Strony

środa, 25 stycznia 2017

(122) "Wielkie nadzieje" Charles Dickens

Witajcie, Moi drodzy!
Po raz kolejny mierzę się z bardzo trudnym zadaniem, opowiedzenia Wam kilku słów o powieści, która zrobiła na mnie przeogromne wrażenie. Wiecie, ja już chyba jestem nudna, ostatnie posty to tylko recenzje książek, które mogłabym wychwalać pod niebiosa, ale jakoś tak w tym roku wpadają w moje zachłanne czytelnicze łapki jedynie książki naprawdę bardzo, bardzo dobre. Na tle tych, o których pisałam ostatnimi czasy, jeszcze jaśniej wybija się przecudowna pozycja Charlesa Dickensa, którą właśnie przed chwilą skończyłam czytać – „Wielkie nadzieje”.

Pip, a właściwie Filip Pirrip, jest sierotą, wychowywanym przez dużo starszą, niezwykle temperamentna siostrę oraz jej męża – prostego kowala Joe’a. Życie chłopca biegnie pospolitym rytmem w oczekiwaniu na moment rozpoczęcia terminu u swojego szwagra, aż do momentu, gdy jego losem zaczyna interesować się bogata Miss Havisham. Pip, który przychodzi do niej bawić się, poznaje jej przepiękną, wyniosłą i dumną wychowankę – Estellę. Silne uczucie do niej stanie się tym, co będzie determinowało dalsze losy chłopca. Zacznie on wstydzić się swojego pochodzenia i żywić wielkie nadzieje na to, że pewnego dnia zostanie wielkim panem, godnym serca ukochanej dziewczyny. Jego aspiracje zaczynają stawać się bliższe, gdy niespodziewanie pewien bogaty człowiek postanawia wziąć go w swoją opiekę i powierzyć mu swój majątek…


Do przeczytania „Wielkich nadziei” zachęciła mnie moja koleżanka z klasy, która zachwycała się historią Estelli i Pipa. Stwierdziła, że z całą pewnością zakocham się w ich losach, dlatego do powieści podchodziłam do jako może nieco trudniejszego, bardziej ambitnego, ale romansidła. Tymczasem książka Charlesa Dickensa okazała się być czymś o wiele, wiele ważniejszym. Nie będę jednak sobą, jeśli nie wspomnę o samym wątku miłosnym… Przyznam szczerze, że bardzo mi się on podobał. Jakoś trafił do mnie, nawet osobiście. Ukazał, jak silnym i ważnym jest każde uczucie, nawet to nieodwzajemnione, jak bardzo kształtuje ono naszą osobowość, jak determinuje nasze działania. Jak bardzo jednocześnie niszczy i buduje.

Moim zdaniem, „Wielkie nadzieje” to wspaniała, monumentalna powieść o dorastaniu. Jej fabułę stanowią wspomnienia głównego bohatera, w których opisuje on swoje lata dziecięce i młodzieńcze, własną drogę do dorosłości. Uważam, że w tej porażająco aktualnej książce możemy znaleźć etapy, przez które musi przejść każdy dojrzewający młody człowiek: odrzucenie wartości i domu rodzinnego, chęć rozwijania się, zachwyt samodzielnością, a wreszcie, co niestety bardzo smutne, ale myślę, że konieczne – pierwsze rozczarowania. Myślę, że pomimo tak optymistycznego tytułu „Wielkie nadzieje” to opowieść o tym, jak nasze wspaniałe aspiracje i plany na przyszłość, marzenia potrafią się rozpaść, jak łatwo stracić poczucie sensu i cel życia. A także o tym, że nie zawsze szczęścia należy szukać gdzieś daleko, bo czasem jest ono w tym, co wydaje się nam być najbardziej prozaiczne.

We „Wielkich nadziejach” zachwycili mnie przede wszystkim genialnie wykreowani, pełnokrwiści bohaterowie. O ile czytając jedyne znane mi dotąd dzieło tego brytyjskiego klasyka, „Opowieść wigilijną”, odnosiłam wrażenie, że postaci są nieco schematyczne, tak w tym przypadku było zupełnie na odwrót. Pozwólcie, że poświęcę kilka słów najważniejszym bohaterom. Pip to bohater, którego przemianę możemy zaobserwować. Poznajemy go jako dziecko, by śledzić jego drogę ku dorosłości. Jest to postać, której losy determinuje wielka, niespełniona miłość do nieosiągalnej dziewczyny. Kiedy narrator pierwszoosobowy opowiada o swoim uczuciu do Estelli, nie sposób go nie pokochać. Młody człowiek jest w stanie oddać wszystko dla kobiety, którą kocha. Jednocześnie Pip to postać, której nie odbieramy jednoznacznie pozytywnie – dążąc za swoimi wielkimi nadziejami, rani tych, którzy go kochają. Drugą, bardzo ważną dla mnie postacią była właśnie piękna Estella, obiekt nieszczęśliwej miłości głównego bohatera. Piękna, świadoma tego, jakie wrażenie robi na mężczyznach kobieta, która nie chce kochać, która wychowała się w strachu przed miłością (dlaczego? Tego dowiecie się, sięgając po książkę) . Czytelnik zarówno potępia jej podłe zachowanie, jak również bardzo jej współczuje – bo przecież to musi być okropne, nie umieć odwzajemnić tak pięknego i szlachetnego uczucia.

Uwiódł mnie świat, który na kartach swej powieści przedstawił Dickens. To zdecydowanie świat, jakiego już nie ma – ułożony według prostych zasad moralnych, gdzie wiadomo, co jest dobre, a co złe. Pomimo wielu komplikacji, bohaterowie w końcu dzięki uczciwemu życiu zgodnemu z ogólnymi normami, odnaleźli szczęście. Choć taką rzeczywistość mogę poznać jedynie na kartach powieści, bardzo za nią tęsknię…

Nie da się nie wspomnieć o stylu, w jakim pisze Charles Dickens. Pomimo że powieść jest dość gruba (ponad 500 stron), czyta się ją bardzo szybko. Myślę, że duża w tym zasługa lekkości przekazywania myśli, jaką posiadał ten brytyjski klasyk. Jego wywód jest logiczny, a słownictwo, jakim się posługuje lekkie. Cały utwór ma charakter gawędy, w którą wtrącone są zabawne akcenty, wywołujące u czytelnika autentyczne rozbawienie.


„Wielkie nadzieje” to powieść, którą pokochałam i nie wstydzę się do tego przyznać. Odnalazłam w niej mnóstwo treści aktualnych do dziś, a także ideały, które współcześnie są ciężkie do osiągnięcia. Powieśc Dickensa to klasyk, który zdecydowanie trzeba poznać!

Ocena: 10/10 (arcydzieło)

Książka bierze udział w wyzwaniach:

 (książka z biblioteki)

 (wariant I)
 (+ 4cm)
 (książka na literę "W")



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz