poniedziałek, 5 września 2016

(88) "Prawo Mojżesza" Amy Harmon

Hej, hej, Kochani!
Ostatnio, zmęczona schematycznością i przewidywalnością książek z gatunku Young adult postanowiłam dać sobie z nimi spokój. Bo, powiedzcie mi, ileż można czytać o nieśmiałej dziewczynie, Bad boyu i ich traumatycznej przeszłości? Chyba już z tego wyrastam i szukam w literaturze czegoś więcej – uczuć, emocji, zaangażowania się, jakiegoś rodzaju katharsis. Na szczęście, nie całkiem przekreśliłam ten nurt literatury – bo, gdybym to zrobiła, nie poznałabym genialnego „Prawa Mojżesza”, książki Amy Harmon, która roztrzaskała moje serce na drobniutkie kawałeczki.

Trudno opowiadać o fabule tej książki, bo każdy opis, czy to ten z okładki, czy wymyślony przez najlepszego nawet recenzenta, a ja takim, w żadnym razie nie jestem, spłyca książkę i stawia w jednym szeregu ze zwykłymi młodzieżówkami. Bo niby jest typowo – on ma problemy, został porzucony przez matkę narkomankę, społeczeństwo go nie akceptuje. Ona natomiast jest lubianą, pełną pogody ducha dziewczyną, słoneczkiem lokalnej społeczności. Pomiędzy nimi rodzi się uczucie, które nie zważa na wszystkie różnice – charakteru, rasy, sposobu bycia. Jeśli po tych opisach  chcecie zapomnieć o tej książce, proszę, nie róbcie tego, bo dzieło Amy Harmon to coś zdecydowanie więcej, niż typowa opowieść dla nastolatków.


Emocjonalna. To chyba najlepsze słowo, jakim możemy określić książkę taką, jak „Prawo Mojżesza”.  Czytając ją, miałam w głowie cytat z „Gwiazd naszych wina” Johna Greena: „Ból domaga się, byśmy go odczuwali.” Bohaterowie są osobami zranionymi, pełnymi problemów, przez co nie możemy przejść przez tę książkę bez współodczuwania emocji wraz z nimi. Ich negatywne uczucia, ich obawy, lęki i niespełnione nadzieje dotykają również nas, prowokują płacz, wyzwalają nasze zranienia. W historii Georgii i Mojżesza odnajdujemy samych siebie, wciąż licząc na happy end, choć, jak zapowiada już okładka, tym razem szczęśliwego zakończenia nie będzie.

Dawno nie spotkałam tak wspaniale wykreowanych bohaterowie jak Georgia i Mojżesz. Oni w żadnym stopniu nie są wyidealizowani, wręcz przeciwnie, do bólu realni. Czytamy o nich jak o ludziach, którzy istnieją naprawdę, co sprawia, że cała historia jeszcze bardziej porusza. Georgia to dziewczyna, jaką każdy chciałby spotkać – otwarta, ciepła, pogodna, pomocna. Każdy chłopak powinien się za nią oglądać. Mojżesz jest jej kompletnym przeciwieństwem, a jednocześnie wszystkim, czego dziewczyna chce. Zamknięty w sobie, szkodliwy dla społeczeństwa artysta, który czasem intryguje, a innym razem wywołuje strach. Oprócz tej niezwykłej dwójki, na uwagę zasługuje Tag, przyjaciel Mojżesza, który boryka się z traumy, którą była tragiczna śmierć jego siostry. Jednocześnie, będąc zraniony, tak jak główny bohater, pozwala mu przejść do normalności i odnaleźć samego siebie.  Cieszę się, że już w październiku ukaże się książka „Pieśń Dawida”, opowiadajaca właśnie o jego losach.

Niezwykle podoba mi się wątek miłosny! Trochę przypominał mi ten w „Ugly Love”, choć miał zupełnie inne podstawy. Nie znajdziecie tu, jak w typowych NA/YA mnóstwa erotyki, dziwnego przyciągania i tajemniczych zbiegów okoliczności. To raczej historia o wielkiej miłości, skłonnej do ogromnych poświeceń. Miłości, która nie patrzy na siebie, tylko na dobro drugiej osoby. Miłości, która wybacza. Czytelnika boli serce, kiedy poznaje losy Georgii i Mojżesza, choć nie potrafi jednoznacznie wskazać, kto jest winny całej sytuacji. Trzyma kciuki za szczęśliwe zakończenie, choć wie, że jest ono niemożliwe.

„Prawo Mojżesza” to piękna, wzruszająca historia z gatunku New Adult innego niż wszystkie. Łączy najlepsze cechy wielu gatunków, takich jak paranormal romans, kryminał, młodzieżówka i romans, tworząc zachwycające dzieło o poznaniu samego siebie, akceptacji i miłości silniejszej niż wszystko. Polecam!

Za egzmeplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Edito.
Ocena: 9/10 (wybitna)

Książka bierze udział w wyzwaniach:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz