sobota, 16 lipca 2016

(75) "Skazani na ból" Agnieszka Lingas-Łoniewska

Hej, hej, Kochani!
Pamiętacie, jak w poprzednim miesiącu bardzo krytykowałam książkę Agnieszki Lingas-Łoniewskiej „Bez przebaczenia”? Byłam tak zniesmaczona tą pozycją, że z ogromnym strachem podeszłam do lektury „Skazanych na ból” – jedyne, co mnie do tego przekonało, to fakt, że wydałam na tę książkę pieniądze i głupio by mi było ot tak rzucić ją w kąt. Okazało się, że tak negatywne podejście do książki było najlepszym, co mogłam zrobić przed jej czytaniem.

Aleksa i Amelię dzieli niemal wszystko. On jest skinem, ona dziewczynką z dobrego domu. A jednak… Wybucha między nimi wielkie uczucie – to z gatunku tych, które zmieniają życie, niszczą i odbudowują jednocześnie. Ale między zakochanymi  stoi ideologia, którą wyznaje chłopak, a także bolesna przeszłość obojga. Czy ich miłości uda się przetrwać? Czy jednak los postanowi z nich zadrwić?


Zacznę może od największej zalety „Skazanych na ból”. Porównując tę pozycję do „Bez przebaczenia”, widzimy, jak wielkie postępy zrobiła autorka. Styl nadal jest pełen kolokwializmów i wulgaryzmów, nie mamy jednak już do czynienia z patosem i irytującą manierą wstawiania wielokropków i wykrzyknień wszędzie, gdzie tylko się da.  Dzięki temu książkę czyta się dużo, dużo przyjemniej.

Także Aleks i Amelia zdają się być dużo lepiej wykreowani niż Paulina i Piotr. Szczególnie chłopak, uważam, że jest bardzo dobrze napisany. To młody człowiek pełen bólu, osamotniony i poszukujący ludzi, którzy byliby mu bliscy. Czytelnik jednocześnie lubi go, a jednocześnie trochę obawia, a nawet gardzi jego poglądami. Nie można ocenić Aleksa jednoznacznie, widząc jego liczne zalety i wady.  Dużym plusem dla Agnieszki Lingas-Łoniewskiej jest to, że, pomimo iż zdecydowała się obdarzyć swoich bohaterów trudną i mroczną przeszłością, co jest oczywistością w twórczości New adult, nie zrobiła to na sposób banalny czy przewidywalny, co więcej, to co spotkało bohaterów, jest niezwykle realne i myślę, że dotyka wiele osób w naszym wieku. Natomiast Amelia może irytować swoją naiwnością, jednak ja polubiłam ją za wiarę w to, że miłość jest w stanie wszystko pokonać i za jej walkę o szczęście z Aleksem.

Podoba mi się także to, że autorka zwróciła uwagę na problem istnienia subkultury skinheadów. Przyznam szczerze, że wcześniej niewiele widziałam o tym ruchu. Agnieszka Lingas-Łoniewska w zatrważający sposób ukazała sposób postrzegania świata przez skinów, ich nienawiść i zaślepienie. Jednocześnie udało jej się uniknąć moralizowania i potępiania, starała się ukazać czytelnikowi dwie strony medali, podkreślając silną przyjaźń i zaufanie, jakim darzą siebie skini. Co ciekawe, pisarka zamieściła na końcu książki wywiady  z autentycznymi członkami tej subkultury oraz listę piosenek, które są popularne wśród skinów, co jeszcze bardziej przemawia do czytelnika.

Niestety, wizja miłości, którą wyznaje autorka książki, nijak ma się do tej, którą wyznaję ja. Uczucie, które połączyło Amelię i Aleksa jest tak gwałtowne i szybkie, że ciężko w nie uwierzyć. Zakochani właściwie się nie znają, dodatkowo nie akceptują swojego stylu życia, a jednocześnie są przekonani co do tego, że to ta jedna i jedyna miłość na całe życie. Zresztą, też nie kupuję pójścia od razu do łóżka, jak dla mnie uczucie to coś więcej niż tylko fizyczność. Co więcej, choć to dopiero druga książka pani Lingas-Łoniewskiej, jaką czytałam, zauważyłam, że stosuje ona podobne, schematyczne rozwiązania fabularne, przez co „Skazani na ból” byli nieco przewidywalni.


Podsumowując, sądzę, że „Skazani na ból” są bardzo przeciętną książką – taką, jakich wiele. Nie jest to jednak pozycja tak zła, jak recenzowane przeze mnie wcześniej „Bez przebaczenia”. Zaliczyłabym ją do kategorii: można przeczytać, ale szału nie ma. Wiem natomiast, że istnieje duże grono czytelników zakochanych w tej książce, więc może warto dać jej szansę?

Ocena: 5/10 (przeciętna)

Książka bierze udział w wyzwaniach:




(autor na literę L)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz