Hej, hej, Kochani!
Pamiętacie, jak w poprzednim miesiącu bardzo krytykowałam książkę
Agnieszki Lingas-Łoniewskiej „Bez przebaczenia”? Byłam tak zniesmaczona tą
pozycją, że z ogromnym strachem podeszłam do lektury „Skazanych na ból” –
jedyne, co mnie do tego przekonało, to fakt, że wydałam na tę książkę pieniądze
i głupio by mi było ot tak rzucić ją w kąt. Okazało się, że tak negatywne
podejście do książki było najlepszym, co mogłam zrobić przed jej czytaniem.
Aleksa i Amelię dzieli niemal wszystko. On jest skinem, ona
dziewczynką z dobrego domu. A jednak… Wybucha między nimi wielkie uczucie – to
z gatunku tych, które zmieniają życie, niszczą i odbudowują jednocześnie. Ale
między zakochanymi stoi ideologia, którą
wyznaje chłopak, a także bolesna przeszłość obojga. Czy ich miłości uda się
przetrwać? Czy jednak los postanowi z nich zadrwić?
Zacznę może od największej zalety „Skazanych na ból”.
Porównując tę pozycję do „Bez przebaczenia”, widzimy, jak wielkie postępy
zrobiła autorka. Styl nadal jest pełen kolokwializmów i wulgaryzmów, nie mamy
jednak już do czynienia z patosem i irytującą manierą wstawiania wielokropków i
wykrzyknień wszędzie, gdzie tylko się da.
Dzięki temu książkę czyta się dużo, dużo przyjemniej.
Także Aleks i Amelia zdają się być dużo lepiej wykreowani
niż Paulina i Piotr. Szczególnie chłopak, uważam, że jest bardzo dobrze
napisany. To młody człowiek pełen bólu, osamotniony i poszukujący ludzi, którzy
byliby mu bliscy. Czytelnik jednocześnie lubi go, a jednocześnie trochę obawia,
a nawet gardzi jego poglądami. Nie można ocenić Aleksa jednoznacznie, widząc
jego liczne zalety i wady. Dużym plusem
dla Agnieszki Lingas-Łoniewskiej jest to, że, pomimo iż zdecydowała się
obdarzyć swoich bohaterów trudną i mroczną przeszłością, co jest oczywistością
w twórczości New adult, nie zrobiła to na sposób banalny czy przewidywalny, co
więcej, to co spotkało bohaterów, jest niezwykle realne i myślę, że dotyka
wiele osób w naszym wieku. Natomiast Amelia może irytować swoją naiwnością,
jednak ja polubiłam ją za wiarę w to, że miłość jest w stanie wszystko pokonać i
za jej walkę o szczęście z Aleksem.
Podoba mi się także to, że autorka zwróciła uwagę na problem
istnienia subkultury skinheadów. Przyznam szczerze, że wcześniej niewiele
widziałam o tym ruchu. Agnieszka Lingas-Łoniewska w zatrważający sposób ukazała
sposób postrzegania świata przez skinów, ich nienawiść i zaślepienie.
Jednocześnie udało jej się uniknąć moralizowania i potępiania, starała się
ukazać czytelnikowi dwie strony medali, podkreślając silną przyjaźń i zaufanie,
jakim darzą siebie skini. Co ciekawe, pisarka zamieściła na końcu książki
wywiady z autentycznymi członkami tej
subkultury oraz listę piosenek, które są popularne wśród skinów, co jeszcze
bardziej przemawia do czytelnika.
Niestety, wizja miłości, którą wyznaje autorka książki,
nijak ma się do tej, którą wyznaję ja. Uczucie, które połączyło Amelię i Aleksa
jest tak gwałtowne i szybkie, że ciężko w nie uwierzyć. Zakochani właściwie się
nie znają, dodatkowo nie akceptują swojego stylu życia, a jednocześnie są
przekonani co do tego, że to ta jedna i jedyna miłość na całe życie. Zresztą,
też nie kupuję pójścia od razu do łóżka, jak dla mnie uczucie to coś więcej niż
tylko fizyczność. Co więcej, choć to dopiero druga książka pani
Lingas-Łoniewskiej, jaką czytałam, zauważyłam, że stosuje ona podobne,
schematyczne rozwiązania fabularne, przez co „Skazani na ból” byli nieco
przewidywalni.
Podsumowując, sądzę, że „Skazani na ból” są bardzo
przeciętną książką – taką, jakich wiele. Nie jest to jednak pozycja tak zła,
jak recenzowane przeze mnie wcześniej „Bez przebaczenia”. Zaliczyłabym ją do
kategorii: można przeczytać, ale szału nie ma. Wiem natomiast, że istnieje duże
grono czytelników zakochanych w tej książce, więc może warto dać jej szansę?
Ocena: 5/10 (przeciętna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
(autor na literę L)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz