środa, 26 października 2016

(98) "Wayward Pines. Szum" Blake Crouch

Hej, hej, Kochani!
Ostatnio miałam przyjemność czytać niemal same genialne książki, więc musieliście naczytać się moich zachwytów. Pewnie się Wam już znudziło, prawda? Dlatego dziś, na odmianę, książka, która nie podobała mi się bardzo, bardzo, bardzo! Dawno tak nie cieszyłam się z zakończenia jakiejś lektury!

Agent specjalny Ethan Bruke budzi się w tajemniczym miasteczku Wayward Pines i okazuje się, że nie pamięta nic, oprócz tego, że uległ wypadkowi samochodowemu.   Wkrótce okazuje się, że jest agentem federalnym i miał do spełnienia misję w tym małym, spokojnym, typowo amerykańskim miasteczku w stanie Idaho. Nie otrzymuje jednak, jak mógł się spodziewać pomocy, ponadto,  okazuje się, że wszyscy chcą utrudnić mu wykonanie zadania. Giną jego rzeczy, telefon nie może skontaktować się ze światem zewnętrznym, dodatkowo, okazuje się, że mieszkańcy Wayward Pines nie są tacy, jacy powinni być.  Wkrótce agent federalny przekonuje się, że jego podstawowym zadaniem w tajemniczym miasteczku jest przetrwać.


Kiedy zaczynałam lekturę tej książki, byłam przygotowana na trzymający w napięciu thriller czy kryminał. Dawno nie przeżyłam żadnego czytelniczego zawodu, więc byłam stuprocentowo pewna, że i „Wayward Pines. Szum” okaże się czymś genialnym. Niestety, srogo się przeliczyłam.

Książka jest chaosem. Jednym wielkim, nieuporządkowanym chaosem. Tak naprawdę ciężko o niej w ogóle opowiadać, by nic nie zaspoilerować.  Autor widać bardzo chce „zaszokować” czytelnika, bowiem w jego powieści zwrot akcji goni zwrot akcji, co chwilę okazuje się, że nasz obraz fabuły jest absolutnie błędny. To chyba powinna być zaleta, prawda? Jednak, z przykrością stwierdzam, że z czasem zaczęłam się nudzić przy lekturze, bo wiedziałam, że zaraz stanie się coś „niespodziewanego”. Tak, tak, nawet w przypadku zwrotów akcji sprawdza się reguła: „co za dużo, to niezdrowo”!

Dodatkowo, zdaje się, że autor kompletnie pogubił się w tworzeniu rzeczywistości. Jasne, to powieść, która można zaliczyć do scienie fiction, ale litości! Mam wrażenie, że to tworzenie tej książki polegało mniej więcej na tym, że pisarz przypominał sobie: „o, nie wspomniałem jeszcze o tym, tamtym, owamtym” i szybciutko dopisywał nowy „niespodziewany” zwrot akcji.  Przy czym, niestety, żaden z wątków nie został pogłębiony, wszystkie są potraktowane bardzo, bardzo powierzchownie.

Kolejną wadą tej książki jest jej okropny, irytujący i doprowadzający do białej gorączki główny bohater. Osobiście uważam, że żadna ksiażka nie sprawi Wam przyjemności, jeśli najważniejsza postać będzie tak okropnie napisana! Ethan Bruke jest kreowany na silnego, pewnego siebie  agenta federalnego, jednak w rzeczywistości wychodzi na kompletną pierdołę. Nie zliczę tego, ile razy trafiał w ręce swoich przeciwników. Poza tym, autor po raz kolejny zapomniał o jakimkolwiek trzymaniu się faktów – nasz główny bohater to niemal heros. Potrafi konać z wyczerpania, by chwilę później biec z prędkościa światła i zabijać przy tym wilkołaki… Ja podziękuję.


Nie polecam Wam „Wayward Pines. Szumu”. Uważam, że jest to książka tak męcząca i tak odrealniona, że nie może sprawiać przyjemności. Sama wynudziłam się przy niej setnie, usiłując odgadnąć, o co tak właściwie chodzi. Mam nadzieję, że po nią nie sięgniecie!

Ocena: 3/10 (słaba)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz