Hej, hej, Kochani!
Nawet w przedmaturalnym szale usiłowania dogonienia lektur
muszę od czasu do czasu znaleźć czas na literaturę, która mnie odpręży. Właśnie
z tego powodu sięgnęłam po gorącą nowość od Wydawnictwa Kobiecie – „Jej
wysokość P”. Debiut Joanny MacGregory to lekka, niezobowiązująca młodzieżówka.
Przyznam jednak, że ponieważ naprawdę dawno nie sięgalam po ten gatunek,
obawiałam się mojej irytacji. Jak finalnie wypadła pierwsza pozycja skierowana
do młodych czytelniczek, wydana przez to uwielbiane wydawnictwo?
Peyton to piękna dziewczyna, która musi się jednak zmierzyć
z kompleksami. Jej największym problemem jest wzrost – nastolatka mierzy bowiem
ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. Pewnie osobom, które tak jak ja zaliczają się
do krasnoludków, problem wydaje się śmieszny, jednak wcale tak nie jest. Peyton
ma problemy nawet ze znalezieniem ubrania, nie mówiąc już o chłopaku, który nie
byłby od niej niższy. Dodatkowo, musi mierzyć się z naprawdę trudną sytuacją
rodzinną i chorobą matki. Dlatego kiedy otrzymuje propozycję pewnego zakładu, w
wyniku którego ma szansę wygrać osiemset dolarów, nie zastanawia się długo.
Czymże jest bowiem umówienie się na trzy randki i pójście na bal maturalny z
chłopakiem wyższym od siebie?
Jak już wspomniałam, na początku byłam dość sceptycznie
nastawiona do książki. Sama zastanawiałam się, co mną kierowało, gdy
postanowiłam ją zrecenzować. A jednak, postanowiłam nie uprzedzać się dać się porwać
fabule. I bardzo dobrze uczyniłam! „Jej wysokość P.”, choć jej opis może
sugerować schematyczną młodzieżówkę, jest naprawdę warta poznania! Oczywiście,
powiela dużo wzorców, a jej fabułę można przewidzieć DOSŁOWNIE od pierwszych
stron, jednak ma w sobie urok, jest sprawnie napisana, a pod płaszczykiem
romansu skrywa ważną lekcję.
Na pierwszy plan w powieści wybija się oczywiście wątek
miłosny. I chyba jest on najsłabszą częścią lektury. Jak już wspomniałam, jest niesamowicie
przewidywalny, już od pierwszych stron wszyscy wiedzą, w jakim kierunku potoczy
się fabuła. Problemy na drodze Jaya i Peyton znikają jak ręką odjął, wszystko
się wyjaśnia niemal od razu. Nie podoba mi się także fakt, że główna bohaterka
w mojej opinii na zbyt wiele pozwalała swojemu ukochanemu i w relacji z nim
stawała się kompletnie irracjonalna i traciła swoją siłę. Myślę, że bez tego
wątku romansowego, debiut Joanny MacGregor byłby naprawdę dużo, dużo lepszy!
Na szczęście „Jej wysokość P.” to nie tylko historia o
miłości damsko-męskiej. To także, a może przede wszystkim, historia o miłości
do siebie. Pod tym względem poznać ją powinna każda nastolatka, bo każda z nas
zmaga lub zmagała się z jakimś kompleksem – jedna jest za gruba, druga jest za
koścista, ta ma za mały, inna za duży biust. Jeszcze kolejna cierpi z powodu
bycia niską, podczas gdy jej koleżanka chętnie pozbyłaby się kilku centymetrów.
Powodem do braku samoakceptacji może być także kolor oczu czy włosów… Peyton,
główna bohaterka, na samym początku ma ogromne problemy z zaakceptowaniem
siebie. Wydaje się sobie być kompletnie niedopasowaną. Wciąż zdaje się jej, że
jest oceniana przez wszystkich. Akceptacji poszukuje gdzie indziej, a nie
wewnątrz samej siebie. Na szczęście, pod wpływem wielu wydarzeń, dochodzi do
wniosku, że jedyną osobą, która ma ją kochać i bezwarunkowo akceptować jest ona
sama. Książka ukazuje, że nie ma czegoś
takiego jak idealny, obiektywny wzór, do którego mamy dążyć. Każda kobieta,
nastolatka, jest inna i na swój sposób cudowna. A ludzie naprawdę nie dostrzegają
naszych wad, dopóki sami im ich nie pokażemy. Uczy także, że nie będzie ci
dobrze z innymi, o ile nie ułożysz się sama ze sobą.
Sprzeczne emocje wzbudzili we mnie bohaterowie. Z jednej
strony, Peyton irytowała mnie ciągłym narzekaniem na swój wygląd (nie wiecie,
jak ciężko czytać o kompleksach z powodu bycia zbyt wysoką dziewczynie, która
niedawno pozbyła się problemów z tym, że jest za niska) i jakąś taką
biernością. Nie podobał mi się jej stosunek do matki oraz ślepe zapatrzenie w
Jaya. W mojej opinii wmówiła sobie część problemów, które potem
hiperbolizowała. Jednak im bardziej ją
poznawałam, tym bardziej ją rozumiałam, szanowałam i podziwiałam. Dużo mniej przypadł mi do gustu jej ukochany,
Jay. Nie lubię chłopaków, którzy często zmieniają dziewczyny, którzy nie umieją
ich uszanować i działają pod wpływem impulsu. To, co chłopak zrobił pod koniec
książki, przekreśliło go w moich oczach zupełnie i żadne próby wytłumaczenia go
przez Joannę MacGregor tego nie zmienią. Trzeba jednak przyznać, że
amerykańskiej debiutantce udało się uniknąć schematów w tworzeniu postaci. Jej
bohaterowie to ludzi z krwi i kości, takich, jakich można spotkać w realnym
życiu. Szczególnie udana jest kreacja postaci drugoplanowych – każdy z nich
zapada czytelnikowi w pamięć i wzbudza emocje.
„Jej wysokość P.” jest napisana w sposób, który ułatwia
lekturę. Autorka używa prostych słów, barwnie opisując emocje. Znajdziemy tu
dużo humoru i dystansu do świata, a także odniesienia do świata literatury.
Niezwykła mądrość książki przekazana jest w sposób bezpretensjonalny, dzięki
czemu wynotowałam sobie kilka cytatów:
Nikt nie jest w stanie cię zawstydzić, jeśli mu w tym nie pomożesz, więc musisz podejść do tego z poczuciem humoru albo przynajmniej udawać. Śmiej się razem z nimi, a zazdrość przyjmuj z uśmiechem.
Dużo mniej przejmowałabyś się tym, co ludzie o tobie myślą, gdybyś tylko wiedziała, jak rzadko to robią.
Normalność była miła. Normalność była nijaka. Normalność była cholernie nudna. To nasze różnice, nasze odcienie szaleństwa sprawiały, że każde z nas było wyjątkowe, niepowtarzalne i fascynujące.
Bardzo się cieszę, że miałam okazję poznać pierwszą
młodzieżówkę wydaną przez Wydawnictwo Kobiece. Spędziłam z nią naprawdę miłe
chwile! Może nie jest to lektura, po którą koniecznie musicie sięgnąć, która
zmieni Wasze życie, jednak ma w sobie urok, humor oraz pewną mądrość, którą,
choć jest oczywista, warto sobie raz na czas przypomnieć.
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecie!
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz