poniedziałek, 17 lipca 2017

W kinie i na kanapie #2

Hej, hej, Kochani!
Jak dawno nie pojawił się żaden post z tego cyklu - a wiecie dlaczego? Po pierwsze dlatego, że ostatnio nie mam w ogóle czasu ani ochoty na filmy, a jeśli coś obejrzę, to nie mogę się zabrać za napisanie o dziele. Ale drugi, dużo ciekawszy powod jest taki, że dzisiejszy post podstępnie ukrył mi się gdzieś z zakamarkach "wersji roboczych". Dlatego z ogroooomnym opóźnieniem zapraszam Was na dwie recenzje,które miały pojawić się już w maju!



Piękna i bestia(tytuł oryginalny: „Beauty and the beast” reż. Bill Condon, USA 2017)

Tak bardzo czekałam na moment, w którym wreszcie zobaczę film, będący Remake’iem mojej ulubionej bajki z dzieciństwa. I choć pewnie byłam jedną ze starszych osób na sali kinowej, cieszyłam się z seansu jak głupia. „Piękna i bestia” w nowej, filmowej wersji zachwyca jeszcze bardziej, niż bajkowa. Myślę, że nie ma sensu przytaczać Wam historii Belli i księcia skazanego na zapomnienie z powodu serca, które nie potrafiło kochać. Jednak historia, którą poznajemy, choć z pozoru jest kopią słynnej animacji z lat 90., pogłębia pewne wątki, dodaje nowe wątki, inne spojrzenie na znane już postaci. Myślę, że z tego powodu jeszcze bardziej porusza. Uwierzcie mi, przez niemal cały film płakałam jak głupia, a jak zaświecono światła, było mi głupio, bo cała byłam rozmazana. „Piękna i bestia” to historia o wielkiej miłości – nie tylko kobiety do mężczyzny, ale także dziecka do rodzica.  Serce się kraje, gdy widzimy, do jakich poświęceń skłonna jest Bella, by uratować swojego tatę, a także jak wiele on jest w stanie zrobić dla jej dobra. GENIALNY WĄTEK! „Piękna i bestia” jest również niesamowicie piękna wizualnie. Można poczuć się, jakby się wraz z bohaterami było na balu czy we francuskiej wiosce. To, że jest to film, a nie bajka animowana, bynajmniej nie odbiera produkcji niesamowitego klimatu magii i tajemniczości. Wręcz przeciwnie! Twórcom udało się zrobić tak śliczny film, że tylko za to zasługuje na przynajmniej siedem gwiazdek! Genialni byli także aktorzy! Początkowo obawiałam się Emmy Watson w roli Belli, bo jednak moim zdaniem jest ona za mało kobieca, a za bardzo dziewczęca, jednak moje złe przeczucia się nie sprawdziły! W jej interpetacji Bella nabiera nowych cech i głębszego rysu charakterologicznego. Najlepszym aktorem okazał się jednak moim zdaniem Luke Evans, wcielający się w Gastona! Nadał tej znienawidzonej postaci historię i idealnie oddał jego charakter i zapatrzenie w samego siebie! Scena, w której z uczuciem deklamuje wyznania miłości do… swojego odbicia w lustrze zdecydowanie zapada w pamięć! Musicie to zobaczyć! Kolejną zaletą są wspaniałe piosenki. Dużo osób narzeka na to, że twórcy filmu zmienili tekst większości piosenek, jednak moim zdaniem nie jest to wielką wadą. Uważam, że w ten sposób odświeżono nieco produkcję. Polskie wykonania są poruszające, widz aż chce zacząć śpiewać z postaciami. Podsumowując, uważam „Piękną i Bestię” za jeden z najpiękniejszych filmów, jakie obejrzałam w tym roku! Niesamowita przygoda nie tylko dla najmłodszych!
Ocena: 9/10


Jutro będziemy szczęśliwi” (tytuł oryginalny: „Demain tout commence” reż. Hugo Gelin, Francja 2016)
Przyznam, że w tym roku bardzo polubiłam francuskie kino. Wcześniej zrażałam się negatywnimi opiniami,
mówiącymi o tym, że jest to kino „dziwne”, niestandardowe, jednak od pewnego czasu razem z moimi przyjaciółkami, zapalonymi miłośniczkami wszystkiego, co francuskie, zaczęłam odkrywać i darzyć głębokim uczuciem produkcje znad Sekwany. Tym razem wybrałyśmy się na film, będący Remakiem meksykańskiego „Instrucji nie załączono, w którym główną rolę zagrał znany z „Nietykalnych” Omar Sy. „Jutro będziemy szczęśliwi” to historia czarnoskórego Samuela, który prowadzi beztroskie życie na Francuskiej Riwierze. Wszystko zmienia się, gdy na jego drodze ponownie staje Angielka Kristin, z którą miał przelotny romans. Wręcza ona zdumionemu mężczyźnie dziecko, po czym odjeżdża bez słowa. Samuel musi sam zaopiekować się córką, wydorośleć i rozpocząć nowe życie w obcym sobie kraju. Kiedy życie jego oraz małej Glorii wydaje się już być szczęśliwe i ustabilizowane, niespodziewanie do Londynu powraca Kristin, która postanawia odzyskać prawa rodzicielskie. Produkcja Hugo Gelina jest zachwycająca! O ile w przypadku książek ostatnio coraz częściej trafiam na przeciętniaki, to wybierając filmy naprawdę mam jakąś niesamowitą intuicję! „Jutro będziemy szczęśliwi” to prawdziwy rollercoaster emocjonalny! Hugo Gelin przedstawia nam historię, którą mogło napisać życie. Na przemian jest tu zabawnie – tak, że śmieje się cała sala, smutno i wzruszająco. Od razu zżywamy się emocjonalnie z bohaterami i nie potrafimy pozostać obojętnymi wobec ich losów. Wszyscy aktorzy grają wspaniale i przekonująco – zwłaszcza Omar Sy wzbudzający wiele ciepłych uczuć u odbiorcy, a także Gloria Colston, wcielająca się w rolę córki Samuela. Akcja filmu wciąga już od pierwszych chwil, w filmie nie ma miejsca na nudę. Pomimo że z pozoru nie dzieje się nic, to jednak widz nie ma ani chwili na nudę. „Jutro będziemy szczęśliwi” to także film, który pozostaje w  sercu na bardzo, bardzo długo. Odbiorca musi się zmierzyć z pytaniami o to, co znaczy „być rodzicem” i kto ma większe prawa do dziecka? Oprócz tego, produkcja uczy tego, jak nie bać się życiowych przeciwności oraz jak czerpać radość z każdej chwili, którą możemy spędzić na ziemi. Jeśli macie możliwość zobaczenia filmu Hugo Gelina na dużym ekranie to idźcie – zdecydowanie nie zmarnujecie swoich pieniędzy!
Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz