Hej, hej, Kochani!
Już wiele razy usiłowam zabrać się za czytanie prozy
Stephena Kinga. Wszyscy na około mi ją polecali, ale ja jakoś nie mogłam się
zabrać – po pierwsze, nie przepadam za filmowymi horrorami, bo zawsze po nich
nie mogę zasnąć, a po drugie, często jest tak, że jeśli coś jest uwielbiane, to
mnie niestety do gustu nie przypada. Do Kinga po raz kolejny zraziłam się, gdy
sięgnęłam po pierwszą książkę jego autorstwa w moim czytelniczym życiu – „Chudszego”.
Książka wynudziła mnie, miałam problemy, żeby ją skończyć. Dlatego powiedziałam
sobie - stop z Kingiem! Oluś, to nie dla
Ciebie! Na szczęście, dzięki grupie Klasyka dyskusji i naszemu wyzwaniu
listopadowemu, udało mi się przeczytać genialny zbiór opowiadań „Cztery pory
roku”.
Książkę tę zaczęłam czytać z najgorszym możliwym
nastawieniem. Bo jakoś z jednej strony obawiałam się problemów z psychiką, a z
drugiej, jak już mam się bać, to wolę czegoś realnego. Na szczęście,
przynajmniej w tym zbiorze opowiadań, King oddala się od konwencji typowego
horroru, strasząc czytelnika nie wymyślonymi istotami, ale najgorszym złem,
jakie może być na ziemi – człowiekiem.
Zbiór składa się z czterech opowiadań, czy, jak nazywa je
autor noweli. Jako, że jest to moja pierwsza recenzja zbioru opowiadań, z
pewnością będzie ona nieco nieskładna, chciałabym jednak opowiedzieć Wam
pokrótce o dwóch minipowieściach, które zrobiły na mnie największe wrażenie.
SKAZANI NA SHAWSHANK
Słynna nowela, na podstawie której nakręcono poruszający
film, który oglądali wszyscy… oprócz mnie. Do jednego z najcięższych więzień w
USA trafia piekielnie zdolny bankier Andy Duferense skazany na dożywocie za
brutalne zabójstwo żony i jej kochanka. Choć jest niewinny, nikt nie daje temu
wiary. Mimo to, mężczyzna nie ma zamiaru poddawać się beznadziei i nie zaprzestaje
walki o wolność.
Pierwsze opowiadanie Kinga wywarło na mnie bardzo dobre
wrażenie. Autor w porywający sposób odmalował więzienną rzeczywistość,
okrucieństwo strażników i współwięźniów. Uczynił to za pomocą prostego,
męskiego języka, w którym po raz pierwszy od dawna nie drażniły mnie
wulgaryzmy. Wydaje mi się, że były one potrzebne, by dobrze zbudować klimat tej
mini powieści. Historia Andy’ego Duferense to jednak coś więcej niż tylko
skarga na niesprawiedliwy system sądownictwa, na okrutne warunki egzystencji w
więzieniu. To piękna opowieść o zachowaniu człowieczeństwa nawet w skrajnych
okolicznościach, o karmieniu się nadzieją, nawet, jeśli wydaje się ona złudna,
a także o wytrwałości, nawet, jeśli nasz plan jest z góry skazany na przegraną.
To chyba jedyne opowiadanie w zbiorze,
które nie pogrąża czytelnika w smutku czy strachu, lecz pozostawia z
pozytywnymi emocjami. Koniecznie będę musiała obejrzeć film!
ZDOLNY UCZEŃ
Czternastoletni Todd, zafascynowany historią II wojny
światowej, odkrywa, że jego sympatyczny starszy sąsiad to w rzeczywistości
poszukiwany nazista, który zbiegł przed wymiarem sprawiedliwości. Chłopak,
chcąc lepiej poznać okres historyczny, który tak bardzo go pasjonuje, proponuje
starcowi układ – w zamian za historie o obozie koncentracyjnym, którego Niemiec
był komendantem, nie wyda go w ręce organów ścigania. Z czasem w ich relacji
pojawi się dużo więcej, niż tylko brutalne wspomnienia Denkera, a bohaterowie
wplączą się w sytuację, z której nie ma już żadnego wyjścia.
To zdecydowanie moje ulubione opowiadanie z całego zbioru!
To właśnie ono wywołało we mnie największy strach, bo ukazało to, co przeraża
mnie najbardziej – zło w drugim człowieku. King pokazuje nam, jak niewiele
potrzeba, by stać się mordercą, zwyrodnialcem, by zasadzić w swoim sercu ziarnko
zło. Przedstawia też, że ziarenka tego nie da się wyplewić, jest ono zawsze w
człowieku i czeka tylko na odpowiednie warunki, by się uaktywnić. Opowiadanie
przeraża dokładnym opisem stopniowej demoralizacji nastolatka, a także ponownego
budzenia się zła w starcu. Zwraca także uwagę, że zło może fascynować i stawać
się czymś, co pociąga za sobą ludzi. Chyba nigdy nie zapomnę emocji, jakie
towarzyszyły mi przy lekturze tej noweli, jak bardzo mną ona wstrząsnęła i
poruszyła.
Niestety, dla mnie to właśnie te dwa opowiadania są
najlepsze i na nich mógłby zamknąć się cały zbiór. „Zdolny uczeń” wbija
czytelnika w fotel, wyrywa mu kawałek duszy, całkowicie pochłania myśli,
angażuje wszystkie emocje. Może dlatego umieszczone po nim opowiadanie "CIAŁO",
przedstawiające historię kilku chłopców, którzy postanawiają odszukać ciało
zamordowanego nastolatka znudziło mnie i nie przeczytałam go w całości? Jak dla
mnie obecność tej historii mocno obniża wartość całej książki.
Co zaś mogę opowiedzieć o ostatnim opowiadaniu – METODZIE ODDYCHANIA?
Jak sam król horroru napisał w posłowiu, jest to historia, która została napisana na siłę, na wyraźną prośbę
wydawcy. Najbardziej wkomponowuje się ona w kryteria gatunkowe horroru, jednak
zdaje mi się, że jest ona najbardziej „rzemieślnicza”. Styl Kinga jest bardzo
dobry, główna bohaterka bardzo ciekawa, jednak sama historia nie porywa…
Podsumowując, nie żałuję, że przeczytałam „Cztery pory roku”.
Przekonałam się, że po twórczość Kinga warto sięgać i na pewno autor ten
jeszcze nie raz zagości na moim blogu. Mam nadzieję, że sięgniecie po tę
książkę chociażby po to, by poznać dwa pierwsze, przegenialne opowiadania!
Ocena: 7/10 (bardzo dobre)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz