Hej, hej, Kochani!
Przeszło rok temu miałam przyjemność opowiedzieć Wam o
pierwszym tomie chrześcijańskiej trylogii „Znamię lwa” – „Głosie we wietrze”.
Powieść totalnie mnie zauroczyła i pochłonęła, od razu więc zakupiłam jej drugi
tom. Później jednak zaczął się w moim życiu szalony czas i tak się stało, że
dopiero niedawno miałam przyjemność sięgnąć po kolejną część historii
żydowskiej niewolnicy w chylącym się ku upadkowi Rzymie. I po raz kolejny mogę
sobie wyrzucać: „Czemu czekałam tak długo”!
UWAGA! DALSZA CZĘŚĆ RECENZJI MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY DO „GŁOSU
WE WIETRZE”
Po tragicznych wydarzeniach na arenie, Markus nie może
odnaleźć spokoju. Wizja ukochanej, która w imię miłości do Boga, oddała swoje
życie intryguje go do tego stopnia, że młody Rzymianin decyduje udać się do
Judei, by odpowiedzieć sobie na pytania, kim właściwie jest Bóg Hadassy. Tymczasem
okaleczona dziewczyna stara się wrócić do normalnego życia. Nie rozumie
dlaczego została ocalona, wciąż jednak chce dawać świadectwo o Jezusie. Nie wie
jeszcze, że będzie musiała robić to wśród ludzi, którzy posłali ją na śmierć.
„Echo w ciemności” to powieść kompletnie różna od „Głosu w wietrze”. O ile pierwsza część trylogii autorstwa
Francine Rivers miała w sobie wiele z romansu i powieści historycznej, a wątki
religijne i historyczne były właściwie ledwie zasygnalizowane, choć oczywiście
wiara odgrywała w życiu niektórych bohaterów ogromną rolę, o tyle kolejna część
jest już historią stricte o szukaniu i
odnajdywaniu Boga. O ile poprzedni tom mogłabym polecać osobom niewierzącym,
tym razem jestem przekonana, że ta powieść skierowana została do chrześcijan.
Nie jestem pewna, czy zmiana kierunku wyszła historii
Hadassy i Markusa na dobre czy na złe. Z jednej strony, dzięki temu powieść
zdecydowanie wyróżnia się na rynku, z drugiej – koncept spowodował wiele zmian,
zdecydowanie niekorzystnych. Pamiętam, że w pierwszym tomie bohaterowie nie
byli jednoznacznie dobrzy ani źli. Mieli wiele zalet i wad. Ich kreacja była
prawdziwa – nawet najsilniejsi bohaterowie, wydawałoby się z niezachwianą wiarę
mieli swoje momenty kryzysu. Tymczasem w drugim tomie postaci, doświadczone
traumatycznymi chwilami, dojrzewają, stają się niestety jednoznacznie dobrzy lub
źli. Ich postępowanie jest już czarno-białe, a wyznacznikiem staje się jedynie
wiara w Chrystusa. Jasne, rozumiem, że to powieść chrześcijańska, jednak w
pewnym momencie zaczęło mnie to irytować.
Zaletą powieści jest jednak sposób ukazania wiary
chrześcijańskiej. Jeśli jesteście zniechęceni tym, co czasem widać wśród katolików, szczególnie tych nad
Wisłą i chcecie sobie przypomnieć, na czym właściwie polega religia głoszona
przez Jezusa, koniecznie sięgnijcie po „Echo w ciemności”. Powieść opowiada o
poszukiwaniu Boga – Boga, który jest miłością. Wiara w niego przejawia się w
trosce o drugiego człowieka, w ufności i byciu po prostu dobrym – a nie w
osądzaniu i piętnowaniu innych. We wspaniały sposób Francine Rivers ukazała,
ile człowiekowi może dać wiara – może go umocnić w trudnych chwilach,
zainspirować go do pokonywania własnych granic i nadać sens życiu, uleczyć ból
i cierpienie. Niesamowicie podobało mi się, w jaki sposób ukazano drogę różnych
bohaterów do Boga – często prowadziła przez ból, stratę czy cierpienie, zawsze
jednak prowadziła do szczęśliwego zakończenia. Wątek ten szczególnie mnie
poruszył, był bliski mojemu sercu.
Powieść znów została napisana z dużym rozmachem. Choć autorka
porzuciła wątek Atretresa – germańskiego gladiatora, wciąż udało się jej zabrać
czytelnika do wielu zakątków Cesarstwa Rzymskiego i ukazać mnogość wątków. Na szczególne
uznanie zasługuje w mojej opinii ukazanie Judei – zbuntowanej prowincji
Cesarstwa. Autorka w bardzo przekonujący sposób przedstawiła opresję rzymskich
okupantów, konflikty (także te pomiędzy Żydami) na tle religijnym oraz chęć
odzyskania wolności, które sprawiły, że Judea była miejscem naprawdę
niespokojnym. Francine Rivers w poruszający sposób ukazała tragedię narodu
żydowskiego, który podczas powstania w 70 roku utracił swój kwiat i który
musiał nauczyć się żyć z dala os swej ziemi. Amerykańska pisarka dała mi
zupełnie inny punkt widzenia na historię starożytną, za co jestem jej bardzo wdzięczna.
„Echo w ciemności” nie jest książką równie świetną, co
pierwszy tom trylogii. Niestety, autorce nie udało uciec się od moralizowania,
a jej bohaterowie stali się mocno czarno-biali. Jednocześnie należy pamiętać,
że powieść ta skierowana jest do konkretnego typu odbiorcy, którego ma wzmocnić
w wierze i ewentualnie zainspirować – i tutaj moim zdaniem świetnie wypełnia
swoje zadanie. Poza tym, jest po prostu dobrze napisaną, wciągającą historią –
polecam ją więc wszystkim, którym nie przeszkadza lekko podciągnięty pod tezę
obraz świata!
Ocena: 8/10 (rewelacyjna)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz