niedziela, 23 października 2016

(97) "Siła trucizny" Maria V. Snyder

Hej, hej, Kochani!
Ostatnio się przekonałam, że nie ma co mówić sobie, że nie lubi się jakiegoś gatunku. Nie wolno się zamykać i twierdzić, że „nie, nie, nie! Nic mi się z tego nie spodoba!”. Bo czasem coś, co pozornie nas odrzuca, może okazać się naprawdę świetną, pasjonują lekturą! Po raz kolejny, oczywiście dzięki nie komu innemu jak Kitty, przekonałam się, że może ja jednak lubię to całe fantasy!

Po zamachu stanu władzę w Iksji przejęła wojskowa dyktatura na czele z tajemniczym Komendantem.  Cały ustrój państwa został zmieniony na wojskową modłę, wprowadzono także okrutne prawo – za zadanie śmierci, nawet we własnej obronie, grozi tylko jedno – śmierć. Jednym ze skazańców oczekujących na egzekucję jest młoda Yelena. Choć jej los wydaje się już przypieczętowany, niespodziewanie dostaje od życia kolejną szansę – ma zostać testerką żywności komendanta i sprawdzać, czy jego jedzenie zostało otrute czy nie. Jeśli ktoś chciał pozbyć się władcy państwa – to właśnie dziewczyna ginie pierwsza. Mimo to, Yelena nie rezygnuje i postanawia przyjąć propozycję, Tak rozpoczyna się jej życie u boku najważniejszych osób w państwie. Młoda dziewczyna będzie miała szansę poznać, jak naprawdę wygląda życie politycznych elit – pełne spisków, kłamstw i zdrad.  Kiedy na dworze pojawi się jej prześladowca, Yelena będzie musiała stoczyć ciężką walkę o to, by przeżyć.


Pierwszym, co zwróciło moją uwagę jest okładka –  sami przyznajcie, czy  nie jest ona okropna? Ach, aż od razu się człowiekowi odechciewa czytać! Trochę głupio mi było jeździć z nią w tramwaju, więc niejednokrotnie musiałam chować do podręcznika (ciii….).

Na szczęście to jedyny minus tej niesamowitej książki! Za to plusy mogłabym mnożyć i mnożyć. Zacznę może od pomysłu na fabułę… Otóż, jak wiecie, ja twierdzę, że nie lubię fantasy. Dlatego do „Siły trucizny” podchodziła nieco na dystans, myśląc, że i tak się nie wciągnę. Tymczasem dostałam tu wszystko, co lubię w książkach, bagatela, historycznych! Książka pani Snyder jest pełna intryg i zdrad, często nieprzewidywalna i zapierająca dech w piersiach. Momentami sami nie wiemy, komu ufać, a komu nie. W książce oprócz zdrad związanych z najważniejszymi osobami w państwie (jak mawia mój historyk, dla króla śmierć naturalna to morderstwo), mamy do czynienia także z genialnym odwzorowaniem życia w państwie policyjnym, gdzie każda aktywność obywatela jest obwarowana licznymi przepisami. Dodatkowo, autorka piętrzy emocje i wydarzenia w ten sposób, że od książki nie sposób się oderwać! Momentami wydaje się, że niemożliwe, by wszystko się ułożyło, a główna bohaterka wyszła cało z tarapatów… A jednak!

Kolejnym wielkim, wielkim plusem jest właśnie postać Yeleny. Ona tak bardzo różni się od wszystkich bohaterek Young adult! To typ silnej kobiety, skazanej na walkę o przetrwanie w świecie zdominowanym przez niebezpiecznych mężczyzn. Pomimo rzadkich błędów, które popełnia, jest rozsądna i umie realnie ocenić swoje położenie. Traumatyczna przeszłość nie uczyniła z niej rozhisteryzowanej panienki. Yelena zmaga się z bólem i strachem, jednak stara się mu nie poddać i żyć. Genialnie wykreowana, silna, kobieca postać! Choć akurat kreacja wszystkich postaci jest godna podziwu – wspomnę jeszcze o drugim z głównych bohaterów, Valku. Tajemniczy, cichy najbliższy współpracownik Komendanta wydaje się ostatnią postacią, jaką możemy obdarzyć z sympatią. A jednak, wraz z rozwojem akcji, lubimy go coraz bardziej. Wypowiedzi Valka aż skrzą się od sarkazmu i ironii, którą uwielbiam. Jego działania są konsekwentne i przemyślane.  To prawdziwie męski mężczyzna, którego dołączam do mojego haremu! Kolejni bohaterowie, bez których ta książka nie byłaby taka sama, to przesympatyczni przyjaciele Yeleny – Janco i Ari. Ich rozmowy z główna bohaterką były rozczulające, niesamowicie podobała mi się ich troska o dziewczynę.

Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na wątek miłosny… Był zachwycający! Choć mogłam go przewidzieć już od pierwszych stron książki, jego rozwój mnie zaskakiwał.  Uwielbiam to, jak miłość nie spada na bohaterów, ot, nagle, niewiadomo skąd, lecz możemy obserwować jej rozwój, powolne opadanie barier, lęków, budzenie się wzajemnego zaufania. Maria Snyder nam to dała! To kolejna zaleta jej przecudownej książki „Siła trucizny”.


Choć na początku zauważałam pewne podobieństwa do innych książek – Yelena przypominała mi nieco główną bohaterkę „Szklanego tronu” swoją sytuacją, a wątek miłosny nieco nasuwał mi na myśl „Czas żniw”, to wraz z tym, jak zagłębiałam się w fabułę, przestałam zwracać na to uwagę. Pozwoliłam Marii Snyder zatopić się w wykreowanym przez nią świecie i niczego nie żałuję! Albo nie: może tylko trzech rzeczy! Pierwszą jest to, że tak długo zwlekałam z przeczytaniem tejże pozycji. Drugą, to że wydawnictwo oczywiście wydało tylko pierwszy tom serii (pozostałe są dostępne tylko w wersji ebookowej). A trzeciej? To, że tak mało osób zna tę cudowną książkę! Nie bądźcie nimi! Sięgajcie i delektujcie się!

Książka bierze udział w wyzwaniu:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz