piątek, 25 sierpnia 2017

(189) "Drach" Szczepan Twardoch

Hej, hej, Kochani!
Od pewnego czasu, jak pewnie zauważyliście, częściej sięgam po polską literaturę. Niestety, często są to spotkania z młodymi, debiutującymi autorami, którzy nie do końca sprawnie operują piórem. Dlatego, aby pozbyć się niemiłych konotacji z ojczystą literaturą, postanowiłam sięgnąć po dzieło jednego z najsłynniejszych rodzimych pisarzy młodego pokolenia. O Szczepanie Twardochu słyszałam już wiele i zawsze dobrze, więc cieszyłam się na tę niesamowitą przygodę, jaką miała być lektura „Dracha”. I albo jestem za głupia, albo „Drach” to dużo hałasu o nic.

Drach to w języku śląskim (gwarze śląskiej? Sama nie wiem) słowo oznaczające ziemię, ducha ziemi. I to właśnie ta istota prowadzi nas równolegle przez dwie historie. Jedna to opowieść o Josefie, młodym człowieku, który mężczyzną stał się na wojnie. Druga to losy jego prawnuka, Nikodema, który wojny nigdy nie widział, stał się za to uznanym architektem, zakochał się wiele razy, a teraz stracił dziewczynę, która mu się wymknęła. Ich przedstawione paralelnie historie stają się pretekstem do przekazania uniwersalnej prawdy: „vanitas vanitatum et omnia vanitas”.

Bardzo ciężko pisać mi recenzję „Dracha”. Byłam przygotowa i nastawiona na genialną lekturę. A tymczasem niesamowicie się rozczarowałam. Nie jest to zła powieść, na tle niektórych pseudoksiążek to perełka, ale na pewno nie nazwałabym jej dziełem wybitnym czy nawet rewelacyjnym. Jednocześnie wciąż zmagam się z poczuciem, że może nie powinnam jej krytykować, że może czegoś nie zrozumiałam, że może jednak jestem za głupia, żeby oceniać pisarza, który nazywany jest jednym z najlepszych polskich autorów. Ale trzeba przeciwstawić się gombrowiczowskiej zasadzie: „Słowacki wielkim poetą był” i zastanowić się, czy Twardoch rzeczywiście jest tak cudownym literatem.

„Drach” na początku mnie zachwycił. Byłam oczarowana tym, jak eksperymentalnie pisze Szczepan Twardoch, jak wiele wymaga od czytelnika i jednocześnie jak wiele mu daje. Zachwycałam się fatalistycznymi myślami, które pisarz wplótł w swoją powieść. Nieoczywisty rytm opowieści mnie pochłonął, a ja czekałam na punkt kulminacyjny. Tyle, że on nie nadszedł, a powtarzane raz po raz te same zdania zaczęły mnie już nużyć.

Mam wrażenie, że Szczepan Twardoch, pisząc „Dracha”, bardzo chciał stworzyć dzieło artystyczne. Dlatego mniejszy akcent położył na fabułę (o której opowiem w następnym akapicie), a bardziej nastawił się na zauroczenie czytelnika swoim stylem. Język i sposób opowiadania pisarza odbiega w sposób znaczący od tego, do czego się przyzwyczailiśmy. Narracja zastosowana przez Twardocha na początku zachwyca, później jednak nieco męczy, szczególnie, że pisarz powtarza wciąż te same myśli i informacje. Momentami ciężko zorientować się w poszczególnych zmianach przestrzeni czasowej i bohaterów.

„Drach” był promowany jako epicka opowieść o Śląsku. Byłam bardzo zaciekawiona tą panoramą ludzkich losów, historią regionu tak bardzo naznaczoną historią świata, która raz po brutalnie odmieniała życie jego mieszkańców. Tymczasem losy bohaterów były nieco schematyczne – zwłaszcza współczesnego nam Nikodema – brakowało w nich śląskości takiej, jaką bym sobie wyobrażała. Historia architekta, który rozstaje się z żoną pod wpływem seksownej dziennikarki jest mocno sztampowa. Nieco wybijają się losy Josefa, które rzeczywiście ukazują, jak wielka historia wpływa na egzystencję jednostki, jednak mm wrażenie, że Szczepan Twardoch poszedł nieco na łatwiznę, pomijając znaczną część życia głównego bohatera.

Odbiór „Dracha” niesamowicie utrudnia język, w jakim powieść została napisana. I nie mam na myśli stylu, bo to wiadomo, są gusta i guściki. Książka jednak jest napisana pół na pół po polsku i w gwarze śląskiej, a w dialogach często występuje również język niemiecki. Autor nie uznał za stosowne załączenia przypisów, tłumacząc to tym, że chciał odwzorować atmosferę Śląska, gdzie języki mieszają się w rozmowach, a ludzie nie mają dostępu do przypisów. Niestety, mnie ten zabieg w zupełności nie przekonał. Jestem krakowianką, języka niemieckiego nie uczyłam się nigdy. Irytowało mnie to, że nie rozumiem narracji ani rozmów bohaterów, przez co czułam, że tracę wiele z fabuły.

Oczywiście, powieść tak wychwalanego autora miała także zalety. Zaliczyć do nich mogę  z całą pewnością metaforykę. Niektóre ze scen zostały opisane w bardzo symboliczny, alegoryczny wręcz sposób – szczególnie zestawione ze sobą ostatnie chwile  życia Nikodema i Josefa. Zapisały mi się w pamięci bardzo naturalistyczne opisy rozkładu zwłok czy pola walki. Szczepan Twardoch z całą pewnością potrafi stworzyć klimat i zarazić nim czytelnika.


Nie wiem, czy Twardoch wielkim pisarzem był. Po tak zachwalanym autorze spodziewałam się zdecydowanie dużo, dużo więcej. Tymczasem „Drach” po początkowym oczarowaniu swoją innością zaczął mnie męczyć. W mojej opinii jest on książką przegadaną, gdzie te same informacje dublują się i męczą czytelnika. Zabrało mi lepiej wykreowanej fabuły oraz odnalezienia sensu w całej powieści. Jak na razie co do twórczości Twardocha jestem sceptyczna, ale z pewnością dam jej jeszcze jedną szansę.

Ocena: 6/10 (dobra)

Książka bierze udział w wyzwaniach:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz