Hej, hej, Kochani!
Ponad dwa lata temu poznałam twórczość NIESAMOWITEJ wprost
autorki żydowskiego pochodzenia, Michelle Cohen Corasanti. Jej „Drzewo
migdałowe”, opowieść o palestyńskim chłopcu, który postanawia wbrew
przeciwnościom losu walczyć o realizację swych marzeń bardzo mnie poruszyła i
otworzyła oczy na sytuację arabskich mieszkańców Izraela, którzy są
prześladowani jedynie za swoje pochodzenie. Nie posiadałam się więc z radości,
gdy dowiedziałam się, że wydawnictwo Sine Qua Non postanowiło wydać kolejną
powieść Michelle Cohen Corasanti, tym razem napisaną w duecie z palestyńskim
uchodźcą Jamalem Kanjim. Wiedziałam, że czeka mnie kolejna poruszająca serce i
wywołująca wzruszenie lektura!
Rok 1932. Młoda Żydówka Sara wraz z ukochanym ojcem ucieka
ze Związku Radzieckiego, gdzie grozi jej śmierć. Za sprawą wpływowego wuja Izaaka znajduje się
z Palestynie. Pomocną rękę wyciąga do nich arabska rodzina. Wkrótce młoda
dziewczyna obdarza uczuciem palestyńskiego lekarza. Jednak miłość pomiędzy
przedstawicielami dwóch wrogich sobie narodów może prowadzić jedynie do
tragedii. Lata 90. Ameer, palestyński uchodźca mieszkający w Libanie, zdobywa
szansę wyjazdu do Stanów Zjednoczonych,
gdzie może rozwijać swoją naukową karierę. Jednak nawet wtedy, gdy spełniają
się wszystkie jego marzenia, nie potrafi zapomnieć o krzywdach, jakie jemu i
jego rodzinie zadali Izraelczycy. Rebeka, amerykańska Żydówka z konserwatywnej
rodziny po przeprowadzce do Izraela zaczyna przeciwstawiać się temu, jak jej rodacy
traktują arabskich sąsiadów. Jej bunt musi mieć tragiczne konsekwencje…
Przyznam szczerze, że „Oblubienica morza” zrobiła na mnie
mniejsze wrażenie, niż debiutanckie „Drzewo migdałowe”. Może dlatego, że
wiedziałam, czego mogę się spowiedziewać? Nim sięgnęłam po pierwszą książkę
Michelle Cohen Corasanti o sytuacji w Strefie Gazy nie wiedziałam absolutnie
nic – dopiero tamta powieść otworzyła mi oczy. Tym razem gotowa byłam na
obrazy, które przedstawi mi autorka – może więc z tego powodu wywarły na mnie
odrobinę mniejsze wrażenie?
Nie znaczy to jednak, że książka nie spodobała mi się wręcz
przeciwnie! „Oblubienica morza” do tego stopnia wciągnęła mnie do swojego
świata, że przeczytałam ją w niemal jeden dzień! Michelle Cohen Corasanti i Jamal Kanj
stworzyli niezwykle piękną i poruszającą powieść, zaplanowaną w najdrobniejszych
szczegółach. Książka podzielona jest na trzy części narracyjne. Każda z nich
przedstawia losy jednego z bohaterów, które pod koniec książki niespodziewanie
się łączą – i to w taki sposób, że czytelnikowi zaczyna brakować słów z zachwytu!
W powieści jej autorzy ukazują historie o miłości, która jest w stanie pokonać nienawiść,
której nie jest w stanie zniszczyć wzajemna wrogość i upływający czas. Pisarze
przywracają wiarę w wieczne, nieprzemijalne uczucie i rozgrzewają serce.
Niesamowicie porusza tragedia Palestyńczyków, którą autorzy
przedstawiają na kartach swej powieści. Po raz kolejny możemy zobaczyć, jak
Izraelczycy traktują swoich sąsiadów, którzy ziemie te zamieszkiwali na długo
przed nimi. Ukazana została także obojętność świata wobec ogromu krzywdy, jaka
spotyka tych ludzi. Żydzi pozwalają sobie na łamanie podstawowych praw
człowieka, obywatela, a jednocześnie, opierając się na wspomnieniu Holocaustu
oraz strachu przed posiadaną bronią jądrową, trzymają w szachu wszystkie
mocarstwa. Pisarski duet ukazuje tragedię osób, które pozbawione są własnego państwa
i wszędzie są niemile widziane – głównie przez izraelską propagandę. Może i w „Oblubienicy
morza” brak tak wstrząsających obrazów jak w „Drzewie migdałowym”, jednak i
tutaj ogrom nieszczęścia tych Bogu ducha winnych ludzi załamuje.
Pisarze świetnie ukazali także, jak w sercu człowieka rodzi
się nienawiść. Każdy z ukazanych bohaterów był poddawany propagandzie, wmawiane
mu były kłamstwa na temat wrogiego narodu. Własne tragedie umocniły w bohaterach poczucie
krzywdy i lęk przed innymi. Michelle Cohen Corasanti oraz Jamal Kanj postanowili
jednak tchnąć w serca swoich odbiorców nadzieję. Ewolucja ich bohaterów jasno
pokazuje, że nienawiść i uprzedzenia często są zbędne i fałszywe. Bohaterowie przekonują się,
że ich sąsiedzi są takimi saymi ludźmi, tak samo krzywdzonymi i nieszczęśliwymi
jak oni sami.
Cieszę się, że miałam okazję przeczytać „Oblubienicę morza”.
To jedna z tych książek, które zmieniają czytelnika i które w ogromnym stopniu
wpływają na jego światopogląd. Ukazuje, że nie warto zamykać się w nienawiści,
że podziały są sztuczne, a każdy człowiek ma taką samą wartość. Naprawdę warto
przeczytać!
Ocena: 8/10 (rewelacyjna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz