poniedziałek, 19 października 2015

(14) "Mały Książę" Antoine de Saint-Exupéry

Hej, hej kochani!
Książki, o której chcę Wam dziś opowiedzieć, miałam w planach nigdy nie tykać. Czytałam ją po raz trzeci,
dwa poprzednie oczywiście z przymusu. Nie lubiłam tego, nie rozumiałam, co w tej książce tak niezwykłego. Do czasu…

Ta cieniutka książeczka wymaga większej dojrzałości, niż pięć grubych tomów „Nocy i dni”. Żeby ją polubić, trzeba mieć odrobinę doświadczenia życiowego. Dlaczego postanowiłam po nią sięgnąć? W czasie jednej z rozmów, mój znajomy stwierdził, że ta książka go rozumie. Opowiadał z takim entuzjazmem, że uznałam, że też tak chcę. W sobotnią noc weszłam pod kołderkę i zakochałam się bez pamięci.


Na pozór to opowiastka dla dzieci. Sam autor mówi, że nie chce dedykować jej dorosłym, którzy, jego zdaniem, nie rozumieją niczego poza liczbami. Wszystko zaczyna się od nieszczęśliwego wypadku, w wyniku którego Pilot – narrator znajduje się samotnie na środku pustyni. W pewnym momencie do jego życia wkracza dziwny przybysz – złotowłosy Mały Książę.

Pilot, choć sam jej nie rozumie, przedstawia nam najlepiej jak potrafi historię swojego małego przyjaciela. Poznajemy losy chłopca na jego planecie, jego związek z Różą, wędrówkę i poszukiwanie przyjaciół. Pod postacią mieszkańców poszczególnych planet ukrywają się największe ludzkie wady.


Dlaczego pokochałam Małego Księcia? To piękna, uniwersalna historia, która zwraca nam uwagę na to, co w życiu najważniejsze. Niesamowite jest to, że niemal każdy człowiek może odnaleźć w niej nawiązania do swojego życia, utożsamić się i ludzi dookoła do kogokolwiek z bohaterów.

Książka napisana jest bardzo prosty, niemal dziecięcym językiem, a jednocześnie wypełniona niezwykłymi mądrościami. Aby wyłapać wszystkie piękne cytaty, powinno się przepisać prawie całą książkę.

Książka ukazuje nam najważniejsze prawdy: konieczność dorastania, poszukiwania siebie, odkrywania świata. Przedstawia miłość jako proces, jako odpowiedzialność. To, co najbardziej mnie uderzyło, to to, że „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Zawsze uważałam to za najbardziej wyświechtany cytat na świecie, ale w kontekście całej historii zyskał dla mnie nowe znaczenie. Bo przecież nie musimy ciągle z kimś przebywać, nie musimy mieć go namacalnie przy sobie, by być szczęśliwymi. Ważne, że wiemy, że gdzieś tam sobie jest i ta świadomość nam wystarcza.

Komu polecam „Małego Księcia”? Każdej osobie, która ma jakiekolwiek problemy. Ta książka naprawdę rozumie i pomaga zrozumieć świat.


Ocena: 10/10







Książkę zrecenzowałam w ramach wyzwania "Czytam nie tylko amerykańskich autorów"