piątek, 18 listopada 2016

(103) "Cztery pory roku" Stephen King

Hej, hej, Kochani!
Już wiele razy usiłowam zabrać się za czytanie prozy Stephena Kinga. Wszyscy na około mi ją polecali, ale ja jakoś nie mogłam się zabrać – po pierwsze, nie przepadam za filmowymi horrorami, bo zawsze po nich nie mogę zasnąć, a po drugie, często jest tak, że jeśli coś jest uwielbiane, to mnie niestety do gustu nie przypada. Do Kinga po raz kolejny zraziłam się, gdy sięgnęłam po pierwszą książkę jego autorstwa w moim czytelniczym życiu – „Chudszego”. Książka wynudziła mnie, miałam problemy, żeby ją skończyć. Dlatego powiedziałam sobie -  stop z Kingiem! Oluś, to nie dla Ciebie! Na szczęście, dzięki grupie Klasyka dyskusji i naszemu wyzwaniu listopadowemu, udało mi się przeczytać genialny zbiór opowiadań „Cztery pory roku”.

Książkę tę zaczęłam czytać z najgorszym możliwym nastawieniem. Bo jakoś z jednej strony obawiałam się problemów z psychiką, a z drugiej, jak już mam się bać, to wolę czegoś realnego. Na szczęście, przynajmniej w tym zbiorze opowiadań, King oddala się od konwencji typowego horroru, strasząc czytelnika nie wymyślonymi istotami, ale najgorszym złem, jakie może być na ziemi – człowiekiem.


Zbiór składa się z czterech opowiadań, czy, jak nazywa je autor noweli. Jako, że jest to moja pierwsza recenzja zbioru opowiadań, z pewnością będzie ona nieco nieskładna, chciałabym jednak opowiedzieć Wam pokrótce o dwóch minipowieściach, które zrobiły na mnie największe wrażenie.

SKAZANI NA SHAWSHANK

Słynna nowela, na podstawie której nakręcono poruszający film, który oglądali wszyscy… oprócz mnie. Do jednego z najcięższych więzień w USA trafia piekielnie zdolny bankier Andy Duferense skazany na dożywocie za brutalne zabójstwo żony i jej kochanka. Choć jest niewinny, nikt nie daje temu wiary. Mimo to, mężczyzna nie ma zamiaru poddawać się beznadziei i nie zaprzestaje walki o wolność.

Pierwsze opowiadanie Kinga wywarło na mnie bardzo dobre wrażenie. Autor w porywający sposób odmalował więzienną rzeczywistość, okrucieństwo strażników i współwięźniów. Uczynił to za pomocą prostego, męskiego języka, w którym po raz pierwszy od dawna nie drażniły mnie wulgaryzmy. Wydaje mi się, że były one potrzebne, by dobrze zbudować klimat tej mini powieści. Historia Andy’ego Duferense to jednak coś więcej niż tylko skarga na niesprawiedliwy system sądownictwa, na okrutne warunki egzystencji w więzieniu. To piękna opowieść o zachowaniu człowieczeństwa nawet w skrajnych okolicznościach, o karmieniu się nadzieją, nawet, jeśli wydaje się ona złudna, a także o wytrwałości, nawet, jeśli nasz plan jest z góry skazany na przegraną.  To chyba jedyne opowiadanie w zbiorze, które nie pogrąża czytelnika w smutku czy strachu, lecz pozostawia z pozytywnymi emocjami. Koniecznie będę musiała obejrzeć film!

ZDOLNY UCZEŃ
Czternastoletni Todd, zafascynowany historią II wojny światowej, odkrywa, że jego sympatyczny starszy sąsiad to w rzeczywistości poszukiwany nazista, który zbiegł przed wymiarem sprawiedliwości. Chłopak, chcąc lepiej poznać okres historyczny, który tak bardzo go pasjonuje, proponuje starcowi układ – w zamian za historie o obozie koncentracyjnym, którego Niemiec był komendantem, nie wyda go w ręce organów ścigania. Z czasem w ich relacji pojawi się dużo więcej, niż tylko brutalne wspomnienia Denkera, a bohaterowie wplączą się w sytuację, z której nie ma już żadnego wyjścia.

To zdecydowanie moje ulubione opowiadanie z całego zbioru! To właśnie ono wywołało we mnie największy strach, bo ukazało to, co przeraża mnie najbardziej – zło w drugim człowieku. King pokazuje nam, jak niewiele potrzeba, by stać się mordercą, zwyrodnialcem, by zasadzić w swoim sercu ziarnko zło. Przedstawia też, że ziarenka tego nie da się wyplewić, jest ono zawsze w człowieku i czeka tylko na odpowiednie warunki, by się uaktywnić. Opowiadanie przeraża dokładnym opisem stopniowej demoralizacji nastolatka, a także ponownego budzenia się zła w starcu. Zwraca także uwagę, że zło może fascynować i stawać się czymś, co pociąga za sobą ludzi. Chyba nigdy nie zapomnę emocji, jakie towarzyszyły mi przy lekturze tej noweli, jak bardzo mną ona wstrząsnęła i poruszyła.


Niestety, dla mnie to właśnie te dwa opowiadania są najlepsze i na nich mógłby zamknąć się cały zbiór. „Zdolny uczeń” wbija czytelnika w fotel, wyrywa mu kawałek duszy, całkowicie pochłania myśli, angażuje wszystkie emocje. Może dlatego umieszczone po nim opowiadanie "CIAŁO", przedstawiające historię kilku chłopców, którzy postanawiają odszukać ciało zamordowanego nastolatka znudziło mnie i nie przeczytałam go w całości? Jak dla mnie obecność tej historii mocno obniża wartość całej książki.

Co zaś mogę opowiedzieć o ostatnim opowiadaniu – METODZIE ODDYCHANIA? Jak sam król horroru napisał w posłowiu, jest to historia, która  została napisana na siłę, na wyraźną prośbę wydawcy. Najbardziej wkomponowuje się ona w kryteria gatunkowe horroru, jednak zdaje mi się, że jest ona najbardziej „rzemieślnicza”. Styl Kinga jest bardzo dobry, główna bohaterka bardzo ciekawa, jednak sama historia nie porywa…


Podsumowując, nie żałuję, że przeczytałam „Cztery pory roku”. Przekonałam się, że po twórczość Kinga warto sięgać i na pewno autor ten jeszcze nie raz zagości na moim blogu. Mam nadzieję, że sięgniecie po tę książkę chociażby po to, by poznać dwa pierwsze, przegenialne opowiadania!

Ocena: 7/10 (bardzo dobre)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz