niedziela, 19 czerwca 2016

(67) "Zakon mimów" Samantha Shannon

Hej, hej, Kochani!
Pamiętacie, jak mniej więcej miesiąc temu zachwycałam się przegenialnym „Czasem Żniw” młodziutkiej Samanthy Shannon? Świat wykreowany przez tę Brytyjkę całkowicie mnie zauroczył. Dodatkowo, pierwszy tom zakończył się w tak niespodziewany sposób, że niemal od razu chciałam sięgnąć po kolejny. Czy „Zakon Mimów” zrobił na mnie równie dobre wrażenie? Przekonacie się, czytając tę recenzję!

Paige, po ucieczce z kolonii karnej Szeol I wie, że jej życie zmieniło się nieodwracalnie. Nie umie na nowo zaangażować się w życie swojego gangu. Jest pewna, że informacje o prawdziwym obliczu Sajonu i istnieniu Refaitów oraz Emmitów muszą wyjść na światło dzienne. Jednak syndykat i jego szare eminencję zdają się nie być tym zainteresowane. W obliczu niespodziewanego zbiegu wydarzeń, Paige stanie do walki o Zwierzchnictwo w syndykacie Cytadeli Londyn.  Tymczasem Nashira wcale nie zamierza odpuścić niepokornej uciekinierce i wysyła za nią pościg. Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, gdy w Londynie pojawiają się Ramaranci wraz z Naczelnikiem….


Jeśli w czasie czytania pierwszego tomu  myśleliście, że rozumiecie świat wykreowany przez Shannon, to „Zakon mimów” sprawi, że zmienicie zdanie. Autorka przedstawia ze szczegółami historię i zasady rządzące londyńskim syndykatem. W kontynuacji „Czasu żniw” mniej jest wartkiej akcji i zaskakujących zdarzeń zmieniających  diametralnie punkt widzenia, poruszone są za to kwestie polityczne, a także grzeszki postaci. Samantha Shannon ukazuje również przeszłość rasy Refaitów, dzięki czemu łatwiej zrozumieć stworzony przez nią świat.

Niestety, przez takie rozplanowanie powieści, „Zakon mimów” czyta się dość opornie. Mnie osobiście ta pozycja nie wciągnęła, nie czułam potrzeby, by jak najszybciej się poznać dalsze losy Paige i jej towarzyszy. To nie jest książka, którą połknie się „na raz”, potrzeba czasu, by poukładać sobie w głowie tak bardzo złożony świat i dobrze zrozumieć wydarzenia, które stworzyła Samantha Shannon. Czasami mnogość wątków sprawia, że do niektórych fragmentów trzeba wracać, by całe ich znaczenie stało się dla nas jasne. Czytanie „Zakonu mimów” wymaga od czytelnika całkowitego poświęcenia i uwagi.  

Głębszemu poznaniu świata wykreowanego przez Samanthę Shannon sprzyja z pewnością przeniesienie akcji do tajemniczego i pełnego niebezpieczeństw Londynu. Autorce w niesamowity sposób udało się odmalować atmosferę miasta w totalitarnym państwie. Ukazała  wszelkie zagrożenia, jakie czają się na ulicach tej metropolii, a także urzekła czytelnika londyńskim klimatem.

Na duży plus zasługuje w „Zakonie mimów” kreacja bohaterów. W wielu recenzjach „Czasu żniw” można było wyczytać, że Paige jest zbyt wyidealizowana bądź nie ma charakteru. W tym tomie absolutnie nie ma miejsca na to, by takie wrażenia pozostały! Autorka nie boi się zaryzykować i przedstawić główną bohaterkę nie tylko jako krystalicznie dobrą. Paige ma swoje wady i wątpliwości, niejednokrotnie czytelnik nie może zgodzić się z podejmowanymi przez nią decyzjami. Nie jest to wyjątek – drugi tom historii o Sajonie, Refaitach i Emmitach jasno pokazuje, że świat jest czarno biały i nikt nie jest jednoznacznie dobry lub zły.  Co ciekawe, w „Zakonie mimów” na pierwszy plan wychodzą postaci, które w poprzedniej książce pani Shannon były tylko wspomniane. Możemy przyjrzeć się członkom gangu Jaxona Halla, innym mim-lordom i mim-królowym, a także mieszkańcom Cytadeli Londyn. Autorka wykreowała każdego bohatera jako człowieka z krwi i kości, ukazując zarówno jego zalety, wady, jak i wątpliwości. Nawet czarne charaktery, dzięki temu, że znamy ich przeszłość, łatwiej jej zrozumieć. Tak, jak w poprzedniej recenzji zachwycałam się kreacją Naczelnika, tak teraz muszę wspomnieć kilka słów o Jaxonie Hallu. To chyba moje kolejne książkowe zauroczenie. Tego mim-lorda nie da się jednoznacznie zakwalifikować jako złego bądź dobrego, jest niezwykle złożoną postacią, która wbrew wszystkiemu, budzi sympatię u czytelników.


„Zakon Mimów” nie spełnił wszystkich oczekiwań, jakie w nim pokładałam. Po tylu entuzjastycznych recenzjach spodziewałam się, że pobije na głowę „Czas żniw”, ale pierwszy tom czytało mi się dużo przyjemniej. Wciąż pozostaje jednak świetną książką, którą warto przeczytać! Jestem pod wrażeniem talentu autorki, która wykreowała tak niesamowite uniwersum. Z wielką niecierpliwością czekam na kolejny tom, bowiem zakończenie jest tak szokujące, że koniecznie muszę wiedzieć, co będzie dalej!

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:

(+4,4 cm)



(książka na literę "Z")

Przy okazji, przypominam o akcji, którą organizuję wspólnie z Kitty! Do soboty czekam na Wasze zgłoszenia!

Na sam koniec, pragnę zaprosić Was do przeczytania recenzji pierwszego tomu - "Czasu żniw"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz