Hej, hej, Kochani!
Ostatnio głównie zachwycałam się książkami, dziś jednak
nadszedł czas na ogromną, wielką, miażdżącą krytykę. Jak wiecie, jestem typem
czytelnika, który gromadzi na swojej półce książki, ale ma problem, by znaleźć
czas na ich lekturę. Skutkiem tego książki leżą i się kurzą. Czasem jednak mam
ochotę sięgnąć po zaległości i tym sposobem, niestety, sięgnęłam po „Czarownicę”
Anny Klejzerowicz. Autorkę znałam z czytanego trzy lata temu „Listu z powstania”,
który bardzo mi się spodobał, byłam więc pełna nadziei na dobrą, może nie
wysokich lotów, ale odprężającą powieść obyczajową. NAWET NIE WIECIE, JAK
BARDZO SIĘ POMYLIŁAM!
Michał to odnoszący sukcesy biznesmen, człowiek z miasta.
Nieoczekiwanie postanawia on odmienić swoje życie i wzorem przyjaciół przenieść
się na wieś. Kupuje działkę, na której stawia nowy dom. Już pierwszego dnia
spędzonego w nowym miejscu na jego drodze staje tajemnicza, rudowłosa
nieznajoma, przypominająca znaną z baśni wiedźmę. Ona, jak i cicha oraz zaniedbana
dziewczynka przewracają życie Michała o sto osiemdziesiąt stopni.
Naprawdę byłam pełna dobrych chęci, kiedy zaczynałam tę
książkę. Tyle lat czekała przecież na swoją kolej. A tu rozczarowanie na całej
linii. Wiecie, nawet o fabule tej książki nie da się nic powiedzieć, bo jest
ona kompletnie miałka i wtórna. „Czarownica” to kolejny schemat irytującej powieści
o wiejskim zaciszu, gdzie na każdego czeka szczęście – tym razem w męskim
wydaniu.
Głównym konceptem Anny Klejzerowicz zdaje się być ukazanie
odwróconej historii znanej już z tak wielu książek. Tylko, że ja ani przez
moment nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę opowieść o losach mężczyzny! Pisarka
zdecydowała się na narrację pierwszoosobową, co chyba miało uwiarygodnić
powieść. Stało się wręcz przeciwnie! Wszyscy chyba wiemy, że kobieca i męska
psychika znacząco się od siebie różni. Z tego powodu byłam bardzo ciekawa, jak
autorce udało się wniknąć w meandry umysłu swego bohatera. Niestety, Anna Klejzerowicz w ogóle nie
podjęła tego wysiłku. Michał nieustannie analizuje swoje uczucia, opisuje świat
z detalami, których nawet ja, będąc kobietą, bym nie zauważyła, a w jego
narracji dominują okrutnie irytujące zdrobnienia (domeczek, samochodzik,
grrr!). Styl był zdecydowanie przesłodzony, a opisy cudowności wsi , na której
zawsze wszystko się udaje i jej wyższości nad miastem doprowadzały mnie do
szału!
Jakże beznadziejnie została opisana fabuła! Naprawdę, od „Czarownicy”
nie spodziewałam się niewiadomo jakich emocji czy zaskoczeń, ale tutaj… Nie
dość, że bohaterom wszystko cudownie się udaje (zakup działki to przecież tylko
kwestia zadzwonienia do przyjaciela, a budowa domu trwa sześć dni, LOGICZNE!),
a przeszkody same usuwają się spod stóp na zasadzie deus ex machina, to jeszcze
wszystko zostało beznadziejnie opisane. Wątek miłosny nie wzbudził we mnie
żadnych emocji, choć chyba tak naprawdę żadnemu wydarzeniu się to nie
udało. Naczelną winę za to ponosi fakt,
iż akcja toczy się błyskawicznie, na jeden epizod poświęconych jest zaledwie
kilka zdań, opisy sytuacji w ogóle nie są pogłębione, przez co książka sprawia
wrażenie własnego streszczenie. Pomimo że Michał wciąż analizuje swoje uczucia,
zabrakło mi w „Czarownicy” uczuć,
zaangażowania mnie w historię. Ot, tak, czytałam, a poza rosnącym wkurzeniem
nie czułam właściwie nic.
Kolejnym absolutnie tragicznym aspektem tej powieści są jej
bohaterowie. W ogóle nie zostali pogłębieni (ale czy przy takim sposobie narracji
było to w ogóle możliwe?), scharakteryzowani. Każdy z nich uosabia jakiś
archetyp postaci. Ich cechy są ledwie wspomniane, nie przekładają się jednak na
ich zachowanie. Swoje postawy życiowe zmieniają pod wpływem chwili, tak, jak na
dany moment jest wygodniej autorce. Postaci często zachowują się w zupełnie
irracjonalny sposób, podejmują dziwne decyzje. Najgorszym przykładem jest dla mnie wybranka
serca głównego bohatera – Ada. Kobieta jest absolutną egoistką, która nie liczy
się ze zdaniem innych, robi wokół siebie zamieszanie, a każdą niezgodę traktuje
jako powód do wywołania awantury.
Kochani, nie sięgajcie po tę książkę pod żadnym pozorem!
Jest beznadziejnie napisana, jej fabuła irytuje, a bohaterowie są niesamowicie
papierowi. Nie mam pojęcia, jakim cudem
wydawnictwo na tyle uznane, jak Prószyński i S-ka mogło zmarnować aż 253 strony
papieru na wydanie takiego chłamu!
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Ocena: 2/10 (bardzo słaba)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz