Hej, hej, Kochani!
Chyba odzwyczaiłam się od pisania recenzji, ale cieszę się,
że mogę znów podzielić się z Wami wrażeniami po zakończonej lekturze. Tym razem opowiem Wam o książce, po którą
sięgnęłam w wyniku pewnej drobnej pomyłki. Jednak los dobrze wiedział, co
robił, bo „Oblubienice wojny” to książka, która w stu procentach spełniła moje
oczekiwania i ukazała jeden z ulubionych okresów w historii z zupełnie innej
perspektywy. Dzięki niej poszerzyłam swoje spojrzenie na świat, a także doceniłam
wielką wartość niesamowitej relacji, jaką jest przyjaźń.
Frances, Alice, Tanni, Evangeline i Elsie to na pozór
zupełnie różne od siebie kobiety. Dzieli je niemal wszystko – pochodzenie,
religia, majątek, podejście do życia. W wyniku różnych splotów okoliczności
cała piątka trafia do malutkiej brytyjskiej wioski Crowmarsh Priors. Gdy wybucha II wojna
światowa dziewczęta zapominają o osobistych niesnaskach i razem muszą mierzyć
się z trudnościami, jakie niesie ze sobą życie w ciągłym zagrożeniu. Wszystkie
będą starały się nie dać pokonać wrogowi i w bardziej lub mniej odważny sposób
stawiać czoła Niemcom.
Myślę, że w sprawach drugiej wojny światowej nie jestem kompletnym
laikiem. Lubię tę tematykę, przeczytałam mnóstwo książek, nie tylko
beletrystycznych, ale także literatury faktu. A jednak, powieść Helen Bryan
otworzyła mi oczy na inną perspektywę – akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii,
jednym europejskim kraju, który nie znajdował się pod okupacją. Mogłoby się
więc wydawać, że życie jego mieszkańców było proste.”Oblubienice wojny” ukazują
jednak brutalną prawdę – może Anglicy nie musieli mierzyć się z okrutną
polityką okupacyjną, jednak przez ponad cztery lata żyli w ciągłym strachu
przed niemiecką agresją, musieli znosić ciągle naloty i alarmy przeciwlotnicze.
Dodatkowo, w kość dawały im głód i powszechna bieda. Wśród poddanych króla
Jerzego, choć częste były postawy zachęcające do poddania się, a nawet
kolaboracji z III Rzeszą, dał się poznać także niezwykły patriotyzm i ofiarna
walka nie tylko za ojczynę, ale i za całą Europę. Właśnie taką Wielką Brytanię –
nieugiętą, nieustraszoną, ale także borykającą się z wojennymi bolączkami
ukazuje nam w swojej powieści Helen Bryan.
Nie wie, jak wy, ale ja przywykłam do wojny opowiedzianej z
tej „wielkiej” perspektywy – bitwy, walka na froncie, szpiedzy. Nawet jeśli
miałam do czynienia z historiami opowiedzianymi ustami kobiet, były to
łączniczki, agentki lub żołnierze. Tymczasem w „Oblubienicach wojny” cały
koszmar II wojny światowej – bitwy w powietrzu, na morzu i na lądzie, wojny wywiadów,
działania dywersyjne, Holocaust - jest jak gdyby tłem. Na pierwszy plan wysuwa
się natomiast normalne życie zwykłych mieszkanek wioski na angielskiej
prowincji. Helen Bryan ukazała wojnę oczami bohaterek, które muszą mierzyć się
z ciągłym strachem o siebie i swoich najbliższych. Oblubienice wojny, pięć
przyjaciółek, w większości nie są bezpośrednio zaangażowane w działania
wojenne. Ich aktywność ogranicza się do ochrony siebie i swojego otoczenia. To
kobiety, które wcale nie chciały, aby lata ich młodości przypadały na czas
wojny. Były nią zmęczone, a jednocześnie nie poddawały się. Właśnie ta ich
wierność w sprawach małych, wierność miliona kobiet w całej Europie, sprawiła,
że udało się pokonać Hitlera.
W powieści Helen Bryan mocno zaakcentowane jest znaczenie
przyjaźni. W tej książce nie opiera się ona jedynie na pustych słowach i
czczych deklaracjach. Oblubienice wojny dzielą ze sobą smutki, radości, lęki i
wielkie nadzieje. Pięknym symbolem ich przyjaźni staje się zestaw jedwabnej bielizny,
który w czasach reglamentacji odzieży krąży od jednej kobiety do drugiej,
towarzysząc w romantycznych chwilach w otoczeniu wymarzonych mężczyzn.
Wielką zaletą książki jest niezwykle sprawne pióro pani
Bryan. Książka jest niezwykle wciągająca – niemal od razu chcemy dowiedzieć
się, co będzie dalej. Autorka potrafi
wywołać u czytelnika napięcie nawet opowiadając o zwykłym wydawałoby się życiu.
Śmiało kreśli kolejne wątki, nie gubi się w nich jednak, lecz po kolei łączy ze
sobą. Jedyną wadą książki, jaka przychodzi mi do głowy jest jej zakończenie – zdaje mi się, że było pisane na
szybko, przez co jest zbyt przegadane, a o rozwiązaniu wszystkich intryg
dowiadujemy się jakby pośrednio, z ust bohaterów, a nie czytając o nich.
Autorka świetnie poradziła sobie także z kreacją głównych
bohaterek. To one są gwiazdami tej książki. Każda z pięciu dziewcząt jest
zupełnie inna, ma inne plany, marzenia, przeszłość. Pisarce udało się stworzyć
tak wiele niezwykle wiarygodnych postaci. Każdy czytelnik z pewnością odnajdzie
tę jedyną, z którą będzie mu najbliżej, którą będzie najbardziej rozumiał i
najbardziej kibicował. Jednocześnie Helen Bryan świetnie odmalowała
zróżnicowanie brytyjskiego społeczeństwa, przez co można ją nazwać Jane Austen
opowiadającą o czasach II wojny światowej.
Jeżeli, sięgając po „Oblubienice wojny” spodziewacie się porywającej
książki wojennej, zabierającej Was na fronty, pozwalającej uczestniczyć w
mrożących krew w żyłach akcjach, to zawiedziecie się. Powieść Helen Bryan jest wspaniałym dowodem na to, że nawet w
najgorszych warunkach trzeba żyć i nigdy nie tracić nadziei na lepsze jutro.
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz