Hej, hej, Kochani!
Nawet nie wiecie, jak ciężko mi pisać tę recenzję. Przede
wszystkim dlatego, że, jak wszyscy doskonale wiedzą, jestem wręcz fanatyczką
twórczości Remigiusza Mroza – czytam od niego wszystko i wszystko mnie
zachwyca. A „Oskarżenie” było ogromnym, bolesnym rozczarowaniem. A co się z tym
wiąże, niezwykle trudno jest napisać o tym, co mi w szóstym tomie Chyłki nie
grało bez spoilerów… Uwierzcie, naprawdę nie chce pisać tej opinii!
UWAGA! DALSZA CZĘŚĆ RECENZJI ZAWIERA SPOILERY DO „KASACJI”, „ZAGINIĘCIA”,
„REWIZJI”, „IMMUNITETU” ORAZ „INWIGILACJI”!
Po tragicznych i dramatycznych wydarzeniach z końca „Immunitetu”
będąca w zaawansowanej ciąży Chyłka przebywa na zwolnieniu lekarskim. Jednak
bezkompromisowa prawniczka nie może żyć bezczynnie. Kiedy dostaje telefon od żony
osadzonego w więzieniu za brutalne zabójstwa legendarnego opozycjonisty z
czasów Solidarności, w którym kobieta informuje ją, że pojawiły się nowe
okoliczności, wskazujące na niewinność jej męża, niemal od razu decyduje się
poprowadzić nową sprawę. Pomóc ma jej w tym jej Zordon, który szykuje się do
zmiany pracy po niezdanym egzaminie. Wraz z rozwojem sprawy okazuje się jednak,
że Oryński jest w nią głęboko zamieszany. A za sznurki po raz kolejny pociąga
znany już z „Kasacji” Piotr Langer.
Książki Remigiusza Mroza to idealne lektury na odprężenie,
które czyta się wręcz jednym tchem. Niesamowita akcja, inteligentne i
sarkastyczne dialogi bohaterów, ciągłe zwroty akcji sprawiają, że od powieści
nie da się oderwać. A jednak, pomimo że „Oskarżenie” ma wszystkie te cechy i
choć czytało mi się je naprawdę szybko i przyjemnie, spotkało mnie ogromne
rozczarowanie – zwłaszcza zakończeniem.
Pierwszym mankamentem szóstego tomu serii o Joannie Chyłce
był kompletny brak realności akcji. Jasne, od początku mojej przygody z twórczością
Remigiusza Mroza odnoszę wrażenie, że autor nie zawsze trzyma się logiki, a
ważniejsze dla niego jest to, by zaszokować czytelnika niż być wiernym jakiemukolwiek
prawdopodobieństwu, jednak tym razem byłam tym aż zmęczona. Niestety, przy tak
długiej serii, w której pisarz chcąc nie chcąc popada w schematy, nie czujemy
aż takiego lęku o bohaterów wiedząc, że przecież nie zabija się kury znoszącej
złote jaja. Niestety, Remigiusz Mróz poirytował mnie powtarzalnymi cudownymi
zbiegami okoliczności, które nagle ratowały bohaterów z najgorszych opresji.
Nie zrozumcie mnie źle – książke czytało mi się przyjemnie, ale im dłużej o
niej myślałam, tym bardziej miałam wrażenie niewykorzystanego potencjału. Akcja
rozwijała się bardzo dynamicznie, zwroty akcji się potęgowały, w głowie
czytelnika robił się coraz większy miszmasz… A zakończenie było tak naciągane,
tak nierealne, tak niepasujące do sytuacji. Żal tak dobrego pomysłu, mógł
zostać naprawdę dobrze rozwinięty i nie wywoływać u czytelnika poczucia
zażenowania.
Zawsze chwaliłam Remigiusza Mroza za kreację postaci…. Ale
tym razem coś się popsuło. Chyłka i Zordon niby nic się nie zmienili. Ona dalej
jest bezkompromisowa, odważna, wulgarna, przemądrzała, a on nadal przeżywa konflikt
wewnętrzny między pędem do kariery a zasadami moralnymi, jest zagubiony i zakochany
w Joannie. Mam jednak wrażenie, że to wszystko się ograło. Cechy bohaterów są
już do granic możliwości przerysowane, ich dialogi męczą, są wydłużone i jakieś
takie… mało realne. Wydaje mi się też, że Remigiusz Mróz nie ma pomysłu na
ewolucje postaci – szczególnie widać to w zakończeniu wątku pasożyta – wyglądało
mi to po prostu na szybkie zakończenie motywu,
którym pisarz by sobie nie poradził, który zaczął mu przeszkadzać.
Wiecie, ja takie zagrania miałam w moim fanfikach pisanych, kiedy miałam
dziesięć lat. A zakończenie wątku Kordiana jest dla mnie kompletnie
niezrozumiałe, nijak nieumotywowane charakterem młodego prawnika – i jeśli już
musiało się pojawić, powinno być zakończeniem serii o Chyłce, bo teraz
cokolwiek autor nie wymyśli, będzie to już kompletnie nierealne.
We wszystkich tomach z napięciem przyglądałam się rozwojowi
relacji Chyłki i Zordona. Tym razem jednak znów coś się zepsuło. Może ich wątek
jest już rozwleczony jak meksykańska telenowela? Zupełnie nie czuć było tej
niesamowitej chemii między nimi, tego erotycznego napięcie, tego, że oboje
chcą, ale nie mogą (choć teraz to już nie wiem czemu). Pomimo że w „Inwigilacji”
wydawać by się mogło, że ich relacja przekroczyła point of not return, w „Oskarżeniu”
nie widać tego konsekwencji – bohaterowie zachowują się, jakby nic ich już nie
łączyło… Smutne to strasznie, bo przez dwa lata mocno trzymałam kciuki za ich
szczęście, a teraz już zupełnie jest mi to obojętne.
Na szczęście niezmiennie dobry pozostaje styl Remigiusza
Mroza. To nie jest autor, po którego sięga się, by zachwycić się pięknem
języka, bogactwem środków artystycznych czy w poszukiwaniu trafnych cytatów.
Twórca pisze w sposób niezwykle funkcjonalny. Używa kolokwializmów,
wulgaryzmów, pisze w sposób dynamiczny – przez to wszystko książkę czyta się niesamowicie
szybko. Niezmiennie dobre pozostają obecne w książce nawiązania do otaczającej
nas rzeczywistości – politycznej, kulturalnej, społecznej. Dzięki temu książki
tego najpłodniejszego polskiego pisarza są tak aktualne!
Sama nie wiem, co myśleć o szóstym tomie przygód Joanny
Chyłki. Podczas czytania książki byłam jak zawsze oczarowana rozwojem akcji,
wzrostem napięcia, kolejnymi zwrotami akcji. Irytowała mnie natomiast ogromna
zmiana w relacjach między bohaterami i ich przerysowanie. Natomiast cały odbiór
zniszczyło mi zakończenie – rozwiązywanie wątków po łebkach i totalnie niewiarygodna,
głupia i nierealistyczna intryga. Mam jednak wrażenie, że Mróz nieco się już
ograł i że prędko po kolejny tom Chyłki nie sięgnę – może pora już skończyć?
Ocena: 5/10 (przeciętna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz