Hej, hej, Kochani!
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam, bardzo krótko, o kilku
książkach, które przeczytałam w czasie wakacji, a na które zabrakło mi czasu,
by napisać recenzję (plażing-smażing, ŚDM, trochę czasu mi to zajęło). Pewnie
nie pisałabym o tych książkach, gdyby nie fakt, że potrzebuję tego do kilku
wyzwań, więc… Zapraszam!
Pierwszą książką, przeczytaną w drugiej połowie lipca jest klasyka
angielskiej powieści XIX wieku, „Północ
i południe” Elizabeth Gaskell. Jedyne, co skłoniło mnie do przeczytania tej
powieści to piękna, kwiatowo-fioletowa okładka. Książka opowiada o losach córki
byłego pastora, Margaret. Przeprowadza się ona z sielskiego, rolniczego
południa Anglii na robotniczą Północ. Tam spotyka mężczyznę, z którą dzieli ją
niemal wszystko… A jednak! Wybucha pomiędzy nimi uczucie… Ta książka powinna mi
się spodobać, wiecie sami, jak bardzo polubiłam „Dumę i uprzedzenie”. Niestety…
Między mną a panią Gaskell nie zaiskrzyło. Książka „Północ i południe” jest
strasznie, niesamowicie wprost gruba, a co najgorsze jest bardzo o niczym.
Większą jej cześć stanowią irytujące rozmyślania głównej bohaterki, a ważna
wydarzenia są tylko zaznaczone i giną w użalaniu się Margaret, która, dodajmy,
jest jedną z najbardziej irytujących bohaterek, z jakimi miałam do czynienia.
Na siłę jest kreowana na dobrą, idealną, zawsze pomocną, oczywiście otoczoną
stadkiem adoratorów! – aż chce się wymiotować tą jej słodkością! Wątek miłosny
też jest jakiś taki „dziwny” – wszystko dzieje się niemal natychmiast, bez
zgłębienia się w psychikę bohaterów… Niestety, Elizabeth Gaskell daleko do
geniuszu Jane Austen!
Ocena: 5/10 (przeciętna)
Książka brała udział w wyzwaniach: Wakacyjne wyczytywanie, Wyczytuję
domowe zapasy, Czytam nie tylko Amerykanów
Kolejną książką, o której chcę Wam opowiedzieć, jest moje
wielkie, wielkie rozczarowanie, czyli „Aplikacja”
Lauren Miller. Książka przedstawia historię niezwykle utalentowanej pół
sieroty, Rory, która żyje w społeczeństwie podporządkowanym super-aplikacji
Lux. Użytkownicy Luxa są wyręczani w niemal każdej decyzji przez swojego
smartfona. Kiedy Rory trafia do prestiżowej Akademii, którą wcześniej ukończyła
jej matka, zaczyna odkrywać spisek, za którym stoją najważniejsze osoby w
państwie… Byłam tak bardzo pozytywnie nastawiona do tej lektury, którą zresztą niemal wszyscy są zachwyceni. A
ja tymczasem niezwykle nudziłam się przy lekturze. Doszłam już do tego wieku,
że jestem starsza od bohaterów książek, które czytam, więc poczynania Rory
nieco mnie bawiły, a nieco irytowały. Zresztą, ja mam już dosyć dystopii, w
których niby brzydka, ale w rzeczywistości otoczona stadkiem adoratorów, pewna
siebie, inteligentna nastolatka sama ratuje świat…. Jakoś coraz bardziej wydaje
mi się to nierealne. Moim zdaniem, autorka „Aplikacji” miała bardzo dobry
pomysł na fabułę swojej książki, niestety, chyba nie do końca się jej udało.
Wątki pojawiają się znikąd, sam spisek zdaje mi się nieco naciągany i zbyt
szybko zmierza do happy endu. Nie potrafiłam wciągnąć się w tę książkę ani
odczuwać emocji wraz z jej bohaterami. Jednym z niewielu plusów tej książki,
jakie widzę, jest zwrócenie uwagi na to,do czego sami zmierzamy, coraz bardziej
opierając się na naszych małych, nieodłącznych przyjaciołach. Przekonuje mnie
to, że w dzisiejszych i przyszłych czasach samodzielne myślenie nie jest „w
cenie”, że wymaga się od nas ślepego podążania za tłumem.
Ocena: 5/10
(przeciętna)
Książka brała udział w wyzwaniach: Wakacyjne wyczytywanie,
Wyczytuję domowe zapasy, Czytam Young Adult
Trzecią książką, którą przeczytałam w czasie wakacji i o
której chciałabym Wam opowiedzieć, jest literacki debiut Justyny Wydry – „Esesman i Żydówka”. Historia miłości
pozornie niemożliwej, która rozpoczęła się od nienawiści. Kiedy Debora Singer,
uciekając z transportu do obozu koncentracyjnego, uszkadza sobie nogę, jest
niemal pewna, że czeka ją śmierć. Niespodziewanie, życie ratuje jej oficer SS,
który w ten sposób spłaca swój dług z czasów kampanii wrześniowej. Losy Debory
i Bruna stykają się jeszcze wielokrotnie, oboje coraz bardziej zatracają się w
miłości bez żadnej przyszłości. Na początku byłam bardzo negatywnie nastawiona
do tej książki, źle mi się ją czytało – jest to wina bardzo chaotycznej
narracji, w której opisy zdarzeń ni stąd ni z owąd przekształcają się w coś w
rodzaju listów do ukochanego Bruna. Obawiałam się też uproszczeń, tak częstych
w romansach historycznych. Na szczęście, całkowicie się myliłam! Książka w
genialny sposób opisuje realia okupowanego Krakowa (kolejny plus, wreszcie nie
Warszawa!), ukazując akcje zbrojne, niemieckie represje i ciągły strach przed konsekwencjami
swoich czynów – zarówno wymierzonymi przez Niemców, jak i przez Polaków, bo przecież
„kto chodzi z Niemcami, honor swój plami”. W „Esesmanie i Żydówce” spotkałam
się z czymś, czego dawno nie widziałam w ŻADNYM, nie tylko historycznym,
romansie. Uczucie między Deborą i Brunem nie wybucha nagle i namiętnie, oboje
muszą się poznać, zrozumieć, a i tak do ostatnich kart książki nie wiemy, jak
zakończy się ich wojenne uczucie. Książka ukazuje nie tylko horror wojny, ale
także okrucieństwo życia po niej – utrata bliskich, wyrzuty sumienia – czemu żyję
ja, skoro tylu moich bliskich zginęło, chwytanie się choćby najmniejszych
okruchów przedwojennego życia, budowanie swojego szczęścia na piasku. Na uwagę
zasługuje także kreacja jednego z pobocznych bohaterów – Żyda Jakuba, który po
wojnie szuka zemsty, wstępując w szeregi nowej władzy. Pomimo niewielkiej
objętości, „Esesman i Żydówka” mają w sobie mnóstwo wspaniałych, wywołujących
skrajne emocje treści i ciekawych wątków.
Ocena: 7/10
(bardzo dobra)
Książka brała udział w wyzwaniach: ABC Czytania, Wakacyjne
wyczytywanie, Wyczytuje domowe zapasy, Czytam nie tylko Amerykanów, Czytamy
książki obyczajowe
Ostatnią książką, o której chcę Wam opowiedzieć, jest,
bardzo podobna w tematyce do „Esesmana i Żydówki” książka wydana nakładem
wydawnictwa WAM „Pokochałam wroga”
Mirosławy Karety. Tym razem mamy do czynienia z miłością niepokornej Polki do
starszego Niemca, jednak nie oficera, lecz cierpiącego na powikłania po chorobie
Heinego-Medina cywila. Akcja, tak jak w przypadku książki pani Justyny Wydry
rozgrywa się w moim ukochanym Krakowie, tym razem jednak jeszcze lepiej
opisanym. Widać, że autorka ma dużą wiedzę dotyczącą grodu Kraka, bowiem na
kartach powieści spotykamy autentyczne postaci związane z okupowanym Krakowem,
a także przedwojennym życiem w mieście. Akcja książki dzieje się dwutorowo –
jednocześnie, wraz z synem Jadwigi odkrywamy jego przeszłość, spacerując
ulicami Monachium, z drugiej, pogrążamy się w lekturze pamiętnika młodej Polki,
która nie wahała się zaryzykować wszystkiego dla miłości. Jeśli potraktujemy „Pokochałam
wroga” tylko jako romans, możemy czuć się zawiedzeni – na próżno szukać tu romantycznych
opisów czy deklaracji miłosnych. Całą historię Maxa i Jadwigi poznajemy nieco „po
łebkach”, czytając urywki pamiętnika kobiety. Nieco brakowało mi tego, co tak
ujęło mnie w książce Justyny Wydry – chciałam zobaczyć, jak pękają lody, jak
bohaterowie, zamiast wrogów, zaczynają widzieć w sobie ludzi. Jednak książka
nadrabia czymś innym – jest genialnym obrazem Polski lat 90., tuż po
transformacji ustrojowej. Widzimy ludzi zachłyśniętych wolnością i
możliwościami, jakie ona daje. Bohaterowie zachwyceni są tym, że mogą już
chodzić do sklepów, gdzie nie ma tylko pustych półek, mogą wyjeżdżać za
granicę. Jednocześnie widzimy pierwsze dylematy moralne – czy warto podporządkować
się bezlitosnym zasadom kapitalizmu i stracić swoje zasady moralne? A może
obniżyć trochę status życia, ale być wiernym sobie? Na uwagę zasługuje także
przedstawiony w powieści wątek niemieckiej antyhitlerowskiej organizacji Biała
Róża. Historia ta była mi już znana po obejrzeniu genialnego swoją drogą filmu „Sophie
Scholl. Ostatnie dni”, jednak Mirosława Kareta ukazała, jak losy nastolatków
żyjących w latach 40. XX wieku mogą być aktualne dzisiaj. Będę z niecierpliwością
czekała na kolejne tomy sagi rodu Petrycych.
Ocena: 7/10
(bardzo dobra)
Książka brała udział w wyzwaniach: Wakacyjne wyczytywanie,
Wyczytuję domowe zapasy, Czytam nie tylko Amerykanów, Czytamy książki
obyczajowe
Wybaczcie, że te recenzje nie są równej długości, jednak dwie
ostatnie pozycje czytałam stosunkowo niedawno i łatwiej mi o nich opowiadać. Mam
nadzieję, że wybaczycie mi taką formę recenzji, ale zależało mi na tym, by
powiedzieć kilka słów o tych książkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz