Hej, hej, Kochani!
Był taki czas w moim literackim życiu, że z prawdziwą pasją
czytałam książki obyczajowe, opowiadające o życiu zwykłych ludzi. Dlatego kiedy
moja Przyjaciółka pożyczyła mi debiutancką książkę tajemniczej autorki Very
Falski, ucieszyłam się, myśląc, że miło będzie zrobić sobie sentymentalną
wycieczkę w przeszłość i znów zaczytać się w książce z gatunku tych, które
zachwycały mnie jeszcze kilka lat temu. Mój entuzjazm tym bardziej rósł, im
więcej recenzji wychwalających „Za żadne skarby” niemal pod niebiosa
przeczytałam. Wreszcie nadszedł ten czas i z debiutem pani Falski zapoznałam
się i ja. I niestety, skonsternowana zastanawiam się, czy ja na pewno czytałam
tę samą powieść, co inni blogerzy?
Ewa to dziewczyna z mazurskiej wsi, której udało wyrwać się
z prowincji. Ukończyła studia, zajęła się pracą naukową w dziedzinie
mikrobiologii. Znalazła mężczyznę, z którym, zdawałoby się, może ułożyć sobie
życie. Wszystko odmieniło się diametralnie po śmierci jej matki. Ewa zmuszona była
porzucić szansę na rozwój kariery i wrócić do rodzinnej Wężówki, by zająć się
uzależnionym od alkoholu ojcem, siostrami oraz cierpiącym na rzadką chorobę genetyczną
bratem. W Wężówce nieoczekiwanie poznaje młodego i przystojnego milionera,
który na zawsze odmieni jej życie.
Jak mogliście domyśleć się ze wstępu, debiutancka powieść
Very Falski nie przypadła mi do gustu. Z prawdziwą przyjemnością się teraz nad
nią poznęcam, ale najpierw postanowiłam opowiedzieć o nielicznych zaletach książki.
Z pewnością Vera Falski miała bardzo dobry pomysł na swoją
powieść. Przewrotnie odwróciła schemat typowej obyczajówki, za co należą się
jej brawa. Udało się jej uśpić czujność czytelniczki, a później zaserwować
naprawdę ciekawy zwrot akcji. Jestem niemal stuprocentowo pewna, że gdyby
autorka skróciłaby część przed wielkim cliffhangerem, oceniłabym jej debiut
dużo, dużo wyżej.
Drugą zaletą książki „Za żadne skarby” jest bardzo ciekawie
poprowadzona narracja. Autorka przedstawia opowiadaną przez siebie historię z
wielu perspektyw. Dużym plusem z tym związanym jest duże i wiarygodne zróżnicowanie
języka – poznajemy zarówno sposób wyrażania się młodej, zbuntowanej nastolatki,
wykształconej pani doktor oraz miejscowego pijaczyny. Dzięki temu zyskujemy
pełniejszy obraz wykreowanego przez Verę Falski.
Ale na tym już koniec zalet! Książka była tragiczna, nudna,
beznadziejna! Zacznę może od największego minusa – bohaterowie! Wiecie, ja
uważam, że to właśnie postaci są prawdziwym clou książki i jeśli są dobrze
napisani, to powieść się obroni. Natomiast beznadziejnie skonstruowani potrafią
zepsuć nawet najciekawszą książkę. Jak to wygląda w debiutanckiej powieści pani
Falski? Wyobraźcie sobie, mimo moich najszczerszych chęci nie zdołałam polubić
ŻADNEGO z bohaterów. Główna postać, Ewa, jest absolutnie zapatrzona w siebie i
egoistyczna. Z wyższością traktuje wszystkich, zachowując się jak rozpieszczona
księżniczka. Rani wszystkich i ma pretensje, że wszyscy są nastawieni przeciwko
niej. Równie mocno irytuje siostra Ewy, Hanka, zapatrzona w siebie dziewczyna,
uważająca się za lepszą od reszty z powodu swojej przynależności do Oazy.
Właściwie jedyną postacią, która moim zdaniem była dobrze wykreowana była
najmłodsza z sióstr, Mania. Zbuntowana, na siłę usiłująca epatować seksapilem,
a tak naprawdę zagubiona czternastolatka była jedyną postacią, której nie
darzyłam czystą nienawiścią.
Kolejną wadą powieści była niespotykana wręcz nuda, jaka
gościła na jej kartach. Tak naprawdę całą akcję można by zamknąć na dwustu stronach.
Większą część książki zajmują mało
interesujące opisy codziennego życia, zaskakujące swoją monotonią i nic nie
wnoszeniem do akcji. Chyba przyzwyczaiłam się do książek pana Mroza, gdzie
zwrot akcji pogania zwrot akcji. Natomiast w „Za żadne skarby” mamy do
czynienia z rozwlekłymi opisami kolacji, obiadków i wizyt w Spa okraszone
żenująco napisanymi scenami seksu. Nudy! Niezbyt przemyślanym zabiegiem było umieszczenie w książce tajemniczych listów pisanych przez Józefę, która w Wężówce znalazła się na skutek niemieckich opresji w czasie II wojny światowej. Nie dość, że napisane są irytującą, zbyt silnie archaizowaną polszyczną, która bawi, to jeszcze czytelnik, nie widząc żadnego związku z akcją książki, nie czyta ich z zainteresowaniem.
Ale teraz opowiem Wam o tym, co wkurzało mnie najbardziej!
Jeju, jak ja nienawidzę opisów seksu w polskich książkach! Chociaż nie – ja nienawidzę
opisów seksu w ogóle. Bo one albo są okropnie wulgarne, albo takie egzaltowane,
że aż śmieszne. Na palcach jednej ręki policzę książki z dobrze opisanymi
scenami erotycznymi („Ugly Love”, „Akademia wampirów”). Pani Vera Falski w
swoim dziele postawiła na egzaltację i dziwne metafory… Irytowało mnie używanie
słowa łono, wzniosłe metafory, którymi opisanymi był orgazm (wirujące gwiazdy i
rozsypujące się z rozkoszy ciało? Serio?) i oczywiście sceny, które czytalam
już w wielu innych książkach – tak się tylko zastanawiam, czy pierwszy raz
bohaterów naprawdę nie może być w łóżku? Muszą to robić na stole? Zawsze? A z
drugiej strony, książka pani Falski przyniosła mi smutną refleksję na temat
tego, co obecnie promuje się w literaturze. Czemu bohaterowie muszą od razu iść
do łóżka? Czemu nie dają sobie poznać się nawzajem? Czemu wszystko sprowadzamy do
ilości orgazmów i coraz bardziej dziwnych zwyczajów erotycznych? Jeśli znacie jakieś
książki, które łamią ten schemat, proszę, polećcie mi je!
Podsumowując, uważam, że „Za żadne skarby” to tragicznie
napisana, niesamowicie nudna książka z beznadziejnymi bohaterami. Nie ma ona
praktycznie żadnych zalet, a jeśli nawet one są, to nikną przy masie wad. Może
i autorka miała ciekawy pomysł, ale zdecydowanie nie wyszło jej wykonanie! Jeśli
zastanawiacie się, czy warto sięgnąć po „Za żadne skarby” to nie – z pełną
odpowiedzialnością mogę Wam to odradzić.
Ocena: 3/10 (słaba)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz