niedziela, 6 marca 2016

(43) Umberto Eco - "Imię Róży"

Witajcie, moi kochani!
Przyznam, że bardzo długo zastanawiałam się, czy powinnam opowiadać o książce Umberto Eco, która pierwszy raz od niepamiętnych czasów zmusiła mnie do tego, bym poświęciła książce więcej, niż cztery-pięć dni. Przyznam, że lektura tej powieści była dla mnie, mola książkowego,  który chciałby czytać dużo i jeszcze więcej, czymś dość trudnym. Bo, powiedzmy sobie szczerze „Imię Róży” to nie książka, którą przeczytamy w tramwaju (próbowałam, z marnym skutkiem) czy z niecierpliwością przewracając kolejne strony. To powieść wymagająca pełnego skupienia, uwagi, a przede wszystkim cierpliwości. Jednak uważam, że każdy, kto chce się uważać za humanistę, czy człowieka obytego, powinien ją przeczytać – nie bez powodu została nazwana jednym z arcydzieł XX wieku.

Ale po kolei… Narratorem w powieści jest zbliżający się do przejścia na tamten świat niemiecki mnich, Adso z Melku. Przeczuwając swój koniec, postanawia opowiedzieć o tygodniu, który odmienił jego życie. W początku XIV wieku Adso razem ze swoim mistrzem, Anglikiem Wilhelmem z Baskerville, przybywa do włoskiego opactwa. Klasztor ma być areną dysputy na temat ubóstwa Chrystusa pomiędzy zwolennikami cesarza, a rezydującego w Awinionie papieża Jana. Tymczasem społecznością zakonników wstrząsają kolejne przerażające morderstwa, dokonane według schematu zamieszczonego w Apokalipsie św. Jana. Wilhelm, znany ze swojej dociekliwości i inteligencji ma odkryć, kto stoi za zbrodniami. Przypadkiem wpada na trop tajemnic klasztornej biblioteki i niezwykłej księgi…

Tych, którzy czytając ten krótki opis fabuły, spodziewali się mrożącego krew w żyłach kryminału, muszę głęboko rozczarować. Akcja „Imienia róży” rozwija się powoli, wręcz leniwie, a wątek kryminalny ustępuje miejsca filozoficznym rozważaniom, rozległym opisom średniowiecznej rzeczywistości i opisom przerażających wizji. Miłośnicy kryminałów mówią, że rozwiązania zagadki łatwo się domyśleć – mnie się to nie udało, ale może dlatego, że szczególnie się nad tym nie zastanawiałam.

Mnogość wątków i przemyśleń, jakie Umberto Eco porusza w swojej książce przytłacza i nie sposób w tej krótkiej recenzji wspomnieć o wszystkich. Tym, co najbardziej rzuca się w oczy jest genialne odwzorowanie mrocznej atmosfery głębokiego średniowiecza. XVI wiek to czas, kiedy ludzie myślą o zbliżającym się Antychryście, to czas wojen między cesarzem a papieżem, to czas działalności niezliczonej ilości sekt, a także walczącej z nimi Świętej Inkwizycji. Umberto Eco opisuje na kartach swojej powieści te niezwykłe sprzeczności, starając się wytłumaczyć czytelnikowi poglądy sekt i metody działania inkwizytorów – zarówno tych, których interesowała prawda, jak i tych, którym zależało tylko na tym, by ku chwale Boga płonęły kolejne stosy. Włoski pisarz w poruszający sposób zastanawia się nad przyczynami i granicami religijności – w książce widzimy mnichów, którzy zdradzają Boga, dokonując gorszących czynów (homoseksualizm i narkotyzowanie się to tylko początek…), ludzi opętanych nienawiścią do wszystkiego, co nie jest Boże i święte, a także wątpiących w ingerencję Stwórcy w losy świata.  Każe czytelnikowi zastanowić się, jaki on sam ma stosunek do religijności i jak zachowałby się, będąc w średniowiecznym opactwie.

Wątkiem, który spina wszystkie aspekty tej niesamowitej powieści jest tajemnicza biblioteka – skarbnica wiedzy, symbol mądrości, a także przyczyna nieszczęścia i opętania tak wielu.  Tajemnica biblioteki intryguje czytelnika, sprawia, że chce poznać on wszystkie jej sekrety. Umberto Eco każe odbiorcy zastanowić się, czy powinno się wyznaczać granice poznania, kształcenia się. Pokazuje także, że wszystko na świecie jest kruche i nawet najgrubsze mury, najpiękniejsze księgi i największa mądrość mogą w jednej chwili ulec zniszczeniu.


Czytanie „Imienia róży” – powieści wybitnej (nie bójmy się użyć tego słowa), genialnej, zachwycającej mnogością wątków było dla mnie jednak prawdziwą katorgą ze względu na bogaty, pełen opisów język autora. To powieść, przez którą nie da się przemknąć w kilka dni i zapomnieć o niej. Myślę, że „Imię róży” na długo pozostanie w mojej pamięci i muszę jeszcze dorosnąć, by w pełni zrozumieć jej przesłanie.  Wierzę jednak, że ta  książka jest trochę jak kwiat – raz zasiana nie opuści nas nigdy i z każdym dniem będzie się rozrastać w naszej pamięci, a my na nowo będziemy mogli zachwycać się jej pięknem.

Ocena: 9/10 (wybitna)

Książka bierze udział w wyzwaniach:

(+3 cm)


(na jej podstawie nakręcono film)


(klucznik 2 - Czytana w łóżku i klucznik 3 - Tygiel gatunkowy)

(książka na literę "I" - postępy)