poniedziałek, 29 października 2018

(277) "Drogi Martinie" Nic Stone


Hej, hej, Kochani!
Po dość długiej nieobecności (znów, nawet nie wiecie, jak głupio mi tak często zaczynać posty) chciałabym zaprosić Was dzisiaj na recenzję książki, która przełamała moją czytelniczą  niemoc. Po zajęciach często wracam tak zmordowana, że nie mam w ogóle ochoty na lekturę, jednak samej czynności czytania bardzo mi brakuje, więc chyba znów sięgnę po młodzieżówki. Dziś przychodzę do Was z recenzją nowości od wydawnictwa Niezwykłego – „Drogi Martinie”, debiut Nic Stone, który sprawił, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów przeczytałam książkę w jeden dzień.

Justyce jest jednym z najlepszych uczniów w swojej prestiżowej szkole. Marzy o tym, by dostać się na jeden z uniwersytetów Ligii Bluszczowej i spełniać swoje aspiracje. Ma jednak jeden problem – kolor skóry. Przykre wydarzenie, nieporozumienie, w wyniku którego chłopak zostaje aresztowany, uświadamia mu, że równość rasowa jest tylko fikcją. Postanawia jednak nie poddać się Klątwie Czarnego Chłopaka i wzorem swego mistrza, Martina Luthera Kinga, chce przeciwstawić się nienawiści poprzez pacyfistyczną postawę. Niestety, wkrótce będzie musiał zmierzyć się z trudnym przeżyciem, które podważy cały jego światopogląd.
 
Chociaż „Drogi Martinie” przełamało moją czytelniczą niemoc, nie uważam tej lektury za udaną. Czytało mi się ją naprawdę szybko, jednak obawiam się, że równie szybko o niej zapomnę. Debiutancka powieść Nic Stone jest niestety powielonym po raz enty schematem, łatwą w odbiorze i niedoskonałą w wykonaniu powieścią pod tezę. Wszystko jest tu wyłożone kawa na ławę, brak miejsca na szarość i jakąkolwiek własną interpretację faktów.

Najważniejszym i właściwie jedynym tematem poruszanym w debiutanckiej powieści Nic Stone jest rasizm i nietolerancja rasowa. Wszystkie wydarzenia w książce podporządkowane są jednej tezie: życie czarnoskórych mieszkańców Ameryki jest ciężkie i nacechowane uprzedzeniami. Z jednej strony domyślam się, że tolerancja może być jedynie pięknym sloganem, z drugiej uważam, że temat został nieco przejaskrawiony i przesadzony. Czułam się, jakby autorka waliła mnie obuchem w głowę i wpajała jedyny słuszny sposób myślenia. Brakowało mi tutaj głębi, psychologii postaci, spojrzenia na drugą stronę. Z tego powodu zdaje mi się, że „Drogi Martinie” to powieść przeznaczona raczej dla młodszej młodzieży, która nie potrzebuje stawiać sobie pytań, lecz woli mieć postawioną z góry tezę. Przyznam też, że samo podciąganie każdego problemu pod kwestię rasy zaczęło mnie już irytować.

Kreacja bohaterów została podporządkowana tezie. Bohaterowie podzieleni są jednak nie ze względu na kolor skóry, lecz na wyznawany stosunek do kwestii rasowych. Jasne, jest to na pewno element, który w znacznym stopniu oddaje charakter człowieka, jednak tym, co mnie irytowało jest fakt, iż ukazani bohaterowie byli czarno-biali (i to nie tylko pod kątem koloru skóry). Jeśli ktoś był rasistą, postępował w sposó karygodny, był egoistyczny – bo tak. Nie uzasadniono w żaden sposób motywacji młodych ludzi, nie pokazano ich charakteru, wiedzieliśmy o nich tylko tyle, że prześladują innych. Natomiast postaci czarnoskóre były mocno idealizowane i nawet rzeczy obiektywnie złe, jakich się dopuszczali, były usprawiedliwianie. Niestety, tak jednoznaczny obraz postaci raził mnie.

Największą wadą recenzowanej przeze mnie powieści jest styl. W książce przeplatają się napisane w czasie teraźniejszym rozdziały z narracją trzecioosobową oraz fragmenty listów, jakie główny bohater pisze do swojego autorytetu. Na pewno znacznie lepiej wypada korespondecnja – ale może to dlatego, że ja preferuję czas przeszły. Wydaje mi się także, że w tych rozdziałach jest choć trochę pogłębiona psychologia, więcej możemy dowiedzieć się o bohaterach, choć znów wszystko wyłożone jest kawa na ławę. Natomiast rozdziały trzecioosobowe były ogromną porażką! Miały charakter sprawozdania, opowiadanie znacznie zdominowało opis, przez co trudno było wniknąć w świat przedstawiony. Skandaliczne dla mnie było zapisywanie dialogów poprzez podanie imienia bohatera i po dwukropku przytoczenie jego wypowiedzi – no błagam, szanujmy się! Niestety, styl powieści, choć rzeczytwiście ułatwiał szybką lekturę, niesamowicie mnie wymęczył.

Nie jestem zadowolona z lektury „Drogiego Martina”. Rzeczywiście, powieść nieco mnie rozluźniła i pozwoliła pozbyć się niechęci do książek, jednak uświadomiła mi także, że chyba pomału wyrastam z młodzieżówek, gdzie świat przedstawiony jest czarnobiały. Mimo tego, że wywarła na mnie niezbyt pozytywne wrażenie, poleciłabym tę książkę młodszym, mniej wymagającym odbiorcom – myślę, że stanowi ważny przyczółek do rozmów o tolerancji, równości i wzajemnym szacunku.

Ocena: 4/10 (może być)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz