sobota, 9 czerwca 2018

(248) "Oskarżenie" Remigiusz Mróz


Hej, hej, Kochani!

Nawet nie wiecie, jak ciężko mi pisać tę recenzję. Przede wszystkim dlatego, że, jak wszyscy doskonale wiedzą, jestem wręcz fanatyczką twórczości Remigiusza Mroza – czytam od niego wszystko i wszystko mnie zachwyca. A „Oskarżenie” było ogromnym, bolesnym rozczarowaniem. A co się z tym wiąże, niezwykle trudno jest napisać o tym, co mi w szóstym tomie Chyłki nie grało bez spoilerów… Uwierzcie, naprawdę nie chce pisać tej opinii!


UWAGA! DALSZA CZĘŚĆ RECENZJI ZAWIERA SPOILERY DO „KASACJI”, „ZAGINIĘCIA”, „REWIZJI”, „IMMUNITETU” ORAZ „INWIGILACJI”!


Po tragicznych i dramatycznych wydarzeniach z końca „Immunitetu” będąca w zaawansowanej ciąży Chyłka przebywa na zwolnieniu lekarskim. Jednak bezkompromisowa prawniczka nie może żyć bezczynnie. Kiedy dostaje telefon od żony osadzonego w więzieniu za brutalne zabójstwa legendarnego opozycjonisty z czasów Solidarności, w którym kobieta informuje ją, że pojawiły się nowe okoliczności, wskazujące na niewinność jej męża, niemal od razu decyduje się poprowadzić nową sprawę. Pomóc ma jej w tym jej Zordon, który szykuje się do zmiany pracy po niezdanym egzaminie. Wraz z rozwojem sprawy okazuje się jednak, że Oryński jest w nią głęboko zamieszany. A za sznurki po raz kolejny pociąga znany już z „Kasacji” Piotr Langer.


Książki Remigiusza Mroza to idealne lektury na odprężenie, które czyta się wręcz jednym tchem. Niesamowita akcja, inteligentne i sarkastyczne dialogi bohaterów, ciągłe zwroty akcji sprawiają, że od powieści nie da się oderwać. A jednak, pomimo że „Oskarżenie” ma wszystkie te cechy i choć czytało mi się je naprawdę szybko i przyjemnie, spotkało mnie ogromne rozczarowanie – zwłaszcza zakończeniem. 


Pierwszym mankamentem szóstego tomu serii o Joannie Chyłce był kompletny brak realności akcji. Jasne, od początku mojej przygody z twórczością Remigiusza Mroza odnoszę wrażenie, że autor nie zawsze trzyma się logiki, a ważniejsze dla niego jest to, by zaszokować czytelnika niż być wiernym jakiemukolwiek prawdopodobieństwu, jednak tym razem byłam tym aż zmęczona. Niestety, przy tak długiej serii, w której pisarz chcąc nie chcąc popada w schematy, nie czujemy aż takiego lęku o bohaterów wiedząc, że przecież nie zabija się kury znoszącej złote jaja. Niestety, Remigiusz Mróz poirytował mnie powtarzalnymi cudownymi zbiegami okoliczności, które nagle ratowały bohaterów z najgorszych opresji. Nie zrozumcie mnie źle – książke czytało mi się przyjemnie, ale im dłużej o niej myślałam, tym bardziej miałam wrażenie niewykorzystanego potencjału. Akcja rozwijała się bardzo dynamicznie, zwroty akcji się potęgowały, w głowie czytelnika robił się coraz większy miszmasz… A zakończenie było tak naciągane, tak nierealne, tak niepasujące do sytuacji. Żal tak dobrego pomysłu, mógł zostać naprawdę dobrze rozwinięty i nie wywoływać u czytelnika poczucia zażenowania.


Zawsze chwaliłam Remigiusza Mroza za kreację postaci…. Ale tym razem coś się popsuło. Chyłka i Zordon niby nic się nie zmienili. Ona dalej jest bezkompromisowa, odważna, wulgarna, przemądrzała, a on nadal przeżywa konflikt wewnętrzny między pędem do kariery a zasadami moralnymi, jest zagubiony i zakochany w Joannie. Mam jednak wrażenie, że to wszystko się ograło. Cechy bohaterów są już do granic możliwości przerysowane, ich dialogi męczą, są wydłużone i jakieś takie… mało realne. Wydaje mi się też, że Remigiusz Mróz nie ma pomysłu na ewolucje postaci – szczególnie widać to w zakończeniu wątku pasożyta – wyglądało mi to po prostu na szybkie zakończenie motywu,  którym pisarz by sobie nie poradził, który zaczął mu przeszkadzać. Wiecie, ja takie zagrania miałam w moim fanfikach pisanych, kiedy miałam dziesięć lat. A zakończenie wątku Kordiana jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe, nijak nieumotywowane charakterem młodego prawnika – i jeśli już musiało się pojawić, powinno być zakończeniem serii o Chyłce, bo teraz cokolwiek autor nie wymyśli, będzie to już kompletnie nierealne.


We wszystkich tomach z napięciem przyglądałam się rozwojowi relacji Chyłki i Zordona. Tym razem jednak znów coś się zepsuło. Może ich wątek jest już rozwleczony jak meksykańska telenowela? Zupełnie nie czuć było tej niesamowitej chemii między nimi, tego erotycznego napięcie, tego, że oboje chcą, ale nie mogą (choć teraz to już nie wiem czemu). Pomimo że w „Inwigilacji” wydawać by się mogło, że ich relacja przekroczyła point of not return, w „Oskarżeniu” nie widać tego konsekwencji – bohaterowie zachowują się, jakby nic ich już nie łączyło… Smutne to strasznie, bo przez dwa lata mocno trzymałam kciuki za ich szczęście, a teraz już zupełnie jest mi to obojętne.


Na szczęście niezmiennie dobry pozostaje styl Remigiusza Mroza. To nie jest autor, po którego sięga się, by zachwycić się pięknem języka, bogactwem środków artystycznych czy w poszukiwaniu trafnych cytatów. Twórca pisze w sposób niezwykle funkcjonalny. Używa kolokwializmów, wulgaryzmów, pisze w sposób dynamiczny – przez to wszystko książkę czyta się niesamowicie szybko. Niezmiennie dobre pozostają obecne w książce nawiązania do otaczającej nas rzeczywistości – politycznej, kulturalnej, społecznej. Dzięki temu książki tego najpłodniejszego polskiego pisarza są tak aktualne!


Sama nie wiem, co myśleć o szóstym tomie przygód Joanny Chyłki. Podczas czytania książki byłam jak zawsze oczarowana rozwojem akcji, wzrostem napięcia, kolejnymi zwrotami akcji. Irytowała mnie natomiast ogromna zmiana w relacjach między bohaterami i ich przerysowanie. Natomiast cały odbiór zniszczyło mi zakończenie – rozwiązywanie wątków po łebkach i totalnie niewiarygodna, głupia i nierealistyczna intryga. Mam jednak wrażenie, że Mróz nieco się już ograł i że prędko po kolejny tom Chyłki nie sięgnę – może pora już skończyć?

Ocena: 5/10 (przeciętna) 

Książka bierze udział w wyzwaniach:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz