piątek, 23 grudnia 2016

(112) "Za żadne skarby" Vera Falski

Hej, hej, Kochani!
Był taki czas w moim literackim życiu, że z prawdziwą pasją czytałam książki obyczajowe, opowiadające o życiu zwykłych ludzi. Dlatego kiedy moja Przyjaciółka pożyczyła mi debiutancką książkę tajemniczej autorki Very Falski, ucieszyłam się, myśląc, że miło będzie zrobić sobie sentymentalną wycieczkę w przeszłość i znów zaczytać się w książce z gatunku tych, które zachwycały mnie jeszcze kilka lat temu. Mój entuzjazm tym bardziej rósł, im więcej recenzji wychwalających „Za żadne skarby” niemal pod niebiosa przeczytałam. Wreszcie nadszedł ten czas i z debiutem pani Falski zapoznałam się i ja. I niestety, skonsternowana zastanawiam się, czy ja na pewno czytałam tę samą powieść, co inni blogerzy?

Ewa to dziewczyna z mazurskiej wsi, której udało wyrwać się z prowincji. Ukończyła studia, zajęła się pracą naukową w dziedzinie mikrobiologii. Znalazła mężczyznę, z którym, zdawałoby się, może ułożyć sobie życie. Wszystko odmieniło się diametralnie po śmierci jej matki. Ewa zmuszona była porzucić szansę na rozwój kariery i wrócić do rodzinnej Wężówki, by zająć się uzależnionym od alkoholu ojcem, siostrami oraz cierpiącym na rzadką chorobę genetyczną bratem. W Wężówce nieoczekiwanie poznaje młodego i przystojnego milionera, który na zawsze odmieni jej życie.


Jak mogliście domyśleć się ze wstępu, debiutancka powieść Very Falski nie przypadła mi do gustu. Z prawdziwą przyjemnością się teraz nad nią poznęcam, ale najpierw postanowiłam opowiedzieć o nielicznych zaletach książki.

Z pewnością Vera Falski miała bardzo dobry pomysł na swoją powieść. Przewrotnie odwróciła schemat typowej obyczajówki, za co należą się jej brawa. Udało się jej uśpić czujność czytelniczki, a później zaserwować naprawdę ciekawy zwrot akcji. Jestem niemal stuprocentowo pewna, że gdyby autorka skróciłaby część przed wielkim cliffhangerem, oceniłabym jej debiut dużo, dużo wyżej.

Drugą zaletą książki „Za żadne skarby” jest bardzo ciekawie poprowadzona narracja. Autorka przedstawia opowiadaną przez siebie historię z wielu perspektyw. Dużym plusem z tym związanym jest duże i wiarygodne zróżnicowanie języka – poznajemy zarówno sposób wyrażania się młodej, zbuntowanej nastolatki, wykształconej pani doktor oraz miejscowego pijaczyny. Dzięki temu zyskujemy pełniejszy obraz wykreowanego przez Verę Falski.

Ale na tym już koniec zalet! Książka była tragiczna, nudna, beznadziejna! Zacznę może od największego minusa – bohaterowie! Wiecie, ja uważam, że to właśnie postaci są prawdziwym clou książki i jeśli są dobrze napisani, to powieść się obroni. Natomiast beznadziejnie skonstruowani potrafią zepsuć nawet najciekawszą książkę. Jak to wygląda w debiutanckiej powieści pani Falski? Wyobraźcie sobie, mimo moich najszczerszych chęci nie zdołałam polubić ŻADNEGO z bohaterów. Główna postać, Ewa, jest absolutnie zapatrzona w siebie i egoistyczna. Z wyższością traktuje wszystkich, zachowując się jak rozpieszczona księżniczka. Rani wszystkich i ma pretensje, że wszyscy są nastawieni przeciwko niej. Równie mocno irytuje siostra Ewy, Hanka, zapatrzona w siebie dziewczyna, uważająca się za lepszą od reszty z powodu swojej przynależności do Oazy. Właściwie jedyną postacią, która moim zdaniem była dobrze wykreowana była najmłodsza z sióstr, Mania. Zbuntowana, na siłę usiłująca epatować seksapilem, a tak naprawdę zagubiona czternastolatka była jedyną postacią, której nie darzyłam czystą nienawiścią.

Kolejną wadą powieści była niespotykana wręcz nuda, jaka gościła na jej kartach. Tak naprawdę całą akcję można by zamknąć na dwustu stronach.  Większą część książki zajmują mało interesujące opisy codziennego życia, zaskakujące swoją monotonią i nic nie wnoszeniem do akcji. Chyba przyzwyczaiłam się do książek pana Mroza, gdzie zwrot akcji pogania zwrot akcji. Natomiast w „Za żadne skarby” mamy do czynienia z rozwlekłymi opisami kolacji, obiadków i wizyt w Spa okraszone żenująco napisanymi scenami seksu. Nudy! Niezbyt przemyślanym zabiegiem było umieszczenie w książce tajemniczych listów pisanych przez Józefę, która w Wężówce znalazła się na skutek niemieckich opresji w czasie II wojny światowej. Nie dość, że napisane są irytującą, zbyt silnie archaizowaną polszyczną, która bawi, to jeszcze czytelnik, nie widząc żadnego związku z akcją książki, nie czyta ich z zainteresowaniem.

Ale teraz opowiem Wam o tym, co wkurzało mnie najbardziej! Jeju, jak ja nienawidzę opisów seksu w polskich książkach! Chociaż nie – ja nienawidzę opisów seksu w ogóle. Bo one albo są okropnie wulgarne, albo takie egzaltowane, że aż śmieszne. Na palcach jednej ręki policzę książki z dobrze opisanymi scenami erotycznymi („Ugly Love”, „Akademia wampirów”). Pani Vera Falski w swoim dziele postawiła na egzaltację i dziwne metafory… Irytowało mnie używanie słowa łono, wzniosłe metafory, którymi opisanymi był orgazm (wirujące gwiazdy i rozsypujące się z rozkoszy ciało? Serio?) i oczywiście sceny, które czytalam już w wielu innych książkach – tak się tylko zastanawiam, czy pierwszy raz bohaterów naprawdę nie może być w łóżku? Muszą to robić na stole? Zawsze? A z drugiej strony, książka pani Falski przyniosła mi smutną refleksję na temat tego, co obecnie promuje się w literaturze. Czemu bohaterowie muszą od razu iść do łóżka? Czemu nie dają sobie poznać się nawzajem? Czemu wszystko sprowadzamy do ilości orgazmów i coraz bardziej dziwnych zwyczajów erotycznych? Jeśli znacie jakieś książki, które łamią ten schemat, proszę, polećcie mi je!



Podsumowując, uważam, że „Za żadne skarby” to tragicznie napisana, niesamowicie nudna książka z beznadziejnymi bohaterami. Nie ma ona praktycznie żadnych zalet, a jeśli nawet one są, to nikną przy masie wad. Może i autorka miała ciekawy pomysł, ale zdecydowanie nie wyszło jej wykonanie! Jeśli zastanawiacie się, czy warto sięgnąć po „Za żadne skarby” to nie – z pełną odpowiedzialnością mogę Wam to odradzić.

Ocena: 3/10 (słaba)

Książka bierze udział w wyzwaniach:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz