Hej, hej, Kochani!
To już druga recenzja książki Katarzyny Bereniki Miszczuk w
tym miesiącu! Szaleję! Po długich namowach (wiadomo czyich) siegnęłam w końcu
po drugi tom przygód mojej ulubionej diablicy, Wiktorii Biankowskiej. I zadaję
sobie pytanie: „Na Boga, dlaczego zrobiłam to dopiero teraz”? I jednocześnie
chciałabym już, teraz, zaraz przeczytać „Ja, potępiona”, ale też odkładam ten
moment, bo zdaję sobie sprawę, że wtedy zakończę swoją przygodę z tym cudownym
światem!
UWAGA! DALSZA CZĘŚĆ RECENZJI ZAWIERA SPOILERY DO KSIĄŻKI „JA,
DIABLICA”
Po tym, jak omal nie spowodowała zagłady całego świata,
Wiktoria Biankowska zostaje pozbawiona diabelskich mocy i przywrócona do życia.
Jej spokojna warszawską egzystencję przerywa ponowne pojawienie się Beletha –
piekielnie seksownego diabła, któremu dziewczyna namieszała w głowie. On i jego
przyjaciel, Azazel po raz kolejny próbują przejąć władzę nad światem oraz
zaświatami. A konieczna do tego będzie im potężna moc Wiktorii. Dziewczyna zmuszona
jest więc opuścić Ziemię, gdzie jest w szczęśliwym związku z ukochanym
Piotrusiem i ruszyć tym razem na podbój Nieba. Niestety, na miejscu ukaże się,
że anioły są równie zachłanne i pragnące władzy jak diabły, więc Wiktoria,
Piotruś, Beleth i Azazel zostają wplątani w spisek, w ramach którego będą
musieli podróżować po Piekle, po paryskich katakumbach, nawet rozmówić się z
samym Ojcem Świętym!
Jak już wiecie, „Szeptucha” niezbyt przypadła mi do gustu.
Irytowała mnie główna bohaterka i niedopracowanie świata przedstawionego.
Dlatego z dużymi obawami podchodziłam do „Ja, anielica” (btw, wiecie, jak
poprawnie odmienić ten tytuł?). Bałam się, że dobre wrażenie, jakie wywarł na
mnie pierwszy tom przygód panny Biankowskiej rozmaże się poprzez złe wrażenia
przy kontynuacji. Na szczęście myliłam się całkowicie! Katarzyna Berenika Miszczuk
zapewniła mi wspaniałą zabawę i dużo, dużo śmiechu!
Myślę, że osoby, które czytały jakąkolwiek książkę tej
wspaniałej polskiej pisarki wiedzą, jaki jest jej styl. „Ja, anielica”
doskonale wpisuje się w tę manierę. Napisana jest w sposób prosty, pełen
kolokwializmów, a nawet wulgaryzmów (jednak nie w przesadzonej ilości). Przy
wielu książkach krytykuję za to autorów, jednak tym razem uznaję to za
nieodłączną część diabelskiej trylogii. Po prostu, styl jest idealnie
dopasowany do opowieści, pozwala szybko przerzucać strony i w błyskawicznym tempie
poznawać kolejne przygody jakże uroczej, byłej już diablicy. Niestety, mam
wrażenie, że w tej części humor był nieco słabszy niż w „Ja, diablicy” –
oczywiście, występują genialne sceny jak na przykład herbatka w poczekalni do
nieba, jednak zdecydowanie rzadziej wybuchałam śmiechem.
Po raz kolejny Katarzyna Berenika Miszczuk zachwyciła mnie
tym, jak wykreowała świat. Pisarka, tworząc swój opis Nieba, użyła motywów
zarówno z wiary chrześcijańskiej, jak i z wielu mitologii oraz z historii
powszechnej oraz naszych komercyjnych wyobrażeń. Jej Raj to miejsce, gdzie
wszystko jest pastelowe, mieszkańcy uprzejmi i pełni zaufania do siebie, a
samochody zamiast spalin emitują bańki mydlane. Mimo że zdaje się to bardziej
schematyczne niż wykreowane w poprzednim tomie Piekło, to całkowicie kupuję tę
wizję.
Oczywiście, seria o Wiktorii Biankowskiej nie byłaby tym
samym, gdyby nie jej cudowni bohaterowie. Jak w recenzji pierwszego tomu
zachwycałam się tytułową postacią, tak tym razem panna Biankowska nie spełniła
moich oczekiwań. Nie cierpię bohaterek rozdartych między dwoma mężczyznami, no
nie! A tu Wikcia cały czas: „Chcę Piotrusia, chcę Beletha”… Miałam naprawdę
dość! No i gdzieś zniknął jej seksapil, jej pewność siebie, stała się taką
typową, uzależnioną od mężczyzn bohaterką książek z nurtu YA. Co mnie zdziwiło,
część mojej sympatii zdobył Piotruś. Oczywiście, nadal jestem team Beleth, ale
w tym tomie ziemski ukochany naszej diablicy pokazuje, że ma jednak trochę
testosteronu. Stara się jak może wyplątać z patowej sytuacji (pomińmy fakt, że
nasi bohaterowie znaleźli się w niej głównie przez niego) i naprawdę dotrzymuje
kroku swojej ukochanej, a czasami nawet wydaje się od niej bardziej
inteligentny. Oczywiście wisienką na torcie jest mój ukochany Beleth, którzy
jest jeszcze bardziej mroczny i intrygujący niż w pierwszym tomie! Uwielbiam
jego potyczki słowne z Wiktorią, są genialne! Jedyne zastrzeżenie, jakie mam co
do tego bohatera jest to, że było go stanowczo zbyt mało! Nowy tom to
oczywiście nowi bohaterowie – tak samo fenomenalni i nieziemscy (dosłownie) jak
ci starzy! Warto wspomnieć chociażby o opętanym żądzą władzy nad światem… Nie,
nie, nie Azazelu, lecz jego anielskim odpowiedniku – aniele Moronim! To
przebiegłe stworzenie, które nie waha się użyć najmniej moralnych środków, by
osiągnąć swój cel. Humoru dodaje
wprowadzona postać putta, czy też cherubinka – Borysa, który, by ominąć
panujące w Niebie zasady, wymyka się na dymka tuż za bramy niebios.
Książki Katarzyny Bereniki Miszczuk to wyśmienita akcja,
która gna na łeb, na szyję już od pierwszych stron! W serii o Wiktorii
Biankowskiej nie ma miejsca na nudę! Wiele wydarzeń, bohaterowie
przemieszczający się po całym świecie, jak również po zaświatach. Mnóstwo
zwrotów akcji, które zaskoczą każdego!
Z całego serca polecam Wam zapoznanie się z trylogią o
Wiktorii Biankowskiej. Choć nie jest to zbyt wymagająca czy zachwycająca
kunsztem autora literatura, to z pewnością spędzicie przy niej miłe chwile!
Idealna na odstresowanie po ciężkim dniu!
Ocena: 8/10 (rewelacyjna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
(książka, którą wybrała mi przyjaciółka)
(wariant II)
(+3 cm)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz