Hej, hej, Kochani!
Już wiele razy usiłowam zabrać się za czytanie prozy
Stephena Kinga. Wszyscy na około mi ją polecali, ale ja jakoś nie mogłam się
zabrać – po pierwsze, nie przepadam za filmowymi horrorami, bo zawsze po nich
nie mogę zasnąć, a po drugie, często jest tak, że jeśli coś jest uwielbiane, to
mnie niestety do gustu nie przypada. Do Kinga po raz kolejny zraziłam się, gdy
sięgnęłam po pierwszą książkę jego autorstwa w moim czytelniczym życiu – „Chudszego”.
Książka wynudziła mnie, miałam problemy, żeby ją skończyć. Dlatego powiedziałam
sobie - stop z Kingiem! Oluś, to nie dla
Ciebie! Na szczęście, dzięki grupie Klasyka dyskusji i naszemu wyzwaniu
listopadowemu, udało mi się przeczytać genialny zbiór opowiadań „Cztery pory
roku”.
Książkę tę zaczęłam czytać z najgorszym możliwym
nastawieniem. Bo jakoś z jednej strony obawiałam się problemów z psychiką, a z
drugiej, jak już mam się bać, to wolę czegoś realnego. Na szczęście,
przynajmniej w tym zbiorze opowiadań, King oddala się od konwencji typowego
horroru, strasząc czytelnika nie wymyślonymi istotami, ale najgorszym złem,
jakie może być na ziemi – człowiekiem.