryginalna fabuła i motywy z pewnością potrafią umilić każdy wieczór. Jednak, gdy będziecie sięgać po to dzieło, nie nastawiajcie się na ambitną literaturę – na pewno się nie zawiedziecie!

Ocena: 6/10 (dobra)

Książka bierze udział w wyzwaniach:

(wariant II)










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz