niedziela, 31 grudnia 2017

TOP 15 - Najlepsze książki 2017

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Wczoraj zaprezentowałam Wam najgorsze książki 2017 roku. To była prawdziwa zbieranina literackich potworności. Dzisiaj, aby nieco zatrzeć te nieprzyjemne wrażenia, opowiem Wam o najlepszych książkach, jakie miałam przyjemność przeczytać w chylącym się ku końcowi roku. Przyznam, że wybranie nawet 15 spośród tych 125 książek, które przeczytałam, było trudne. A jednak, udało się wybrać - prawdziwy literacki creme de la creme!

sobota, 30 grudnia 2017

(anty)TOP 10 - Ksiązkowe potworki 2017

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Witam Was w kolejnym dniu podsumowywania roku 2017. To był naprawdę obfity w różnorodne pozycje rok, w czasie którego naprawdę poszerzyłam swoje literackie horyzonty. Niestety, oprócz perełek, o których opowiem Wam jutro, zdarzyło się kilka zupełnych niewypałów. I dzisiaj właśnie o istnych, klasycznych przykładach literatury-makulatury opowiem. Witajcie w świecie książek, które nie powinny ujrzeć nigdy światła dziennego! Tym razem postarałam się je ułożyć od mniej tragicznych do czystego literackiego zła!

czwartek, 28 grudnia 2017

TOP 10 - Najlepsze filmy 2017

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Rok 2017 zbliża się ku końcowi, a co za tym idzie - nadchodzi czas podsumowań! Nareszcie można podsumowywać i porównywać! U mnie zaczniemy już dziś z czymś, czego do tej pory na Nieuleczalnym Książkoholizmie nie było! Postanowiłam wybrać 10 najlepszych filmów, które miałam przyjemność obejrzeć w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Ten rok nieco zmienił moje podejście do filmów - zaczęłam oglądać ich więcej i zapamiętywać, co miałam przyjemność zobaczyć. Zapamiętywałam motywy i nazwiska reżyserów, a także, co ważniejsze, zaczęłam czasem wybierać film zamiast książki. Myślę, że tu duża zasługa mojej kochanej przyjaciółki, która pokazała mi, jakie mam ogromne braki w tej dziedzinie kultury.  Co prawda nie udało mi się spełnić mojego postanowienia obejrzenia 52 filmów w 2017 roku, jednak spośród tych 44, które do tej pory obejrzałam, było wiele wartych uwagi! Jak zawsze w przypadku moich zestawień - kolejnośc chronologiczna,  nie jestem w stanie uszeregować tych filmów - wszystkie to creme de la creme.

środa, 27 grudnia 2017

(218) "Boże Narodzenie w Lost River" Fannie Flagg

Brak komentarzy:


Hej, hej, Kochani!
Gdy tylko postanowiłam wziąć udział w zimowo-świątecznym maratonie czytelniczym organizowanym przez Suomi i Kitty, wiedziałam, że będę mieć problem z pierwszą kategorią. Dziewczyny zadały bowiem uczestnikom przeczytanie książki bożonarodzeniowej, a ja takich nie znoszę – są dla mnie za słodkie, za mdłe, za bajkowe. Miałam co prawda już wybraną powieśc Agathy Christie, jednak, zmęczona po Pasterce i długich nocnych rozmowach, rano nie miałam ochoty na czytanie kryminałów.  Z tego powodu postanowiłam zabrać się za lekturę przypadkowej książki , którą jako pierwszą wyświetli mi LC  - los padł właśnie na „Boże Narodzenie w Lost River”. Skuszona renomą autorki, której „Smażone zielone pomidory” niezwykle przypadły mi do gustu, postanowiłam zrobić kolejne podejście do książek około bożonarodzeniowych i miałam nadzieję, że tym razem będzie lepiej.

Oswald T. Campbell, ponad pięćdziesięcioletni rozwodnik, sierota, mieszkający w chicagowskim hotelu dla samotnych mężczyzn dowiaduje się, że zostało mu kilka miesięcy życia. Idąc za radą lekarza, postanawia spędzić pozostały mu czas w miejscu o bardziej sprzyjającym klimacie. W ten sposób trafia do Lost River – malutkiej osady na Florydzie zamieszkanej przez niewiele ponad setkę ludzi. Przebywając wśród południowców, Oswald zmienia swoje życie, odkrywa pasje i znajduje szczęście.

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Przemiana Ebenezera Scrooge'a, czyli o tym jak odnalazłam Magię Świąt

Brak komentarzy:


Hej, hej, Kochani!
Święta to najbardziej magiczny czas w ciągu roku. Rodzina, piosenki świąteczne, choinki, dekoracje, filmy, nadzieja na coś nowego.  Ukochane filmy świąteczne: „Rudolf”, „To właśnie miłość”, oczywiście „Kevin” czy „Holiday” lub nasze rodzime „Listy do M.” Każdy z nas z utęsknieniem czeka na te dni, bo  wie, że są one pełne radości, szczęścia i tego nieuchwytnego „czegoś” co nazywamy „Magią świąt”. Prawda? A no właśnie nie do końca… Co roku z utęsknieniem czekałam, aż ta niesamowita atmosfera świąt mnie ogarnie, jak poczuję klimat, a moje serce napełni się radością… I co roku spotykała mnie frustracja. Dwudziesty trzeci i dwudziesty czwarty grudnia były nerwowe, to był nieustanny wyścig z czasem... Pierogi, sprzątanie, krzyki, że nie zdążymy i najbardziej irytujące mamine: „Nikt mi nie pomaga”. Tak naprawdę najbardziej czekałam na dwa dni pomiędzy świętami, kiedy mogła sobie w spokoju pospać, poleniuszkować, poczytać, popracować. A jednak, co roku pojawiały się wątpliwości i jakiś żal, że te święta nie były takie, jakie powinny być. Dlatego w tym roku postanowiłam sprzeciwić się samej sobie i wmówić sobie, że czuję „Magię Świąt”. Jak tego dokonałam?

sobota, 23 grudnia 2017

Winter is coming book tag + Zimowy Book Tag

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Już prawie, prawie święta! Ja od tygodnia zapętlam świąteczną muzykę, krzątam się i sprzątam,. Chyba pierwszy raz aż tak czuję świąteczną atmosferę! Postanowiłam to wykorzystać i pokazać Wam dwa tagi, do których zostałam nominowana przez zaprzyjaźnione blogerki. Mam nadzieję, że ta zimowa atmosfera będzie obecna także jutro za naszymi oknami!

czwartek, 21 grudnia 2017

(217) "Jądro ciemności" Joseph Conrad

Brak komentarzy:


Witajcie, Kochani!
Jak wiecie, niezwykle rzadko podejmuję się próby recenzowania książek, które są moimi lekturami. Po pierwsze, nie jestem na tyle świadomym czytelnikiem, by rozprawiać o tych dziełach, a po drugie, przy tak szczegółowym omawianiu ich w szkole, naprawdę nie mam ochoty mówić o nich ani słowa. Są jednak lektury, które wywierają na mnie ogromny wpływ i o których chciałabym Wam opowiedzieć. Jedną z nich jest „Jądro ciemności” autorstwa Josepha Conrada. Nie będzie to recenzja sensu stricto, ale bardziej zapis moich refleksji po przeczytaniu tego dzieła.

Statek wypływający z Londynu. Wśród marynarzy znajduje się doświadczony wilk morski, Marlow. Nieoczekiwanie zaczyna on snuć opowieść o doświadczeniu, które zmieniło go na całe życie – o wyprawie do Konga, które nazywa „jądrem ciemności”. Podróż w serce europejskiego kolonializmu odmieniła jego spojrzenie na świat,  zmieniła jego poglądy, a także sprawiła, że poznał osobę, która odmieniła jego życie – tajemniczego Kurtza.

wtorek, 19 grudnia 2017

The Grinch Book Tag

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Już w tym tygodniu będą święta! To mój ulubiony okres w roku - wprost kocham kolędy, świąteczna atmosferę, radość, uśmiech i to, że wtedy jest po prostu tak inaczej.  Święta to także idealny czas dla blogerów, bowiem tagów świątecznych jest od groma! Ja dzisiaj postanowiłam pokazać Wam dość zabawny i sympatyczny The Grinch Book Tag stworzony przez Thoughst of Tomes. Grinch jest on głównym bohaterem książki pt. Grinch : Świąt nie będzie. Na jej podstawie w 2000 roku powstał film o tym samym tytule. Polskie tłumaczenie zaczerpnęłam z bloga Bukowe opowieści.


niedziela, 17 grudnia 2017

(217) "Ciemna strona" Tarryn Fisher

Brak komentarzy:


Hej, hej, Kochani!
Już niemal rok temu odkryłam niezwykle utalentowaną amerykańską pisarkę. Od tego czasu przeczytałam już dwie powieści jej autorstwa – mrożącą krew w żyłach, robiącą zamęt w myślach „Margo” oraz psychodeliczną, złą, niepokojącą „Bad mommy. Złą mamę”. Teraz, dzięki uprzejmości wydawnictwa Sine Qua Non miałam okazję poznać kolejną, jeszcze genialniejszą powieść Tarryn Fisher. Po lekturze „Ciemnej strony” wiem już, że jestem wielką fanką tej autorki i ślepo wezmę wszystko, co ona napisze, bowiem uwielbiam stan mojego mózgu, w jaki wprawiają mnie jej powieści. Tym razem dzięki pisarce mogłam zajrzeć w głąb samej siebie i zastanowić się, czy także ja mam swoją „ciemną stronę”.

Senna Richards, pisarka i autorka bestsellerów budzi się w obcym domu. Została porwana, jednak nie wie przez kogo i dlaczego. Na domiar złego, okazuje się, że nie tylko ona padła psychopaty – wraz z nią uwięziony został mężczyzna, z którym w przeszłości łączyła ją specyficzna relacja. Aby odzyskać wolność, Senna i Isaac muszą zajrzeć w głąb siebie, na nowo przemyśleć swoją relację oraz pogodzić się z ranami, które tkwią gdzieś głęboko w nich.

Powieść Tarryn Fisher nie  jest bynajmniej książką, którą można przeczytać „na raz”. To książka, która, choć wciąga, sprawia tak niesamowity ból, że trzeba ją sobie dawkować. Nie jest to historia, która zachwyca nadmiarem akcji, w której roi się od niespodziewanych zwrotów akcji czy mrożących krew w żyłach wydarzeń. Fabuła powieści opiera się na rutynie – rutynie życia więźnia, który ma aż za wiele czasu, aby myśleć. W powieści poznajemy skrzywdzoną psychikę Senny, jej ból, a także przeszłość, która ukształtowała ją na zawsze.  Odkrywamy także tajemnicę jej relacji z Isaakiem i razem z bohaterami zastanawiamy się, kto wpadł na pomysł, by tę dwójkę umieścić razem na skraju śmierci.

Fabuła „Ciemnej strony” została genialnie skonstruowana. Od początku czytelnik tak jak bohaterowie, nie wie, co się stało.  W jego głowie mnożą się hipotezy, które raz po raz rozbijają się w drobny mak. Tarryn Fisher odchodzi od wszelkich fabularnych schematów, więc nie sposób przewidzieć, w jakim kierunku rozwinie się akcja. Dlaczego „właściciel zoo”, jak swojego porywacza nazywa Senna, zachowuje się w taki sposób? Jakie są jego pobudki? Co ma na celu? Czy bohaterowie mają umrzeć? Zakończenie, które przedstawia Tarryn Fisher jest trudne, zaskakujące i tak dalekie od wszystkiego, czego można było się spodziewać, że zamiast odpowiedzi, zyskujemy kolejne pytania.

Całą historię poznajemy z perspektywy Senny. To ona opowiada nam o swoich emocjach, o swoim bólu, o swojej przeszłości, o otaczającym ją coraz bardziej strachu. Jest to jedna z najlepszych bohaterek literackich, z jakimi ostatnio się spotkałam! Jest ona pełna sprzeczności. Na pozór sprawia wrażenie niezwykle antypatycznej osoby, niewdzięcznej, niezasługującej na żadne ciepłe uczucia. A jednak, wraz z kolejnymi przewracanymi stronami poznajemy jej przeszłość i zaczynamy rozumieć, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Jesteśmy świadkami jej przemiany psychicznej, razem z nią uczymy się na nowo kochać, pomimo tego, że świat jest złym miejscem. Równie ciekawym bohaterem jest Isaac. To mężczyzna, którego nie sposób pokochać, jednak równie trudno jest go zrozumieć. Co nim kieruje? Dlaczego jest dobry, skoro świat, który go otacza jest tak zły? Ta dwójka bohaterów tworzy mieszankę wybuchową, a ich relacja, którą odkrywamy na łamach powieści, jest tak trudna, tak patologiczna i toksyczna , a jednocześnie piękna, że nie sposób się w nią nie zaangażować emocjonalnie.

„Ciemna strona” to powieść przytłaczająca emocjonalnie. Już od pierwszych stron czytelnik musi zmagać się z ogromnym strachem i niepewnością. Nie wiemy, jakie plany ma wobec porwanych bohaterowów „właściciel zoo”. Niejednokrotnie wraz z nimi czujemy oddech śmierci, zatracając się w głodzie, zimnie i utracie nadziei, które uniemożliwiają przeżycie kolejnego dnia. Powieść Tarryn Fisher jest także pełna bólu, niezawinionego cierpienia i krzywdy. Dzięki takim książkom widzimy, że my sami mamy swoje ciemne strony, widzimy, że przeszłość i dawne zranienia wciąż na nas oddziałują i nie pozwalają być w pełni szczęśliwymi.  Tarryn Fisher udowadnia, że nigdy do końca nie znamy samych siebie, a nasza prawdziwa natura wychodzi na jaw dopiero, kiedy znajdujemy się w ekstremalnych warunkach. „Ciemna strona” to powieść, o której nie da się po prostu zapomnieć, trzeba wraz z bohaterami przeżyć ich emocje oraz udać się w podróż w głąb siebie.

Po raz kolejny Tarryn Fisher udowodniła, że jest mistrzynią operowania słowem. W niezwykle sugestywny sposób opisała ból, cierpienie, głód i wszystkie inne trudne uczucia, targające bohaterami.  Po raz kolejny mój egzemplarz cały jest popodkreślany, a ja po raz kolejny chcę się z Wami podzielić moimi ulubionymi cytatami:


- Ludzie nie są stworzeni do dźwigania ciężaru innych. Ledwie dajemy radę nieść własny. (…)
-Być może wzięcie na siebie ciężaru drugiej osoby sprawia, że Twój własny staje się trochę mniejszy.

Gwałt odciska się w twoim DNA. Nie jesteś już sobą, ale kobietą, którą zgwałcono. I nie możesz tego z siebie wymazać. Nie możesz pozbyć się przekonania, że to znowu się wydarzy, że jesteś bezwartościowa i nikt nigdy nie będzie chciał się do ciebie zbliżyć, bo zostałaś zbrukana i wykorzystana. Ktoś uznał, że jesteś nikim, zakładasz więc, że inni też tak pomyślą. Gwałt to bezwzględny niszczyciel zaufania, pewności siebie i nadziei.

Ludzie kłamią. Wykorzystują cię i kłamią, przez cały czas wciskają ci kity o swojej lojalności i o tym, że cię nigdy nie zostawią. Nikt nie może ci tego obiecać, bo zyciem – tak jak pogodą – rządzą nieustanne zmiany.

Nienawidzę zmian. Nigdy się nie wie, co przyniosą, można tylko być pewnym, że nastąpią. Ale zanim to się stanie, łudzisz się, że odmienią Twój los na lepsze. Postanawiasz w to wierzyć, bo tego potrzebujesz.

Wierzysz w ludzi, bo mają w zwyczaju trzymać się ciebie, kiedy jest dobrze. Nazywam ich letnimi słodziakami. Spotkałam w życiu wystarczająco wielu letnich słodziaków, żeby wiedzieć, że każdy zostawi cię wraz z nadejściem zimy. Kiedy wszystko wokół zamarza, ty trzęsiesz się z zimna i aby przetrwać, otaczasz się jak największą liczbą ochronnych warstw. Z początku nawet tego nie zauważasz. Zimno sprawia, że drętwiejesz i nie widzisz wyraźnie. A potem nagle podnosisz wzrok, zauważasz, że śnieg zaczyna topnieć i uświadamiasz sobie, że spędziłeś zimę sam.

Nadal Cię widzę, Senna – mówi w moje włosy – Człowiek nigdy nie przestaje widzieć tego, co postrzega jako część samego siebie.

Tak to właśnie wygląda, kiedy jesteś więźniem. Pragniesz wolności, a kiedy ją dostajesz, bez swoich łańcuchów czujesz się nagi.

Nigdy nie myślałam o miłości w kategoriach wyboru. Wydawało mi się raczej antywyborem. Jeśli jednak wiążesz się z kimś autodestrukcyjnym i postanawiasz nadal go kochać, to chyba jednak jest jakiś wybór.

- Nie naprawisz mnie – powiedziałam, patrząc na kolana Isaaca.
- Wcale nie chcę.
- Jestem okaleczona. Z zewnątrz i w środku.
- A mimo to cię kocham.

Prawda jest dla umysłu. (…) Kłamstwa są dla serca. Okłamujmy się więc dalej.

„Ciemna strona” to zdecydowanie jedna z najlepszych powieści, jakie miałam przyjemność poznać w kończącym się roku.To mroczna, niepokojąca historia o kruchej ludzkiej psychice. Jej zaletami są z całą pewnością niebanalna fabuła oraz genialnie skonstruowani, niezwykle wiarygodni bohaterowie. Książek takich jak te nie da się po prostu zapomnieć – one na zawsze pozostają w nas. Serdecznie polecam!

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non!

Ocena: 10/10 (arcydzieło) 

Książka bierze udział w wyzwaniach:

wtorek, 12 grudnia 2017

(216) "Mirror, mirror" Cara Delvigne i Rowan Coleman

Brak komentarzy:


Hej, hej, Kochani!
Cara Delevigne to nazwisko, które jest znane każdemu. Modelka, aktorka, piosenkarka jest jedną   z najbardziej rozpoznawalnych postaci na świecie. Jedni ją kochają, inni jej nienawidzą. Mnie samej Cara jest dość obojętna, choć przyznam, że niesamowicie podoba mi się jej uroda.  Jednakże pisanie książek przez cele brytów budzi różnorakie emocje, więc i ja chciałam zobaczyć, czy „Mirror, mirror” to kolejna lektura, która powinna być podpałką, a wydana  została ze względu na nazwisko współautorki. Do literackiego debiutu top modelki  napisanego wraz z uznaną brytyjską pisarką Rowan Coleman podchodziłam z największymi obawami – na szczęście nie sprawdziły się one! Miałam ogromną przyjemność poznać bardzo dobrą, wciągającą i mądrą powieść młodzieżową!

Kilka miesięcy wcześniej czwórka przyjaciół - Leo, Rose, Red i Naomi założyła zespół.Dla każdego z nich wspólne tworzenie muzyki stało się odskocznią od problemów domowych, szkolnych, psychicznych. Pomiędzy tymi kompletnie różnymi nastolatkami nawiązuję się przyjaźń. Sytuacja ulega jednak diametralnej odmianie, gdy jedna z paczki, Naomi, znika bez śladu. Młodzi ludzie usiłują zrekonstruować, co się z nią działo, dlaczego postanowiła uciec. Czy zrobiła to z własnej woli? A może ktoś ją skrzywdził? Zniknięcie Naomi to nie jedyny problem, z którym musza zmierzyć się młodzi muzycy. Ich przyjaźń zostanie wystawiona na ogromną próbę, a oni sam  będą musieli zadać sobie pytania o własną tożsamość.

niedziela, 10 grudnia 2017

(215) "Droga powrotna" Erich Maria Remarque

Brak komentarzy:


Witajcie moi Kochani!
Moje serce zostało bezpowrotnie zdobyte przez kolejnego pisarza. Bez wahania już teraz mogę nazwać go jednym z odkryć roku, autorem, z którego twórczością chcę się jeszcze bliżej zapoznać, którego mam w planach przeczytać wszystkie książki. Po zakończonej lekturze „Drogi powrotnej” już wiem, że warto. Po raz trzeci przekonałam się, że Erich Maria Remarque to pisarz, którego chce się czytać i którego warto czytać. Jego książki, choć niełatwe, wymagające emocjonalnego zaangażowania, dostarczają czytelnikowi czegoś więcej, niż rozrywki – materiału do refleksji, przeżyć intelektualnych. Umożliwiają także zmianę spojrzenia na świat. I właśnie taką trudną, lecz i wdzięczną leturą jest z pewnością „Droga powrotna”!

Listopad 1918 roku. Państwo niemieckie podpisuje akt kapitulacji. Młodzi żołnierze, którzy dorośli w okopach, którzy z uczniów stali się wojakami i mordercami, musza powrócić do swojej przedwojennej rzeczywistości – do szkół, do rodzinnych miejscowości, do rodziców, widzących w nich wciąż ukochane dzieci. I choć myśl o powrocie dodawała im siły w najgorszych walkach, okazuje się, że nic nie jest już takie jak wcześniej. Kraj pogrążony jest w chaosie, kolejni dawni znajomi są martwi, a świat zdaje się nie rozumieć tragedii straconego pokolenia. Co gorsze, wojna nieodwracalnie zmienia także bohaterów „Drogi powrotnej” – Ernsta, Ludwiga,  Ferdinanda i ich przyjaciół, którzy już nigdy nie będę umieli zyć w czasach pokoju.

środa, 6 grudnia 2017

Christmas Book Maraton - TBR

Brak komentarzy:
Hej, hej Kochani!
Dzisiaj przychodzę do Was z lekkim, luźnym, Mikołajowym postem. Chciałabym zaprosić Was do udziału w maratonie, który po raz trzeci już organizuje Suomi oraz Kitty Ailla oraz zaprezentować Wam mój stosik.To już trzecia edycja, w której biorę udział i trzecia, którą na 99% zawalę <to już taka tradycja>. Ale trzeba przynajmniej próbować, prawda? 

niedziela, 3 grudnia 2017

Dwudziestkowy tag Kitty Ailli

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Pora na wygrzebywanie się z tagowych zaległości! Dzisiaj postanowiłam wziąć na warsztat Tag zrobiony przez moją ukochaną przyjaciółkę, z okazji jej dwudziestych urodzin. Może dlatego, że dopiero dziś dostanie ode mnie prezent... A więc, planowanie imprezy urodzinowej czas zacząć!

piątek, 1 grudnia 2017

Podsumowanie listopada

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Nareszcie! Zakończył się najgorszy miesiąc tego roku. Niesamowicie męczący i przygnębiający, w którym nie zrealizowałam moich planów w żadnym aspekcie. A jego jedynym pozytywem jest niespodziewane, ale i króciutkie spotkanie z KittyAillą! Było cudownie! Dla niej warto jechać osiem godzin pociągiem tylko po to, by spędzić kilka godzin razem. A co poza tym? - szkoła, szkoła, szkoła... Próbne matury, które jednocześnie pocieszały (historia bardzo przyjemna) i załamały (co to było na matematyce). Na ponad tydzień utraciłam laptopa, co poskutkowało zamarciem ruchu na blogu. No i niestety, także jakieś jesienne chandry i smuteczki... ALE, ALE! Zaczyna się grudzień, święta, zima - już będzie tylko lepiej!


sobota, 25 listopada 2017

(214) "Miasto świętych i złodziei" Natalie C. Anderson

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Nareszcie choć nieco wykopuję się z moich recenzenckich zaległości! Choć stosik, zamiast maleć, wciąż rośnie – to przerażające! Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książki, o której nie wiedziałam, co myśleć. Na dobrą sprawę, nie przypuszczałam nawet, co to może być za gatunek. Do jej lektury zachęcił mnie tytuł i to, że akcja rozgrywa się w Afryce – a niewiele jest DOBRYCH powieści dziejących się na tym kontynencie. Niestety, niezbyt zachęcały mnie porównania do „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” oraz „ Dziewczyny z pociągu” – zazwyczaj te frazy są bardzo na wyrost i niepotrzebnie zaostrzają apetyt czytelnika. Postanowiłam jednak zaufać mojej intuicji, która mówiła, że „Miasto świętych i złodziei" może być cudowną lekturą. I bardzo dobrze wybrałam!

Po śmierci matki, która została zamordowana w niewyjaśnionych okolicznościach, szesnastoletnia Tina żyje tylko pragnieniem zemsty. Aby znaleźć protekcję i wsparcie, dołącza do miejskiego gangu. Chce skompromitować, a następnie zabić potężnego i bogatego białego mężczyznę – dawnego kochanka mamy, którego obwinia o jej morderstwo. Kiedy młodociana złodziejka jest już o krok od zrealizowania swego celu, na jaw wychodzą nowe okoliczności, odwracające całą sytuację. Tina będzie musiała opuścić bezpieczną Kenię i udać się do rodzinnego Kongo, by tam odnaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania. Jednak gang nie pozwoli jej zapomnieć, że już wybrała i zobowiązana jest być mu wierna.

„Miasto świętych i złodziei” to powieść, która mnie zachwyciła. Choć czytałam ją dość długo ze względu na nadmiar obowiązków, to bardzo mnie wciągnęła i nadal zaprząta moje myśli. Natalie C. Anderson stworzyła coś niesamowitego – połączenie książki dla młodzieży z książką dla każdego, niesamowitą kombinację wartkiego kryminału,  mądrej obyczajówki oraz poruszającej historii dziejącej się w miejscu, od którego łatwiej odwrócić wzrok! Rzadko zdarzają się aż tak udane debiuty!

Na pewno główną zaletą powieści są jej bohaterowie. Nieczęsto debiutantom udaje się tworzyć na tyle dobre charaktery, postaci przekonujące w stu procentach. Protagonistka, Tina, to niezwykle rozsądna i silna dziewczyna. Sama, bez niczyjej pomocy, żyje w nieprzyjemnym miejscu, jakim jest Sangua. Troszczy się o młodsza siostrę, dla której zrobiłaby niemal wszystko. A z drugiej strony, jest ona zagubiona, zraniona i sama nie do końca rozumie własne emocje. Jest postacią żywą, dynamiczną, dorastającą na oczach czytelnika. Nie da się jej nie podziwiać, nie współczując jej jednocześnie. Kolejną, równie dobrze wykreowaną postacią, jest przyjaciel Tiny z dzieciństwa – Michael. To bogaty, biały chłopak, który musi zmierzyć się z realiami życia innego, niż to, do którego przywykł. On również jest zagubiony pomiędzy tym, co myślał o swej rodzinie, a tym, jaka jest prawda. Usiłuje na nowo zbudować obraz swoich rodziców, a także pomóc złodziejce w zrozumieniu jej przeszłości. Z taką dwójką bohaterów głównych ta powieść musiała być udana!

Kolejną zaletą debiutu Natalie C. Anderson genialne rozplanowanie akcji. Od tej powieści wprost nie da się oderwać, wciąga niesamowicie. Autorka wymyśliła genialną intrygę, która oddziałuje na czytelnika. Odbiorca sam zaczyna wymyślać własne, najbardziej prawdopodobne rozwiązania zagadki śmierci Anju. Kolejnym zabiegiem, którego użyła debiutująca pisarka, jest ciągłe podsuwanie nowych tropów oraz nowych okoliczności oraz zwroty akcji, które mrożą krew w żyłach. Natalie C. Anderson również bardzo umiejętnie opisała momenty przerażające, największą kumulację akcji. Ja sama drżałam, martwiłam się i bałam o to, jak potoczą się dalsze losy bohaterów, których zdążyłam pokochać, a którzy znaleźli się w sytuacji niemal bez wyjścia.

Pisarka w sposób przekonujący i poruszający opisała sytuację w Kongo i Kenii. To pierwsze państwo jest miejscem, o którym właściwie nic nie wiemy. Natalie C. Anderson opisała je jako prawdziwe piekło na ziemi. Umiejętnie opisała poczucie wiecznego strachu, jakie towarzyszy Kongijczykom, zamęt, wojnę, w której niewiadomo ani o co chodzi, ani kto stoi po czyjej stronie. Spotykamy się z sylwetkami ludzi, którym zniszczono całe życie, którzy nie umieją się podnieść pod tragedii, jakiej poprzez wojnę doznali. Idealnym opisem sytuacji w Kongo niech będą słowa księdza, bohatera „Miasta złodziei i świętych”: „Bóg zapomniał o tym miejscu”.

Kolejną zaletą debiutu Natalie C. Anderson jest styl. Przez powieść się płynie. Napisana jest w narracji pierwszoosobowej, przez co na świat patrzymy oczami Tiny. Uważam to za dobre rozwiązanie, bowiem możemy dobrze poznać jej uczucia, jej wątpliwości, jej domysły na temat przeszłości. Dzięki temu zabiegowi książka jest bardzo angażująca emocjonalnie. Jeśli chodzi o język, uważam, że książka jest dobra dla młodszego czytelnika – nie znajdziecie tam przekleństw, drobiazgowo opisanych scen erotycznych czy wulgaryzmów. Pani Anderson, a może tłumacz, pani Marta Najman, pięknie posługują się eufemizmami, tworząc zapadające w pamięć metafory!


Podsumowując, „Miasto świętych i złodziei" to naprawdę dobra powieść! Łączy w sobie wartki kryminał oraz opowieść z przesłaniem. Porusza, wciąga, daje do myślenia. Takie książki warto czytać!

Ocena: 8/10


czwartek, 23 listopada 2017

(213) "Until November" Aurora Rose Reynolds

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Są takie książki, które są naszymi grzeszkami. Książki, które czytamy, kiedy ewidentnie jesteśmy zmęczeni, kiedy nie chce nam się nic, kiedy mamy dość ambitnej litearuty. Chowamy je przed okiem ciekawskich, na pytanie: „Co teraz czytasz” odpowiadamy w stylu: „ yyy... eee… no w sumie to nic takiego”. Jednak mimo wszystko jesteśmy zadowoleni z takiej lektury, bo odpręża nas ona i daje wytchnienie. Jedną z książek, które miałam tak potraktować jest Until November – pierwsza wydana w Polsce powieść Aurory Rose Reynolds.

Po tajemniczym wypadku November wyprowadza się od toksycznej matki i przenosi się do nieznanego jej ojca, do Tennessee. W nowym miejscu ma w planach rozpocząć nowe życie – tym razem otoczona ludźmi, którzy ją kochają. Rozpoczyna pracę w klubie należącym do jej ojca i już wkrótce poznaje niezwykle przystojnego Ashera – znajomość ta odmieni całkowicie jej życie. Pomiędzy młodymi wybuchnie bowiem ogromna namiętność, której nic nie jest w stanie powstrzymać. Jednak na drodze do szczęścia November staną niewyjaśnione sprawy z przeszłości…

wtorek, 21 listopada 2017

9 książek, o których powinno być głośniej

Brak komentarzy:
Witajcie, Moi Kochani!
Ostatnio naszła mni refleksja, że nie chce mi się szukać książek na własną rękę. Opieram się głównie na poleceniach blogerów, już nawet do biblioteki chodzę tylko po to, by odebrać zamówienie, a nie, by prowadzić własnego poszukiwania. A na blogach, sami wiecie jak jest - powtarzają się te same tytuły, bo nowość, bo bestseller, bo klasyka, bo egzemplarz recenznencki. Dlatego dzisiaj, zainspirowana wpisem, który pojawił się na blogu Suomi postanowiłam opowiedzieć Wam o dziesięciu powieściach, o których mało się słyszy, a które mnie zachwyciły. Mam nadzieję, że ktoś z Was skusi się na lekturę choć jednej z nich!

środa, 15 listopada 2017

(212) "Większość bezwzględna" Remigiusz Mróz

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Od momentu, w którym zakończyłam lekturę „Wotum nieufności” wiedziałam, że muszę jak najszybciej poznać dalsze losy Darii Seydy i Patryka Hauera. Dlatego byłam przeszczęśliwa, kiedy na Targach Książki mogłam PRZEDPREMIEROWO <chyba wiecie, co to oznacza dla psychofana> zakupić „Większość bezwzględną”. Mimo to, myślałam, że odleży ona swoje na półce, a ja, zmęczona nauką i nawałem egzemplarzy recenzenckich, sięgnę po nią najwcześniej na święta. Jednak obrzydliwy i zatrważający spoiler, jaki zaserwował mi kolega i siedmiogodzinna podróż do Warszawy sprawiły, że jeszcze przed premierą mogłam przekonać się,  jak bardzo Remigiusz Mróz będzie torturował swoich czytelników. I, jak śpiewała Edith Piaf,  je ne regrette rien.

UWAGA! DALSZA CZĘŚĆ POSTU ZAWIERA SPOILERY DO „WOTUM NIEUFNOŚCI!”

poniedziałek, 13 listopada 2017

10 sposobów na brak chęci do czytania [ZOBACZ JAK]

Brak komentarzy:
Hej, hej Kochani!
Listopad to dla większości  z nas trudny okres. Pogoda na zewnątrz nie rozpieszcza, niemal wciąż pada, strasznie wcześnie robi się ciemno.. Dodajmy do tego zwiększającą się liczbę obowiązków w pracy, szkole czy na studiach. Po prostu odechciewa się żyć! Jedyną nadzieją może być perspektywa zanurzenia się z kubkiem herbaty i książką pod ciepłym kocykiem. Udało się! Obowiązki odłożyliśmy na bok, wybraliśmy kolejną z wciąż zwiększającego się stosu powieści "muszę-przeczytać-właściwie-na-wczoraj", czytamy pierwszą stronę, drugą stronę... I dalej nie możemy! Bierzemy do ręki naszego kochanego smartfona i po raz tysięczny tego samego dnia scrollujemy tablicę, oglądając te same memy i zdjęcia śmiesznych kotów, co dziesięć minut temu. Chwilę później, dręczeni wyrzutami sumienia, postanawiamy jeszcze raz zabrać się za lekturę... O, nie, właśnie przyszło powiadomienie ze snapa! Znów pogrążamy się w świecie social-mediów, mijają godziny, a my wciąż nie czytamy... W końcu, dręczeni wyrzutami sumienia kładziemy się spać z myślą: "JUTRO NA PEWNO POCZYTAM!". Jak radzić sobie z niechęcią do czytania? Oto moje dziesięć sprawdzonych sposobów!


sobota, 11 listopada 2017

(211) "Paragraf 5" Kristen Simmons

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Kilka lat temu byłam w fazie czytania dystopii. Pochłaniałam kolejne, coraz bardziej ponure, wizje przyszłości i coraz więcej odkrywałam w nich schematów. Antyutopie zaczęły mi już wychodzić bokami, więc niemal całkiem je odstawiłam, redukując ilość takich książek do jednej-dwóch serii na rok oraz klasyków takich jak „Rok 1984” czy „Opowieść podręcznej”.  Ostatnio jednak zatęskniłam nieco za tym gatunkiem i postanowiłam się z nim przeprosić. Młodzieżową dystopię, która stała się moim powrotem do tak kiedyś lubianego gatunku, przeczytałam w ramach book touru.

Po okrutnej wojnie w Stanach Zjednoczonych wprowadzone zostało niezwykle surowe prawo religijne. Moralności i przyzwoitości pilnie strzeże Straż Obyczajowa, a władze wprowadzają kolejne obostrzenia i reguły. To właśnie za sprawą jednego z nich, Paragrafu Piątego, mówiącego o nieślubnych dzieciach, życie siedemnastoletniej Ember i jej matki zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.  Nastolatka trafia do zakładu resocjalizacyjnego, a los drugiej z kobiet jest nieznany. Ember wie jednak, że nie podda się, dopóki nie odnajdzie swojej matki. Pomóc ma jej w tym Chase – dawny przyjaciel, a może nawet coś więcej, który obecnie zdaje się być zagorzałym zwolennikiem systemu.

czwartek, 9 listopada 2017

(210) "Zapiski z Rakki. Ucieczka z Państwa Islamskiego" Samir

Brak komentarzy:
Witajcie, Moi Drodzy!
Są takie tematy, od których w mojej opinii nie da się uciec. Można być absolutnym ignorantem, nie interesować się polityką, społeczeństwem, ale o tym się wie. Może to nawet niejako doświadczenie naszego pokolenia? Obecnie jest to według mnie temat wojny w Syrii i coraz większej ekspansji Państwa Islamskiego. Niemal codziennie jesteśmy atakowani informacjami o kolejnych tragediach i dramatach. Równocześnie rośnie wśród nas strach przed OBCYMI – Innymi, uchodźcami, po których nie wiemy czego się spodziewać. Wydawnictwo Insignis postanowiło wyjść naprzeciw oczekiwaniom czytelników i jeszcze bardziej przybliżyć im tę tematykę. Wprowadziło na polski rynek niesamowitą książkę – „Zapiski z Rakki. Ucieczka z Państwa Islamskiego” to spisywana na bieżąco relacja z życia w mieście opanowanym przez dżihadystów.

niedziela, 5 listopada 2017

8 książek, które poleciłaby mi moja przyjaciółka

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Jak pewnie zauważyliście, chociażby w podsumowaniu miesiąca, mam coraz mniej czasu na czytanie. Liczba lektur jest przytłaczająca, a to, ile muszę uczyć się mojego ukochanego włoskiego jest jednocześnie cudowne, jak i przerażające. Dlatego czasem, jak i teraz - po prostu nie mam czego recenzować. Nie chciałabym jednak. żeby blog poszedł w zapomnienie i pokrył się warstwą kurzu. Z pomocą przyszła mi Kitty Ailla, proponując, że napisze mi post gościnny, na który dziś serdecznie zapraszam! Kociak postanowił polecić mi osiem książek - sama jestem ciekawa, jakie to. Do każdej dodam też kilka słów od siebie :)

piątek, 3 listopada 2017

DZIADY: Słowiański Tag Książkowy

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Kilka dni temu przez internety przewaliła się coroczna zażarta dyskusja pomiędzy zwolennikami Halloween, a osobami, które uważają je za Święto Szatana. Ja osobiście nie należę do żadnej z grup, to święto mnie po prostu nie przekonuje, zresztą, jestem typem, który w Halloween woli pospać niż iść na imprezę <powiedziała osiemnastolatka>. Ale nieco boli mnie, że w tym całym szale zapominamy o naszym cudownym słowiańskim święcie, jakim były DZIADY! Choć pewnie wszystkim, którzy są już po drugiej klasie szkoły średniej słowo to obrzydło do cna, jednak dziś, idąc za przykładem Wiktorii z bloga Przeczytaj mnie postanowiłam zaprosić Was na tag, który reaktywuje nieco nasze słowiańskie tradycje! Mam nadzieję, że przypadnie on Wam do gustu!


środa, 1 listopada 2017

Podsumowanie października

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani! 
Jak tam żyjecie? Nie zamarzliście na cmenatrzu?  Cieszycie się, że już mamy listopad? Ja przyznam, że sama nie wiem, kiedy minął mi październik, to stało się zdecydowanie zbyt szybko. Był to dla mnie miesiąc niesamowicie męczący - psychicznie, emocjonalnie, naukowo. Zdecydowałam się zrezygnować z olimpiady z polskiego, bo nie wyrabiałam, niemal całe weekendy spędzałam na nauce, moje oceny poleciały tak bardzo w dół, że to aż przykre. Blog zaczyna świecić pustkami, stosik recenzencki wciąż się zwiększa, a polonistka szaleje z lekturami...I jednocześnie dosięgła mnie typowa jesienna chandra... Na szczęście były też pozytywy - między innymi Międzynarodowe Targi Książki, o których opowiem Wam w przyszłym tygodniu. Ale może być tylko lepiej! Na to liczę! 


wtorek, 31 października 2017

(209) "Dance, sing, love. Miłosny układ" Layla Wheldon

Brak komentarzy:
Hej, hej, Kochani!
Czas odgrzebać się z egzemplarzy recenzenckich! Przez nadmiar nauki czuję, że nawalam, dlatego teraz większość recenzji na blogu opatrzona będzie podziękowaniami dla wydawnictwa. Dzisiaj opowiem Wam o kolejnym romansie, który przeczytałam dla rozluźnienia i oderwania się od ambitnej literatury. „Dance, sing Love. Miłosny układ” to debiut ukrywającej się pod pseudonimem polskiej autorki, która sławę zdobyła dzięki portalowi Wattpad, a potem została odkryta. Choć zazwyczaj podchodzę sceptycznie do dzieł tam powstałych, po cudownym „Uratuj mnie” postanowiłam dać szansę Layli Wheldon.

Livia Innocenti to młoda tancerka o amerykańsko-włoskich korzeniach. Jej kariera jest u szczytu – dziewczyna pracuje w słynnym zespole. Jednym ze zleceń, do jakiego zostaje zatrudniona jest występ w czasie trasy koncertowej gwiazdy pop – niesamowicie seksownego Jamesa Sheridana. Dziewczyna nie może znieść aroganckiego i nieprzyjemnego piosenkarza, ale jednocześnie coś ją do niego ciągnie. Wspólne picie alkoholu, nocne spacery po europejskich miastach i silne przyciąganie sprawiają, że dziewczyna zakochuje się bez pamięci w Jamesie. Mężczyzna darzy jednak uczuciem inną kobietę – swoją byłą partnerkę.

Ostatnimi czasy mam naprawdę szczęście do romansów. Wiem, że nie są to książki, bo których należy spodziewać się wiele, raczej takie odmóżdżacze, jednak zarówno recenzowany ostatnio „Początek mnie i ciebie”, jak i „Dance, sing, Love. Miłosny układ” mają  w sobie jakieś charakterystyczne cechy, coś, co je wyróżnia i co szczególnie przyadło mi do gustu. Debiut Layli Wheldon, pomimo licznych wad, oczarował mnie kreacją psychologiczną głównej bohaterki. To także ksiązka, która niesamowicie wciąga i nie pozwala się od siebie oderwać!

Niestety, „Dance, sing, Love” to książka bardzo nierówna. Niemal każdy aspekt powieści ma zarówno zalety, jak i liczne wady. Na pierwszy ogień chciałabym wziąć kreację bohaterów. Jak już wspomniałam, oczarowała mnie postać Livii. Niesamowicie przypadło mi do gustu to, jak autorka pokazywała jej walkę o siebie o to, żeby być szczęśliwą. Przekonało mnie również to, jak zmieniało ją toksyczne uczucie – jak powoli stawała się cieniem samej siebie, jak traciła chęć do życia i pogrążała się w nałogu alkoholowym. Wiedziała, że nie powinna być tak poddana Jamesowi, ale i tak była. Może to okrutne i sadystyczne, ale uważam, że bardzo prawdziwe. Niemniej nie pochwalam jej zachowania w dalszej części książki, kiedy nagle zapomniała o wszystkim złym, co przecierpiała przez Jamesa i ochoczo mu wybaczyła. Absolutnie nie przekonała mnie za to kreacja głównego bohatera. To typ postaci, której nie lubię najbardziej! Nadęty, arogancki, przekonany, że wszystko mu się należy i wszystko mu wolno! Doprawdy nie wiem, co Livia w nim widziała, oprócz tego, że był seksowny, co zostało podkreślone około miliarda razy… Uważam też cały wątek jego „zakochania-nie-zakochania” w tancerce  za strasznie naciągany. Na początku przedstawiony jest jako szaleńczo zakochany w jednej kobiecie, by nagle uświadomić sobie, że kocha tak naprawdę inną – moim zdaniem to wcale tak nie działa, a zmiana uczuć była typowo wattpadowo-opkowa. Pozostali bohaterowie byli moim zdaniem dość papierowi i schematyczni – tak naprawdę każdego dałoby zamknąć się w jednym zdaniu.

Rozczarował mnie także wątek miłosny. Na początku miałam nadzieję na coś naprawdę cudownego i oryginalnego. Lubię wątek niespełnionej, nieszczęśliwej miłości. Podobało mi się to, jak oboje, Livia i James niszczyli się nawzajem – było to ciekawe i inne. Przekonywał mnie układ „to tylko seks”, rozumiałam biedną zakochaną tancerkę i mężczyznę, który po prostu nie umiał jej pokochać. Jedynym, co mnie raziło, był nadmiar scen łóżkowych. Niestety, to, co działo się w drugiej połowie książki, zdecydowanie zniszczyło moje pozytywne wrażenia.  Nie spodobało mi się nagłe zakochanie Jamesa, nie sposobało mi się to, jak Livia zaczęła się upokarzać i w końcu – nie spodobał mi się happy end. Może i to okrutne, ale uważam, że są rzeczy, których nie należy wybaczać, na które nie można pozwolić, a tak toksyczna relacja jak ta łącząca piosenkarza i tancerkę nie mogła stać się podstawą udanego, zdrowego związku.

Kolejną mającą zarówno wady, jak i zalety częścią książki jest styl pisania. Rzeczywiście, pani Wheldon potrafi stworzyć ciekawe opisy i w umiejętny sposób umiała oddać emocje targające Livią – przenikały one czytelniczkę. Z drugiej strony, jej styl był przepełniony wulgaryzmami, który absolutnie nie znoszę oraz aluzjami do seksu – które w zdrowej ilści i na jakimś takim poziomie znoszę, jednak co za dużo, to niezdrowo, a podteksty w „Dance, sing, Love” były na dość niskim poziomie. Dodatkowo, poirytowały mnie błędy we wtrąceniach z włoskiego – ja wiem, że to moja malutka obsesja, jednak naprawdę, użycie Google translate nie jest tak trudne!

Książka pani Wheldon ma zarówno zalety, jak i wady. Z całą pewnością wciągnęła mnie, pozwoliła mi się odprężyć i wywołała we mnie liczne emocje.  Z drugiej strony, ma wady –  nie do końca konsekwentnie prowadzony wątek miłosny, beznadziejnego głównego bohatera oraz dość średni styl pisania. Mimo to, dam Layli Wheldon kolejną szansę i z chęcią zapoznam się z kolejnym tomem przygód Livii i Jamesa.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Edito.

Ocena: 6/10 (dobra)

Książka bierze udział w wyzwaniu:

niedziela, 29 października 2017

(208) "Początek mnie i ciebie" Emery Lord

Brak komentarzy:
Hej. Hej, Kochani!
Nareszcie miałam okazję przeczytać książkę, którą sama wybrałam i która miała służyć li i jedynie przyjemności. Musiałam odpocząć od lektur i poważnych książek, które ostatnim czasem sobie serwowałam, a które, choć wspaniałe,  Nawet nie wyobrażacie sobie, jaką radość mi to sprawiło, tym bardziej, że „Początek mnie i ciebie” nie był takim zwykłym, banalnym romansidłem.

Minął rok, odkąd siedemnastoletnia Paige jest „Dziewczyną, Której Chłopak Zatonął”. Rok, podczas którego nastolatka musiała zmagać się z poczuciem winy, litościwymi spojrzeniami, a także kłopotami rodzinnymi. Na szczęście przez cały okres żałoby Paige mogła liczyć na wsparcie swoich najlepszych przyjaciółek oraz niezastąpionej, choć pogrążającej się w nieuleczalnej chorobie babci. Po roku Paige postanawia rozpocząć nowe życie. Wrócić do życia towarzyskiego, znów chodzić na imprezy i przede wszystkim – pokonać swoje lęki i ograniczenia. Ma także nadzieję na ponowny związek – zwłaszcza, że chłopak, który podobał się jej od zawsze znów jest do wzięcia! Na drodze Paige pojawią się jednak niespodziewane komplikacje, przez które plan, który tak misternie tworzyła, okaże się nie do końca możliwy do zrealizowania. Na szczęście zawsze będzie mogła liczyć na wsparcie najbliższych.

Nie będę Was oszukiwała – „Początek mnie i ciebie” nie jest książką ambitną i zmieniającą życie i światopogląd. To, nie ukrywajmy, romansidło dla nastolatek. Jednak w swoim gatunku jest naprawdę, naprawdę wspaniałe! Mnie osobiście zachwyciło, wzruszyło, rozczuliło. To mądra książka, którą spokojnie podsunęłabym swojej młodszej siostrze, bowiem uczy, na jakich wartościach należy budować swoje życie, pokazuje, jak ważna w życiu człowieka jest nie tylko miłość, lecz również przyjaźń czy rodzina.

Zdecydowanie zaletą powieści jest ciekawie poprowadzony wątek miłosny. Jasne, czytając opis z tyłu okładki można łatwo domyśleć się, w jakim kierunku potoczy, jednakże kreując go, autorka zdecydowanie uciekła od schematów. Mnie niesamowicie spodobało się to, że miłość została ukazana bez opisywania seksu – to naprawdę miła odmiana! Uczucia Paige zostały w sposób wiarygodny, można było wczuć się w jej emocje, razem z nią mieć nadzieję, bać się, kochać, cierpieć i tracić. Podoba mi się to, że miłość pomiędzy głównymi bohaterami nie była przedstawiona w sposób słodkopierdzący, że na ich drodze pojawiały się wiarygodne problemy, a oni zachowywali się w sposób konsekwentny.

Kreacja bohaterów to kolejny pozytywny aspekt książki Emery  Lord. Często w romansach spotykamy się z mało wiarygodnymi dziewczątkami, których największą ambicją jest złapać faceta. Nie używają mózgu, myślą zgoła innym organem, są także w stanie wybaczyć swoim ukochanym niemal wszystko. Paige jest prawdziwa – jest raniona i sama rani, cierpi, boli, ale także zadaje cierpienie. Jest zbudowana bardzo konsekwentnie! Wymyka się schematom – jednocześnie chodzi na imprezy, pije alkohol, kocha i czyta książki. O, właśnie! Dzięki miłości Paige do literatury można ją lepiej zrozumieć. Książka jest przepełniona odniesieniami do różnorakich książek – zarówno popularnych, jak na przykład „Szukając Alaski”, jak i klasycznych – między innymi do Szekspira. Również pozostali bohaterowie wymykają się schematom, są oryginalni i rzeczywiści. Emery Lord naprawdę spisała się na medal!

„Początek mnie i ciebie” idealnie dopasował się do mojego samopoczucia. Może właśnie dlatego wywarł na mnie tak dobre wrażenie? To powieść, która ukazuje dorastanie, zrywanie z przeszłością i gojenie ran. Pomaga uświadomić sobie, że nigdy w życiu nie jest tak źle, że chociaż czasem wydaje mi się, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, zawsze są obok nas osoby, na których możemy polegać. Ukazuje, że wciąż przed każdym jest przyszłość, obojętnie jak bardzo by nie cierpiał.  Właśnie z tego powodu polecałabym tę książkę wszystkim osobom, które mają jakieś problemy, bóle, zranienia – to naprawdę duża dawka miodu na zranione serduszko!

Książka Emery Lord urzekła mnie przepięknym obrazem przyjaźni. Cały czas, czytając, miałam przed oczami mnie i moje najbliższe koleżanki. Przyjaźń, która łączy Paige, Tessę, Morgan i Kayleigh jest naprawdę niesamowita! Dziewczyny wspierają się nawzajem w trudnych sytuacjach, ich relacja nie opiera się jedynie na deklaracjach, lecz na czynach. Pomimo tego, że są całkiem inne i zmagają się z problemami różnego kalibru, mogą na siebie zawsze liczyć. Emery Lord wplotła w swoją książkę przepiękne cytaty o przyjaźni, spójrzcie tylko:

„Kiedy świat się zamyka, zostają tylko dwie kategorie ludzi: najlepsi przyjaciele i cała reszta”
„Jakkolwiek potoczą się sprawy z moim rodzicami, my cztery zawsze będziemy się przyjaźniły, opowiadały sobie historie i popijały latte. Razem będziemy jak cztery ściany dom, wspierające się nawzajem, nawet kiedy wszystko wokół się zatrzęsie.”
„W przyjaźni zawsze jesteśmy dłużnikami. Każdy każdemu jest winny mała przysługę, za małe momenty światła w chaosie.”
„Jeśli masz szczęście, związek – z rodziną, przyjaciółmi, chłopakami – nie ma limitów. Nie ma górnej granicy miłości do siebie. Problemem jest jednak fakt, że nie ma także limitu w tym, jak bardzo możecie się zranić.”

Jestem świadoma tego, że „Początek mnie i ciebie” to książka, która ma swoje wady. Jest jednak moim czytelniczym guilty pleasure, które zauroczyło mnie całkowicie. Jestem pod wrażeniem talentu autorki, która stworzyła niebanalną i poruszającą historię nie tylko o miłości, ale także o tym, jak zaczynać od nowa. Polecam!

Ocena: 8/10
Ksiązka bierze udział w wyzwaniach: