Hej, hej, Kochani!
Mój stosunek do książek, nazwijmy to, humorystycznych i
komediowych jest dość ambiwalentny. Wolę, kiedy humor jest tylko częścią
książki, a nie konceptem, na którym powieść się opiera. I chyba mam dość specyficzne
poczucie humoru, bo ciężko mnie rozbawić takimi komediami. Niemniej, skuszona zachwytami
mojej przyjaciółki, Kitty Ailii, postanowiłam dać szansę Martynie Raduchowskiej
i jej „Szamance od umarlaków”. Książka, wznowiona w zeszłym roku przez
wydawnictwo Uroboros, miała być lekkim, przyjemnym przerywnikiem od nauki,
który połknę w jeden weekend. Niestety, zatrzymała mnie na niemal dwa tygodnie,
gdyż zupełnie nie mogłam zmusić się do tego, by ją czytać!
Ida Brzezińska pochodzi ze znanej rodziny czarodziejskiej.
Każdy cieszyłby się, gdyby wywodził się z rodu o tradycjach magicznych, prawda?
Ale nie Ida! Ona chce wieść normalne, przeciętne życie. W tym celu opuszcza
swój dom i wyrusza do Wroclawia, gdzie ma w planach studiować psychologię.
Niestety, przed przeznaczeniem nie ma ucieczki. Ida już pierwszego dnia zaczyna
widzieć duchy, a wkrótce okazuje się, że jest… szamanką od umarlaków, medium,
którego zadaniem jest przeprowadzanie dusz na drugą stronę. Niespodziewanie Ida
miesza się w intrygę powiązaną z duchami i demonami.