Strony

poniedziałek, 15 października 2018

(276) "Po prostu Marta" Lorea Canales


Hej, hej, Kochani!
Na początek chciałabym przeprosić za brak posta w piątek. Studia trochę dają mi w kość, jeszcze nie jestem w stanie wszystkiego sobie w pełni zorganizować. Ale obiecuję poprawę! Ostatnie dni, prócz intensywnego wkuwania słówek, wypełniała mi lektura książki, która kurzyła się na mojej półce stanowczo zbyt długo! „Po prostu Marta” należy do mało znanej nad Wisłą literatury meksykańskiej. Przyznam, że było to moje pierwsze spotkanie z książka z latynoamerykańskiego kręgu kulturowego, byłam więc bardzo ciekawa, jak odnajdę się w tej nowej rzeczywistości kulturowej.

Marta to rozpieszczona córka bogatych przedsiębiorców. Od dziecka przywykła do myśli, że pieniądze potrafią otworzyć jej wszystkie drzwi, a każde jej życzenie się spełnia. Po śmierci ukochanej przybranej matki, dziewczyna postanawia zemścić się na ojcu, który porzucił umierającą żonę dla innej kobiety. Owładnięta chęcią zniszczenia mu życia, Marta odkrywa kolejne rodzinne tajemnice. Czy dla pogrążonej w smutku i goryczy dziewczyny jest jeszcze jakikolwiek ratunek?
 
Rozpoczynając lekturę „Po prostu Marty” spodziewałam się spotkania z miłą i łatwą literaturą kobiecą. Przyznam, że nawet miałam ochotę na to, by w ten sposób się odprężyć. Jednak ku mojemu zdziwieniu ukazało się, że debiut Lorei Canales na polskim rynku wydawniczym jest napisaną przepięknym językiem niebanalną i bardzo gorzką historią o tym, że pieniądze nie zawsze gwarantują szczęście, że kierowanie się rozsądkiem, a nie sercem nigdy nie przyniesie dobrych skutków, a ci, którzy zdają się mieć wszystko, często tak naprawdę nie mają nic.

Sam pomysł na fabułę nie jest może najbardziej oryginalny. Często autorzy książek obyczajowych pokazują nam bogate i zakłamane rodziny, w których każdy patrzy tylko na to, co ludzie powiedzą, a nie na szczęście własne i innych.  Tak samo motyw osoby, która zaślepiona pragnieniem zemsty, sama pogrąża się w autodestrukcji, nie jest niczym nowym. Jednak sposób, w jaki te powielane jednak schematy wykorzystała Lorea Canales, jest naprawdę wspaniały. Pisarka przedstawiła na kartach swej powieści niezwykle realną historię, która mogła wydarzyć się na każdej szerokości geograficznej. Nie czujemy w opowieści fałszu ani przesady, wręcz przeciwnie – myślę, że bardzo łatwo każdemu czytelnikowi odnaleźć w książce coś osobistego.  Fabuła została opowiedziana w niebanalny sposób. Meksykańska pisarka zrezygnowała z ciągu schematycznego, mieszając ze sobą wydarzenia z przeszłości i teraźniejszości, a także przedstawiając fakty z perspektywy wielu bohaterów. Dzięki temu poznawanie historii rodziny Marty przypomina układanie puzzli, w których każdy element jest równie istotny.

Na pewno za ogromną zaletę książki należy uznać kreację bohaterów. Uwielbiam, kiedy ukazany w powieściach świat nie jest czarno-biały, kiedy autorzy nie moralizują, lecz starają się przedstawić różne sposoby patrzenia na tę samą rzeczywistość. W przypadku „Po prostu Marty” dużą zaletą jest fakt, że pisarka oddaje głos każdej ze swych postaci, dzięki czemu zyskują one głębię psychologiczną. Co szczególnie ważne, Lorea Canales koncentruje się głównie na ukazaniu psychiki kobiet i wychodzi jej to w świetny sposób! Nie da się ukryć, że najważniejszą bohaterką jest tytułowa Marta – i to o niej dowiadujemy się najwięcej. Co ciekawe, obraz Marty wyłaniający się z różnych epizodów jest wewnętrznie sprzeczny, jednak z całą pewnością możemy przyznać, że jest to bohaterka zagubiona i bardzo samotna, która nie potrafi ułożyć sobie życia. Skontrastowana z nią zostaje Adriana, córka nowej żony ojca Marty (ach, to brzmi jak typowa meksykańska telenowela!) – kobieta pewna siebie, zdecydowana, świadoma tego, do czego dąży i czego pragnie.  Sytuacja Adriany i Marty przeciwstawiona jest losom ich matek – kobietom z przeszłości, skrzywdzonym, przez całe życie podporządkowanym woli mężczyzn, niemogących o sobie decydować. „Po prostu Marta” stanowi niesamowicie ciekawy obraz roli kobiety i typów kobiecości.

Wspomniałam także, że uwiódł mnie sposób, w jakim Lorea Canales opowiedziała swoją historię. Często literatura kobieca pisana jest językiem prosty, kolokwialnym, ułatwiającym szybką lekturę. W przypadku „Po prostu Marty” jest zupełnie inaczej. Choć tę cienką książkę czyta się raczej szybko, także dlatego, że podzielona została na krótkie rozdziały, jej styl jest wprost zachwycający. Autorka pisze bardzo sensualnie, pobudzając zmysłowość odbiorcy – sprawia, że świat ukazany na kartach książki widzi się, czuje i słyszy. Autorka koncentruje się na szczegółach,  sprawia, że smakujemy jej rzeczywistość. Ta powieść jest tak niesamowicie kobieca, że odbija się to nawet na stylu.

Niestety, muszę też ponarzekać. Ale tym razem nie będę miała pretensji do autorki, lecz do wydawnictwa. Nie wiem, czy jest to kwestia egzemplarza recenzenckiego, jednak korekta i redakcja tej książki woła o pomstę do nieba. Pełno literówek, zagubionych przecinków i niekiedy złe tłumaczenie słówek… Naprawdę, to aż bolało i skutecznie uprzykrzało lekturę!

„Po prostu Marta” to książka, która mnie zaskoczyła. Spodziewałam się banalnej obyczajówki, romansu okraszonego rodzinnymi tajemnicami, a otrzymałam bardzo dojrzałą książkę o stracie, zemście i goryczy. Lorea Canalas zachwyciła mnie swoim stylem oraz sposobem, w jaki przedstawiła portrety kobiet. Polecam Wam z czystym sumieniem!

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz