Hej, hej, Kochani!
Kilka lat temu byłam w fazie czytania dystopii. Pochłaniałam
kolejne, coraz bardziej ponure, wizje przyszłości i coraz więcej odkrywałam w
nich schematów. Antyutopie zaczęły mi już wychodzić bokami, więc niemal całkiem
je odstawiłam, redukując ilość takich książek do jednej-dwóch serii na rok oraz
klasyków takich jak „Rok 1984” czy „Opowieść podręcznej”. Ostatnio jednak zatęskniłam nieco za tym
gatunkiem i postanowiłam się z nim przeprosić. Młodzieżową dystopię, która stała
się moim powrotem do tak kiedyś lubianego gatunku, przeczytałam w ramach book
touru.
Po okrutnej wojnie w Stanach Zjednoczonych wprowadzone
zostało niezwykle surowe prawo religijne. Moralności i przyzwoitości pilnie
strzeże Straż Obyczajowa, a władze wprowadzają kolejne obostrzenia i reguły. To
właśnie za sprawą jednego z nich, Paragrafu Piątego, mówiącego o nieślubnych
dzieciach, życie siedemnastoletniej Ember i jej matki zmienia się o sto
osiemdziesiąt stopni. Nastolatka trafia
do zakładu resocjalizacyjnego, a los drugiej z kobiet jest nieznany. Ember wie
jednak, że nie podda się, dopóki nie odnajdzie swojej matki. Pomóc ma jej w tym
Chase – dawny przyjaciel, a może nawet coś więcej, który obecnie zdaje się być
zagorzałym zwolennikiem systemu.
„Parafrag 5” to książka, po której nie spodziewałam się
wiele. Ot, miała mi dostarczyć rozrywki w te jesienne, ponure dni. I bardzo
dobrze, że nie nastawiałam się na cuda, choć na powieść tę polowałam już od
wielu z nich. Bo debiut Kirsten Simmons idealnie wpisuje się w nurt młodzieżowej
dystopii wraz ze wszystkimi jej wadami i zaletami.
Z całą pewnością autorka książki potrafiła w niesamowity
sposób zbudować swoją wizję przerażającego prawa. Niemal czuło się wszechobecną
inwigilację, strach, lęk przed znalezieniem się w rękach reżimu. Simmons
świetnie wykreowała świat pozbawiony racjonalnych zasad, gdzie człowiek może
zostać ukarany z byle błahostkę lub czyn dokonany wiele, wiele lat temu. Udało jej się oddać okrucieństwo, jakie
zapanowało po wojnie w Stanach Zjednoczonych, strach, jakie wprowadziło ono w
obywatelach, a także zmiany, jakie dokonały się w mentalności Amerykanów. Świat
przedstawiony w „Paragrafie 5” jest przerażającą pułapką, w której każdy Twój
krok może sprowadzić okrutną, niewspółmierną do przewinienia karę.
Niestety, w kreacji świata pojawiło się trochę wad. Wydaje
mi się, że autorka w kilku miejscach nie do końca przemyślała swoje poczynania.
Mnie zabrało przede wszystkim wyjaśnienia – co spowodowało wybuch wojny? Z kim
walczyli Amerykanie? A może była to wojna domowa? Brak także objaśnień
dotyczących rządu, jego motywacji i tego, w jaki sposób trzyma władzę. Odnoszę
wróżcież wrażenie, iż świat przedstawiony w „Paragrafie 5” stanowi konglomerat
kilku innych dystopii – przede wszystkim zauważyć można silną inspirację
„Opowieścią podręcznej”, ale także kilkoma powieściami młodzieżowymi, w tym
uwielbianą przeze mnie serią „Delirium”.
„Paragraf 5” nie zaskakuje swą oryginalnością. Wiele zwrotów
akcji czy rozwiązań fabularnych można było przewidzieć i jedynie irytowało to,
że bohaterowie na nie nie wpadają. Autorka zastosowała wiele schematów
fabularnych, które znamy już z innych powieści, co wywołuje w nas irytację.
Nawet zakończenie nie jest nieprzewidywalne, jednakże zdarzyło się, że byłam
zaskoczona pojedynczymi rozwiązaniami fabularnymi.
Niestety, do zalet książki nie należy jej główna bohaterka! Tak
irytującej postaci jak Ember to ja dawno nie spotkałam! Dziewczyna myśli
schematami, jest głupia, działa instynktownie, nie potrafi podjąć racjonalnej
decyzji. Niejednokrotnie jej „genialne” decyzje pakowały ją i Chase’a w jeszcze
większe tarapaty… Dodatkowo to, jak traktowała Chase’a jak bardzo była ślepa,
jak podle z nim postępowała, doprawdy wywoływało moją głęboką irytację! Książce
nie pomogły także częste monologi wewnętrzne bohaterki, która z uporem maniaka
użalała się nad sobą. Na szczęście książkę uratował Chase, mój nowy książkowy mąż!
Och, jaki on był cudowny! Niesamowicie męski, taki, jak mi się podobają –
niewiele mówił, dużo czynił. Z miłości do Ember poświęcił wszystko, troszczył
się o nią, dbał, walczył z jej głupotą! Ideał!
Podsumowując, „Paragraf 5” to książka, która idealnie
wpisuje się w kryteria gatunke młodzieżowej dystopii. Do jej zalet należy
świetnie wykreowany klimat oraz główny bohater, który stał się moim
książkowym
mężem. Niestety, nie jest to książka szczególnie oryginalna i odkrywcza, bazuje
na popularnych w tym gatunku schematach.
W czasie lektury może irytować niesamowicie głupia główna bohaterka.
Sięgnijcie tylko, jeśli jesteście wielkimi fanami gartunku lub macie ochotę na
niezobowiązującą lekturę.
Ocena :6/10 (dobra)
Ksiązka bierze udział w wyzwaniu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz