Hej, hej, Kochani!
Jesienią ubiegłego roku namówiona (zmuszona szantażem) przez
moją kochaną Kityy Aillę przeczytałam pierwszy tom serii o Wiktorii
Biankowskiej autorstwa polskiej pisarki Katarzyny Bereniki Miszczuk. Zakochałam się w tej książce, więc bez
wahania na krakowskich Targach Książki zakupiłam inną powieść pani Miszczuk –
„Szeptuchę”. Trochę na półce wyleżała, jednak wreszcie po nią sięgnęłam. I
uważam, że zrobiłam to w bardzo dobrym czasie, gdyż niedawno na historii
omawialiśmy monarchię pierwszych Piastów, a poza tym dla poszerzenia swoich
literackich horyzontów czytam znakomity esej pani Marii Janion – „Niesamowita
Słowiańszczyzna”. „Szeptucha” więc idealnie wpisała się w moje obecne klimaty!
XXI wiek, pogańskie Królewstwo Polskie rządzone od tysiąca
lat przez monarchów z dynastii Piastów.
Tak, tak, dobrze przeczytaliście. W swojej kolejnej książce Katarzyna Berenika
Miszczuk tworzy alternatywną wizję przeszłości, w której Mieszko I nie
zdecydował się przyjąć chrztu. W państwie Polan wciąż żywa jest wiara w bogów,
którzy ingerują w życie swoich wyznawców, prosty lud leczy się u szeptuch i
zasięga rad u wróżów, a w kątach domów można znaleźć życzliwe ubożęta.
Przewodniczką po tym świecie jest Gosława Brzózka, zwana po prostu Gosią, która
po ukończeniu studiów medycznych musi odbyć roczną praktykę u wiejskiej
szeptuchy. Na wskroś nowoczesna, negatywnie nastawiona do słowiańszczyzny
bohaterka nie jest bynajmniej zachwycona tą koniecznością. Wszystko zmienia
się, gdy na jej drodze w malutkiej wsi Bieliny staje przystojny i tajemniczy
Mieszko…
„Szeptucha” to książka, którą bardzo ciężko mi recenzować.
Nie jest ona bynajmniej tak dobra, jak „Ja, diablica”, ale nie jest też zła –
jej lektura sprawiła mi prawdziwą przyjemność. Kiedy planowałam tę recenzję,
myślałam, czy nie rozbić jej na poszczególne elementy, wyodrębnić te dobre i te
złe. Jednak również i to jest niemożliwe w przypadku pierwszego tomu serii „Kwiat
paproci”. W książce ciężko znaleźć rzeczy bez wad lub też całkowicie złe.
Myślę, że najważniejszy w „Szeptusze” jest wykreowany przez
Katarzynę Berenikę Miszczuk świat. Po pierwsze, należy ją pochwalić za to, że
zechciała przywrócić literaturze popularnej niesamowite wierzenia naszych
przodków, których ileś tam set lat temu się wyzbyliśmy. Doskonale znamy bogów
świata antycznego – Hadesa, Zeusa, Posejdona, a dzięki tej książce mamy okazję
poznać także Światowita, Swarożyca, Welesa. Bogowie pojawiający się na kartach
„Szeptuchy” są pełnoprawnymi bohaterami obdarzonymi własnymi cechami
charakteru, które zapadają czytelnikowi w pamięć. Oprócz nich, czytając
powieść, możemy spotkać inne istoty fantastyczne charakterystyczne dla
słowiańskich wierzeń: rusałki, ubożęta, wąpierze. Pisarka przywołuje także
obchody dawnych, przedchrześcijańskich obrzędów związanych z obchodami Jarego
Święta, przesilenia wiosennego czy Nocy Kupały. Widać, że Katarzyna Berenika
Miszczuk musiała solidnie przygotować się do pisania tej książki i zapoznać się
z faktami dotyczącymi religii naszych przodków. Nieco gorzej moim zdaniem
wypadł pomysł z odrzuceniem Mieszkowego chrztu – w związku z tym konceptem
występują zarówno błędy logiczne (jeśli odrzucamy władców elekcyjnych, to skąd
wziął się most Poniatowskiego?), jak i historyczne – autorka chyba pogubiła się
w powtarzających się imionach przedstawicieli piastowskiej dynastii i sprawiła,
że Mieszko II Lambert został ojcem… Swojego własnego ojca, Bolesława Chrobrego!
Nie wiem jednak, czy jest to tak duży błąd, bo pewnie gdyby nie to, że obecnie
uczę się do sprawdzianu z Polski wczesnopiastowskiej, pewnie nie zwróciłabym na
to uwagi.
Czas wspomnieć kilka słów o bohaterach. Po pierwsze,
stanowczo mojej sympatii nie wzbudziła główna bohaterka, Gosława. Choć
teoretycznie jest dojrzałą kobietą, wykształconą, aspirującą do poważnego
zawodu, to zachowuje się jak dziecko. Jej rozmyślania i lęki są irracjonalne
(może to właśnie ma budzić śmiech u czytelnika). Bo, zastanówmy się, która
kobieta w tym wieku martwiłaby się tym, że ktoś zobaczy jej majtki z Hello
Kitty? Takie zachowanie bardziej pasuje mi do piętnasto-szesnastolatek, które
nagle zaczęły uważać się za bardzo dorosłe. Dodatkowo, po kilkuset stronach
męczy tak negatywne podejście Gosi do życia – wyobrażacie sobie, że ona cały
czas narzeka? I to dokładnie na to samo! Natomiast książkę zdecydowanie ratują
bohaterowie drugoplanowi, którzy zdecydowanie wyłamują się ze schematów. Uwagę
warto zwrócić chociażby na Babę Jagę – wiejską szept uchę, która poza godzinami
pracy mieszka w bogatej willi czy na Mieszka – tajemniczego przystojniaka,
który skradł serce Gosławy.
Gdy sięgałam po „Szeptuchę” spodziewałam się zwykłego
romansidła, ewentualnie obyczajówki rozgrywającej się w alternatywnej wersji rzeczywistości.
Tymczasem Katarzyna Berenika Miszczuk bardzo mnie zaskoczyła i w swoją książkę
wplotła wątek przygodowo-fanatastyczny, wplątując w to nieśmiertelnych oraz
słowiańskich bogów. Głównie ze względu na ciekawość, jak rozwiąże patową
sytuację, w którą wplątała swoją bohaterkę, chcę sięgnąć po „Noc Kupały”.
Styl pani Katarzyny Bereniki Miszczuk jest bez wątpienia
bardzo specyficzny. Pisarka opowiada swoje historie w sposób prosty, używając
dużej ilości kolokwializmów i lekko wulgarnych, dwuznacznych dialogów. Z
pewnością nie jest to literatura wysokich lotów i tak prozaiczny styl może
niekiedy razić, jednak przez to „Szpetucha” jest zdecydowanie łatwa w odbiorze.
Podsumowując, uważam, że
mimo licznych wad, „Szeptucha” jest powieścią, po którą warto sięgnąć
dla relaksu. Oryginalna fabuła i motywy z pewnością potrafią umilić każdy
wieczór. Jednak, gdy będziecie sięgać po to dzieło, nie nastawiajcie się na
ambitną literaturę – na pewno się nie zawiedziecie!
Ocena: 6/10 (dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
(wariant II)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz