czwartek, 26 lipca 2018

(262) "Oblubienica morza" Michelle Cohen Corasanti, Jamal Kanj


Hej, hej, Kochani!
Ponad dwa lata temu poznałam twórczość NIESAMOWITEJ wprost autorki żydowskiego pochodzenia, Michelle Cohen Corasanti. Jej „Drzewo migdałowe”, opowieść o palestyńskim chłopcu, który postanawia wbrew przeciwnościom losu walczyć o realizację swych marzeń bardzo mnie poruszyła i otworzyła oczy na sytuację arabskich mieszkańców Izraela, którzy są prześladowani jedynie za swoje pochodzenie. Nie posiadałam się więc z radości, gdy dowiedziałam się, że wydawnictwo Sine Qua Non postanowiło wydać kolejną powieść Michelle Cohen Corasanti, tym razem napisaną w duecie z palestyńskim uchodźcą Jamalem Kanjim. Wiedziałam, że czeka mnie kolejna poruszająca serce i wywołująca wzruszenie lektura!
 
Rok 1932. Młoda Żydówka Sara wraz z ukochanym ojcem ucieka ze Związku Radzieckiego, gdzie grozi jej śmierć.  Za sprawą wpływowego wuja Izaaka znajduje się z Palestynie. Pomocną rękę wyciąga do nich arabska rodzina. Wkrótce młoda dziewczyna obdarza uczuciem palestyńskiego lekarza. Jednak miłość pomiędzy przedstawicielami dwóch wrogich sobie narodów może prowadzić jedynie do tragedii. Lata 90. Ameer, palestyński uchodźca mieszkający w Libanie, zdobywa szansę wyjazdu do  Stanów Zjednoczonych, gdzie może rozwijać swoją naukową karierę. Jednak nawet wtedy, gdy spełniają się wszystkie jego marzenia, nie potrafi zapomnieć o krzywdach, jakie jemu i jego rodzinie zadali Izraelczycy. Rebeka, amerykańska Żydówka z konserwatywnej rodziny po przeprowadzce do Izraela zaczyna przeciwstawiać się temu, jak jej rodacy traktują arabskich sąsiadów. Jej bunt musi mieć tragiczne konsekwencje…

Przyznam szczerze, że „Oblubienica morza” zrobiła na mnie mniejsze wrażenie, niż debiutanckie „Drzewo migdałowe”. Może dlatego, że wiedziałam, czego mogę się spowiedziewać? Nim sięgnęłam po pierwszą książkę Michelle Cohen Corasanti o sytuacji w Strefie Gazy nie wiedziałam absolutnie nic – dopiero tamta powieść otworzyła mi oczy. Tym razem gotowa byłam na obrazy, które przedstawi mi autorka – może więc z tego powodu wywarły na mnie odrobinę mniejsze wrażenie?

Nie znaczy to jednak, że książka nie spodobała mi się wręcz przeciwnie! „Oblubienica morza” do tego stopnia wciągnęła mnie do swojego świata, że przeczytałam ją w niemal jeden dzień!  Michelle Cohen Corasanti i Jamal Kanj stworzyli niezwykle piękną i poruszającą powieść, zaplanowaną w najdrobniejszych szczegółach. Książka podzielona jest na trzy części narracyjne. Każda z nich przedstawia losy jednego z bohaterów, które pod koniec książki niespodziewanie się łączą – i to w taki sposób, że czytelnikowi zaczyna brakować słów z zachwytu! W powieści jej autorzy ukazują historie o miłości, która jest w stanie pokonać nienawiść, której nie jest w stanie zniszczyć wzajemna wrogość i upływający czas. Pisarze przywracają wiarę w wieczne, nieprzemijalne uczucie i rozgrzewają serce.

Niesamowicie porusza tragedia Palestyńczyków, którą autorzy przedstawiają na kartach swej powieści. Po raz kolejny możemy zobaczyć, jak Izraelczycy traktują swoich sąsiadów, którzy ziemie te zamieszkiwali na długo przed nimi. Ukazana została także obojętność świata wobec ogromu krzywdy, jaka spotyka tych ludzi. Żydzi pozwalają sobie na łamanie podstawowych praw człowieka, obywatela, a jednocześnie, opierając się na wspomnieniu Holocaustu oraz strachu przed posiadaną bronią jądrową, trzymają w szachu wszystkie mocarstwa. Pisarski duet ukazuje tragedię osób, które pozbawione są własnego państwa i wszędzie są niemile widziane – głównie przez izraelską propagandę. Może i w „Oblubienicy morza” brak tak wstrząsających obrazów jak w „Drzewie migdałowym”, jednak i tutaj ogrom nieszczęścia tych Bogu ducha winnych ludzi załamuje.

Pisarze świetnie ukazali także, jak w sercu człowieka rodzi się nienawiść. Każdy z ukazanych bohaterów był poddawany propagandzie, wmawiane mu były kłamstwa na temat wrogiego narodu.  Własne tragedie umocniły w bohaterach poczucie krzywdy i lęk przed innymi. Michelle Cohen Corasanti oraz Jamal Kanj postanowili jednak tchnąć w serca swoich odbiorców nadzieję. Ewolucja ich bohaterów jasno pokazuje, że nienawiść i uprzedzenia często są  zbędne i fałszywe. Bohaterowie przekonują się, że ich sąsiedzi są takimi saymi ludźmi, tak samo krzywdzonymi i nieszczęśliwymi jak oni sami. 

Cieszę się, że miałam okazję przeczytać „Oblubienicę morza”. To jedna z tych książek, które zmieniają czytelnika i które w ogromnym stopniu wpływają na jego światopogląd. Ukazuje, że nie warto zamykać się w nienawiści, że podziały są sztuczne, a każdy człowiek ma taką samą wartość. Naprawdę warto przeczytać!

Ocena: 8/10 (rewelacyjna) 

Książka bierze udział w wyzwaniach:


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz