Hej, hej, kochani!
Chciałabym Wam dziś opowiedzieć o książce, do której
podchodziłam z wielkimi obawami. Parę lat temu miałam przyjemność z „Pamiętnikiem”
– nie byłam w stanie go dokończyć. Zapamiętałam Sparksa jako autora ckliwych
bajeczek, wykorzystującego oklepane schematy i tanie zagrania, by wzruszyć
czytelnika. I nie myliłam się – „Jesienna miłość” to właśnie taka banalna
historyjka, której celem jest wzruszenie co bardziej wrażliwych czytelniczek.
I, co mnie dziwi najbardziej, w pełni to akceptuję i kupuję.
W książce przedstawiona jest historia dwójki nastolatków:
Landona i Jamie. Nie łączy ich absolutnie nic – on jest synem bogatego
kongresmena, ona córką pastora. On obraca się w gronie najpopularniejszych uczniów,
ona, z powodu niemodnych strojów i wiernemu przestrzeganiu zasad religii
chrześcijańskiej, jest zepchnięta na margines życia towarzyskiego. Nikt nie
przypuszczałby, że tych dwoje przynajmniej się polubi – Bóg jednak miał wobec
nich inne plany.
Nigdy nie uważałam się za fankę Nicholasa Sparksa – owszem,
lubię romanse, jednak te książki wydawały mi się zbyt ckliwe. Czytając „Jesienną
miłość” płakałam jak bóbr – przynajmniej od okolic 160 strony. Jako jedna z
niewielu osób na tej planecie, która nie oglądała ekranizacji tej powieści,
czyli „Szkoły uczuć”, nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Sparks
zafundował mi prawdziwą emocjonalną huśtawkę. Pozwolił mi wczuć się w bohaterów
i razem z nimi odczuwać wszystkie emocje. W pewnym momencie miałam ochotę
rzucić książką i nigdy więcej po nią nie sięgnąć, na szczęście zmieniłam
zdanie.
Tym, co w książce poruszyło mnie najbardziej, jest ukazanie
niesamowitego uczucia łączącego Landona i Jamie. Nawet w literaturze miłość
zazwyczaj funkcjonuje jako namiętność, pocałunki, dotyk. Tymczasem bohaterów „Jesiennej
miłości” połączyła piękna i czysta miłość – czytając tę książkę miałam w głowie
definicję Agape. To książka o tym, co tak naprawdę znaczy kochać, o braterstwie
dusz i o dobrym wpływie tego uczucia na innych. Landon pod wpływem pogardzanej
przez wielu córki pastora przewartościował swoje życie i naprawia relacje z
innymi.
Kolejnym problemem, który porusza książka jest odmienność i
konsekwencja w działaniu. Jamie, główna bohaterka, jest praktykującą i mocno
wierzącą chrześcijanką. Żyje zgodnie z nauczaniem Jezusa, odkrywa Jego Słowo,
czytając Biblię i nie przejmuje się negatywnymi opiniami , jakie krążą o niej
wśród rówieśników. Dziewczyna chce zmienić świat i pomóc każdemu. Jej życie
pomaga wiele zrozumieć Landonowi, jest dla niego bodźcem do zmian. Nicholas
Sparks pokazuje, że nasz charakter to to, co mamy najcenniejszego. Nie ma sensu
odrzucać swoich zasad, by zdobyć czyjąś uwagę. Jeśli z kimś ma nas łączyć coś
poważniejszego, to ta osoba pokocha nas takimi, jakimi jesteśmy naprawdę.
Wadą tej powieści jest styl. Momentami autor (lub tłumacz)
używał niezwykle wyszukanych słów, które nie pasowały do klimatu powieści, lub
wtrącał dziwne zwroty do czytelnika – trochę utrudniało to lekturę. Osoby mniej lub w ogóle niewierzące może odstraszyć duża ilość odniesień do Boga. Mnie się to podobało, postawa Jamie zainspirowała mnie i uważam, że właśnie to przekonanie o doskonałości Bożego planu jest tym, co wyróżnia tę książkę wśród setek innych romansów.
Książkę czyta się dość szybko i jest stosunkowo cienka – lekko
ponad 200 stron dużą czcionką. Nie jest to wybitna lektura, raczej książka,
przy której spędzicie miłe chwile ciesząc się i płacząc z bohaterami. Nicholas
Sparks jest mistrzem łamania serduszek, więc
bądźcie przygotowani (przygotowane!) na fontannę łez pod koniec. Polecam
tę powieść osobom, które lubią wzruszać się i płakać wraz z bohaterami i
akceptują takie ckliwe powieści.
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Cytaty:
- Człowiek wie, że to miłość, kiedy chce przebywać z druga osobą i czuje, że ta druga osoba chce tego samego.
- Owszem cuda się zdarzają. Arystoteles im dłużej badał świat, tym bardziej wierzył w Boga.
- Pan ma jakiś plan dla nas wszystkich, ale czasem nie rozumiem, co chce nam przekazać.
- Są chwile, kiedy chciałbym cofnąć wskazówki zegara i wyzbyć się smutku, mam jednak wrażenie, że gdybym to uczynił, ulotniłaby się cała radość.
- Uśmiecham się lekko, spoglądając ku niebu, świadom jeszcze jednej rzeczy, której wam nie wyjawiłem: swoją drogą, wierzę teraz, iż cuda się zdarzają.
Wolę książkę od ekranizacja, chociaż film był ogólnie w porządku. Historia jest takim typowym wyciskaczem łez. Czytam je wtedy kiedy mam odpowiedni nastrój:) Dlatego, że jest krótka to szybko się ją czyta:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńIch perspektywy
Nie próbowałam jeszcze nic Sparksa, więc niestety nie mogę się wypowiedzieć ;)
OdpowiedzUsuńSpróbuj! To bardzo specyficzny autor, ale a nuż widelec przypadnie ci do gustu!
UsuńTwoja recenzja utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że musze przeczytać tę książkę. Jeszcze jej nie czytałam, a lubię Sparksa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl
Przeczytaj! Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu!
UsuńUwielbiam "Szkołę uczuć", ale do Sparksa jakoś się zraziłam po wymęczeniu "Wciąż ją kocham".. Od tej pory nie mogę się przekonać do jego książek :(
OdpowiedzUsuńZawsze chciałam sięgnąć po książki Sparksa, a Twoja recenzja utrzymuje mnie w przekonaniu, że warto :)
OdpowiedzUsuńhttp://kochajacaksiazki.blogspot.com/2015/11/on-na-nia-nie-zasuguje-ona-nie-potrafi.html
Lubię Sparksa właśnie za tę ckliwość i wzruszenie, które chociaż osiągane tanimi chwytami, potrafi doprowadzić czytelnika w stan histerii. Po Pamiętniku i Na ratunek mam miłe wspomnienia, ale nic poza tym, więc może Jesienna miłość okaże się czymś lepszym? :)
OdpowiedzUsuń