sobota, 17 lutego 2018

(228) "Friendzone" Sandra Nowaczyk - BOOK TOUR


Hej, hej, Kochani!

Choć w 2018 roku obiecałam sobie czytać bardziej ambitną literaturę, wciąż lubię sięgnąć po odmóżdżające romanse, przy których po prostu można sobie odpocząć. Ponieważ jednak niesamowicie irytują mnie schematy rodem z  „Domu nad rozlewiskiem” oraz bardzo rozbudowane opisy erotyczne ala „Pięćdziesiąt twarzy Greya, najlepszą opcją jest dla mnie czytanie powieści młodzieżowych. Choć często mają swoje wady, lubię je odkrywać, dlatego z przyjemnością zapisałam się do book touru organizowanego przez autorkę bloga Książkowy Świat, dzięki czemu miałam okazję poznać debiut pisarki młodszej ode mnie, „Friendzone”. I choć książka wcale nie była wybitna, pochłonęłam ją i spędziłam z nią naprawdę miłe chwile!



Griffin i Tatum znają się od dzieciństwa. Są najlepszymi przyjaciółmi – takimi, na których można polegać w najgorszej nawet sytuacji życiowej. Znają swoje zalety i wady, razem dzieli piękne i złe chwile. Oboje są w zdawałoby się szczęśliwych wnioskach i w żadnym wypadku nie patrzą na siebie jak na kobietę i na mężczyznę. A jednak… jedna chwila na balu maskowym sprawia, że Tate uświadamia sobie, że kocha swojego przyjaciela, i to bynajmniej nie miłością przyjacielską. Postanawia jednak walczyć ze swoimi uczuciami, bo przecież Griffin ma dziewczynę, którą kocha. Czy jednak można wyprzeć to, co się czuje? Czy rola przyjaciółki wystarczy dziewczynie?


Sięgając po książkę, nie spodziewałam się, że wywrze na mnie aż takie wrażenie. Mogę być totalnie nieobiektywna w jej ocenie, ale cóż, poniekąd w temacie friendzonu się orientuje, więc byłam ciekawa, jak takie uczucie zostanie opisane. Zaopatrzyłam się w chusteczki i lampkę wina na uspokojenie i zabrałam się za lekturę. Miałam jednak także lekkie obawy – sami wiecie, jaka jest jakość trzech czwartych debiutów wydawanych na polskim rynku. „Friendzone” pod tym względem niesamowicie mnie zaskoczył – oczywiście, miał mnóstwo wad, jednak tak zaangażowałam się emocjonalnie w historię, że niemal ich nie dostrzegałam, szybko przewracając karki, by jak najszybciej poznać zakończenie. I dopiero teraz, po ochłonięciu z emocji, mogę opowiedzieć Wam, czy debiut Sandry Nowaczyk rzeczywiście jest dobrą książką.


Wydaje mi się, że nie ma takiego elementu powieści, który byłby jednostronnie dobry lub zły. Choć w czasie lektury na wiele rzeczy przymykałam oko, to teraz dostrzegam je dużo wyraźniej. Pierwszą rzeczą, która kuleje, jest konstrukcja bohaterów. O ile ci drugoplanowi rzeczywiście są interesujący, budzący emocje, o tyle Griffin i Tate… Niestety, nie polubiłam ich ani odrobinkę. Oboje zdawali się na siłę komplikować sobie życie i wyszukiwać problemy. Tate, choć z początku wydawała mi się bohaterką, którą mogę obdarzyć sympatią, później zaczęła mnie irytować. Była mocno niestabilna emocjonalnie,  podejmowała idiotyczne i skrajnie nieodpowiedzialne decyzje. Niestety, jej cechę stanowił także egoizm – kierowała się właściwie jedynie własnym dobrem, nie zważając na emocje i uczucia innych. I o ile całkowicie jestem w stanie zrozumieć jej zagubienie w związku z relacjami z Griffinem i kiełkującym w niej uczuciu, o tyle mam wrażenie, że jej czyny były przesadzone, nieadekwatne do skali problemu. Natomiast Griffin… Ojejku, jak mnie ta  postać irytowała! Niezdecydowany idiota, który ranił wszystkich dookoła. Jego rozdarcie między Pam a Tate było moim zdaniem strasznie na siłę. Zdawał sobie sprawę z tego, co czuje do niego przyjaciółka, a jednocześnie dawał jej nadzieję… Niby za nią tęsknił, ale nie robił nic, by ją odzyskać!  W jego postępowaniu brakowało mi zdecydowania, stanowczości – potrzebował prowadzenia za rączkę i podejmowania za niego wszelkich decyzji. Myślę, że gdyby nie główne postaci, które okrutnie mnie irytowały, „Friendzone” byłby dużo lepsza książką.


Nie do końca jestem też w stanie uwierzyć w uczucie pomiędzy Griffinem a Tate. Wszystko zaczęło się tak nagle (pomińmy fakt, że dla mnie sama scena na balu była okrutnie nielogiczna), bez żadnego umotywowania psychologicznego.  Zabrakło mi w ich relacji przejawów, że faktycznie tej dwójce na sobie zależy. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam zarówno w ich miłość, jak i w przyjaźń – może dlatego, że oba te uczucia opierały się jedynie na deklaracjach, a nie na czynach? Szkoda, że autorka nie dała mi szansy na ujrzenie relacji pomiędzy Griffinem a Tate, może wtedy łatwiej byłoby mi uwierzyć w to, co ich łączy.


„Friendzone” to książka dość gruba, która liczy sobie ponad czterysta stron. Przyznam, że uważam, iż jest ciut rozciągnięta, wydłużona na siłę. Momentami nużyły mnie opisy poszczególnych, mało ważnych sytuacji. Niektóre wątki wydały mi się być dodane na siłę . Rozdarcie bohaterów było przegadane, już nie mogłam się doczekać końca, gdyż zdawało mi się być ono opisane w sposób bardzo monotonny. Choć, z drugiej strony muszę pochwalić Sandrę za to, że jej debiutancki „Friendzone” nie opiera się jedynie na romansie. Pisarka wprowadziła ciekawe wątki drugoplanowe – przeszłość rodzinna Griffina, wątek siostry Tatum, Becki czy tajemnicza przeszłość Paige. Może to na nich należało się skupić?


Debiut Sandry Nowaczyk napisany jest lekkim, prostym językiem, który umożliwia naprawdę błyskawiczne zapoznanie się z lekturą. Młoda pisarka z łatwością odwzorowuje język młodzieży. We „Friendzonie” dominują kolokwializmy. Autorka nie przesadza z używaniem wulgaryzmów, co dla mnie jest ogromną zaletą.  W powieści można odnaleźć wiele pięknych, poruszających serce cytatów. Bardzo ciekawym zabiegiem zastosowanym przez Sandrę jest wplecienie znanych piosenek, które potęgują uczucia bohaterów i pozwalają czytelnikowi na ich współodczuwanie.


Pomimo wad, „Friendzone” jest bardzo udanym debiutem. Wprost nie mogę uwierzyć w to, że jego autorka jest młodsza ode mnie! Choć powieść ma swoje niedopracowania, wciąga i angażuje emocjonalnie w historię. Może nie jest to literatura wysokich lotów, jednak jeśli macie ochotę na coś lekkiego i odmóżdżającego, sięgnijcie po książkę polskiej autorki!

Ocena:  6/10 (dobra)

Ksiązka bierze udział w wyzwaniach:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz