Hej, hej, Kochani!
Ostatnio, zmęczona schematycznością i przewidywalnością książek
z gatunku Young adult postanowiłam dać sobie z nimi spokój. Bo, powiedzcie mi,
ileż można czytać o nieśmiałej dziewczynie, Bad boyu i ich traumatycznej
przeszłości? Chyba już z tego wyrastam i szukam w literaturze czegoś więcej –
uczuć, emocji, zaangażowania się, jakiegoś rodzaju katharsis. Na szczęście, nie
całkiem przekreśliłam ten nurt literatury – bo, gdybym to zrobiła, nie
poznałabym genialnego „Prawa Mojżesza”, książki Amy Harmon, która roztrzaskała
moje serce na drobniutkie kawałeczki.
Trudno opowiadać o fabule tej książki, bo każdy opis, czy to
ten z okładki, czy wymyślony przez najlepszego nawet recenzenta, a ja takim, w
żadnym razie nie jestem, spłyca książkę i stawia w jednym szeregu ze zwykłymi
młodzieżówkami. Bo niby jest typowo – on ma problemy, został porzucony przez
matkę narkomankę, społeczeństwo go nie akceptuje. Ona natomiast jest lubianą,
pełną pogody ducha dziewczyną, słoneczkiem lokalnej społeczności. Pomiędzy nimi
rodzi się uczucie, które nie zważa na wszystkie różnice – charakteru, rasy, sposobu
bycia. Jeśli po tych opisach chcecie
zapomnieć o tej książce, proszę, nie róbcie tego, bo dzieło Amy Harmon to coś
zdecydowanie więcej, niż typowa opowieść dla nastolatków.
Emocjonalna. To chyba najlepsze słowo, jakim możemy określić
książkę taką, jak „Prawo Mojżesza”.
Czytając ją, miałam w głowie cytat z „Gwiazd naszych wina” Johna Greena:
„Ból domaga się, byśmy go odczuwali.”
Bohaterowie są osobami zranionymi, pełnymi problemów, przez co nie możemy
przejść przez tę książkę bez współodczuwania emocji wraz z nimi. Ich negatywne
uczucia, ich obawy, lęki i niespełnione nadzieje dotykają również nas,
prowokują płacz, wyzwalają nasze zranienia. W historii Georgii i Mojżesza
odnajdujemy samych siebie, wciąż licząc na happy end, choć, jak zapowiada już
okładka, tym razem szczęśliwego zakończenia nie będzie.
Dawno nie spotkałam tak wspaniale wykreowanych bohaterowie
jak Georgia i Mojżesz. Oni w żadnym stopniu nie są wyidealizowani, wręcz
przeciwnie, do bólu realni. Czytamy o nich jak o ludziach, którzy istnieją
naprawdę, co sprawia, że cała historia jeszcze bardziej porusza. Georgia to
dziewczyna, jaką każdy chciałby spotkać – otwarta, ciepła, pogodna, pomocna.
Każdy chłopak powinien się za nią oglądać. Mojżesz jest jej kompletnym przeciwieństwem,
a jednocześnie wszystkim, czego dziewczyna chce. Zamknięty w sobie, szkodliwy dla
społeczeństwa artysta, który czasem intryguje, a innym razem wywołuje strach. Oprócz
tej niezwykłej dwójki, na uwagę zasługuje Tag, przyjaciel Mojżesza, który
boryka się z traumy, którą była tragiczna śmierć jego siostry. Jednocześnie,
będąc zraniony, tak jak główny bohater, pozwala mu przejść do normalności i
odnaleźć samego siebie. Cieszę się, że
już w październiku ukaże się książka „Pieśń Dawida”, opowiadajaca właśnie o
jego losach.
Niezwykle podoba mi się wątek miłosny! Trochę przypominał mi
ten w „Ugly Love”, choć miał zupełnie inne podstawy. Nie znajdziecie tu, jak w
typowych NA/YA mnóstwa erotyki, dziwnego przyciągania i tajemniczych zbiegów
okoliczności. To raczej historia o wielkiej miłości, skłonnej do ogromnych
poświeceń. Miłości, która nie patrzy na siebie, tylko na dobro drugiej osoby.
Miłości, która wybacza. Czytelnika boli serce, kiedy poznaje losy Georgii i
Mojżesza, choć nie potrafi jednoznacznie wskazać, kto jest winny całej
sytuacji. Trzyma kciuki za szczęśliwe zakończenie, choć wie, że jest ono
niemożliwe.
„Prawo Mojżesza” to piękna, wzruszająca historia z gatunku
New Adult innego niż wszystkie. Łączy najlepsze cechy wielu gatunków, takich
jak paranormal romans, kryminał, młodzieżówka i romans, tworząc zachwycające
dzieło o poznaniu samego siebie, akceptacji i miłości silniejszej niż wszystko.
Polecam!
Za egzmeplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Edito.
Ocena: 9/10 (wybitna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz