wtorek, 9 maja 2017

(153) "Kiedy byłeś mój" Rebecca Serle

Witajcie, moi Kochani!
Nareszcie nadszedł ten czas, bym mogła zrecenzować książki przeczytane podczas maratonu czytelniczego, który organizowałam wraz z Kają.  29 kwietnia, w pierwszym dniu naszego Majowego Zaczytania, zapoznawałyśmy się z „lekką książką”. Ja postanowiłam W KOŃCU poznać powieść młodzieżową autorstwa Rebeki Serle, którą zakupiłam sobie w lipcu, skuszona niezwykle niską ceną. Przyznam, że nieco obawiałam się tej pozycji, gdyż czułam, że może być to dzieło porażające swoją głupotę. Czy tak się stało?

Spójrz, na policzku ślad; to łza osiadła,/ A tak niedawna, że jeszcze nie spadła./ Ty i łzy twoje wraz z boleścią całą, /Do Rosaliny wszystko należało. /I jak się dziwić niewiast niestałości, / Jeśli w mężczyznach jest tyle słabości. (William Szekspir „Romeo i Julia” tłum. Maciej Słomczyński). Wszyscy znamy przepiękną historię dwojga kochanków z Werony, którzy postawili swoją miłość ponad własne życie. Czy jednak pamiętamy o Rozalinie, którą Romeo wcześniej darzył uczuciem? To przecież dla niej udał się na bal maskowy, na którym poznał pannę Kapulet. W swojej powieści „Kiedy byłeś mój” Rebecca Serle oddaje głos Rozalinie, odtrąconej dziewczynie. Przenosi romans wszechczasów z szesnastowiecznych Włoch do współczesnych Stanów Zjednoczonych, by ukazać, że miłość może mieć wiele twarzy. Rob i Rosaline przyjaźnią się od dziecka, jednak dziewczyna skrycie marzy o tym, żeby ich relacja zmieniła się w coś więcej. Kiedy więc przyjaciel zaprasza ją na randkę i okazuje, że także pragnie związać się z dziewczyną, jest ona w siódmym niebie. Ich szczęście znika jednak w chwili, gdy na scenę wkracza Juliet – piękna kuzynka Rosie, która od razu zdobywa serce Roberta. Czy Rosie może jeszcze wierzyć, że istnieje przeznaczenie? Czy może być szczęśliwa?


Przyznam, że na początku książka wywarła na mnie bardzo, bardzo nieprzyjemne wrażenie. Irytowała mnie głupotą i schematycznością, denerwowali mnie mało wiarygodni bohaterowie. Nie do końca przypadł mi do gustu styl, jakim posługiwała się Rebecca Serle. Oczami wyobraźni widziałam już, jak mieszam tę książkę z błotem na blogu, jednak… Po słabych stu pierwszych stronach coś się zmieniło. Historia Roba, Rosie i Julii zaczęła mnie poruszać, zaczęłam nią żyć do tego stopnia, że przy ostatnich stronach musiałam ukradkiem ocierać łzę.

W mojej opinii Rebecca Serle w umiejętny sposób opisała uczucia, jakie targają młodą, zakochaną dziewczyną. Rosie jest szczęśliwa, kiedy Rob jest przy niej, choć stara się zachować resztki rozsądku w uczuciu (co chyba nie jest niestety możliwe). Potem, kiedy sytuacja drastycznie się zmienia, usiłuje udawać szczęśliwą, co nie do końca jej się udaje. Rebecca Serle stworzyła wiarygodną historię pięknej, niespełnionej miłości, która z pewnością przekona do siebie każdą nastolatkę!

Kolejnym plusem książki pt. „Kiedy byłeś mój” jest to, że ukazuje ona życie takim, jakim jest. Choć z pozoru mogłoby się wydawać, że opisuje nierealistycznych bohaterów, którzy żyją w swoim pięknym american dream, tak naprawdę przedstawia, że ani pieniądze, ani popularność wśród rówieśników nie oznaczają całkowitego braku problemów. Bohaterki, przyjaciółki Rosie, choć mogą pozornie wydawać się pustymi, próżnymi nastolatkami, mają swoje poważne problemy. Pisarka ukazuje także mechanizmy, które rządzą relacjami w świecie nastolatków, takie jak podział na grupy „lepszych i gorszych”, zdobywanie sympatii pieniędzmi czy wreszcie zapominanie o niepasujących do reszty paczki przyjaciołach. Jednocześnie książka pani Serle nie jest przygnębiająca ani moralizatorska. Pokazuje typowe amerykańskie życie, jakie znamy z filmów czy produkcji MTV. Myślę, że właśnie w tej pozornej beztrosce tkwi wielka siła „Kiedy byłeś mój”.

Bohaterowie powieści, to trzeba przyznać, są schematyczni. Mamy do czynienia z nieśmiałą dziewczyną z sąsiedztwa, szkolnym dziwakiem, wspaniałym przystojniakiem czy, wybaczcie określenie, typową zdzirą. Nie drażni to jednak tak bardzo, bowiem cała książka utrzymana jest w lekkiej konwencji, a bohaterowie z czasem okazują swoje drugie oblicze, choć nie jest ono aż tak silnie zarysowane.

Język pani Rebeki Serle jest prosty. Autorka pisze w sposób kolokwialny, używa słów codziennych, nie bawi się w używanie środków artystycznych. W książce nie ma jednak potknięć stylistycznych czy błędów, a to z pewnością jest bardzo, bardzo dużym plusem. Sądzę, że pióro pani Rebeki idealnie pasuje do lekkiej konwencji książki i z całą pewnością ułatwia lekturę.


Podsumowując, chociaż po „Kiedy byłeś mój” spodziewałam się wszystkiego, co najgorsze, rzeczywistość okazała się inna. Książka pani Rebeki Serle może nie jest bardzo wybitna, zmuszająca do refleksji czy nieprzewidywalna, jednak potrafi zapewnić naprawdę dobrą rozrywkę!

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Przeczytana w czasie akcji:


Książka bierze udział w wyzwaniach:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz