Strony

piątek, 26 maja 2017

(161) "Srebrny widelec" Wanda Majer-Pietraszak

Hej, hej, Kochani!
Powoli, ale bardzo powoli odkopuję się z miliona moich zaległości – egzemplarzy recenzenckich oraz książek z book tourów. Nie mam pojęcia, jakim cudem to wszystko zwaliło się na mnie niemal w tym samym czasie! Dzisiaj opowiem Wam o pięknej polskiej powieści obyczajowej, którą przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza.

Wrocław, głęboki PRL. Antonina i Laura to kobiety w różnym wieku, ale o podobnych doświadczeniach. Niespełnione w miłości aktorki, którym nie dane było realizować swojej pasji. Kiedy ich teatr bankrutuje, a życie zdaje się tracić sens, nie poddają się. Tworzą małą, przyjazna jadłodajnię o niecodziennej, związanej z rodzinną historią nazwie „Srebrny widelec”. Miejsce to, pełne ciepła i uroku dwóch gospodyń szybko staje się przystanią dla ludzi samotnych i nieszczęśliwych. A tymczasem los okazuje się przewrotny i okazuje się, że zarówno dla Laury, jak i dla Antoniny jeszcze nie wszystko stracone – zarówno w miłości, jak i w karierze.


Obawiałam się tego, jak spodoba mi się „Srebrny widelec”. Do polskich książek obyczajowych z reguły podchodzę z dość dużymi uprzedzeniami, jako do historii niezwykle naiwnych i zbudowanych na jednym schemacie. Bardzo rzadko zdarza się, by coś rodzimego z tego gatunku podobało mi się. A jednak! Może najnowsza powieść pani Wandy Majer-Pietraszak nie była żadnym arcydziełem literatury, jednak spędziłam przy niej naprawdę miły czas! „Srebrny widelec” to powieść pełna ciepła, prawdziwy umilacz czasu! Oczywiście, bajeczka, ale taka bajeczka, w którą chciałoby się wierzyć.

Autorka wykreowała niesamowity klimat. Książka nieco przypominała mi moją ukochaną Jeżycjadę autorstwa Małgorzaty Musierowicz. Przedstawiała ona losy związanych ze sobą, znających się od dawna ludzi, którzy wspólnie przeżywali wzloty i upadki. Pisarka dzięki swojemu niezaprzeczalnemu talentowi obdarzyła czytelnika taką dawką miłości i ciepła, że czuł się, jakby sam należał do grupy przyjaciół spotykających się w Srebrnym Widelcu.

Fabuła książki jest jak samo życie – pełna wzlotów i upadków. Pani Wanda Majer-Pietraszak przestawiła w wiarygodny sposób pełną szarości i bylejakości epokę nieboszczki komuny oraz dylematy, jakie przeżywali wówczas ludzie. Ówczesna rzeczywistość i wszystkie jej bolączki przedstawione są w szeroki sposób, zarówno poprzez zamykanie niewygodnych politycznie ośrodków kultury, jak i rzeczy tak prozaiczne jak brak produktów żywnościowych. Czytając „Srebrny widelec” nie natkniemy się na żadne zwroty akcji, na niesamowitą, trzymającą w napięciu fabułę. Wydarzenia przedstawione na kartach książki są prozaiczne, mogłyby wydarzyć się niemal każdemu. A jednak, leniwie tocząca się akcja porywa czytelnika – może dlatego, że przywiązuje się on do bohaterów i chce wiedzieć, czy w końcu uda im się mieć szczęśliwe życie?

Wielką zaletą książki są jej bohaterowie – zarówno drugoplanowi, jak i najważniejsze Laura i Antonina. Oczywiście, można by się zżymać, że kompletnie to nierealne, że są wyidealizowane, ale wiecie, co? Mnie tacy właśnie bohaterowie byli właśnie potrzebni. Na pozór są zwyczajni – kucharka, niespełniona autorka, nauczyciel matematyki, jednak jest w nich coś niespotykanego. To ludzie po prostu dobrzy, dla których niesienie pomocy jest czymś naturalnym. Pomimo przeciwności losu, nie poddają się, nie narzekają, nie psują innym życia, lecz są po prostu życzliwi. Przyznam, że obcowanie z tak niezwykłymi osobami było dla mnie prawdziwą przyjemnością, a także inspiracją.

Jedyną wadą „Srebrnego widelca”, jaką jestem w stanie wskazać, jest jej styl. Książka napisana jest w sposób bardzo prosty, językiem mówionym. Z racji tego, że autorka jest jeszcze z tych przedwojennych, posługuje się inną polszczyzną niż młodzi ludzie. Dlatego momentami irytowały mnie inne formy fleksyjne czy słowa, które ja już uważam za archaizmy. Z drugiej strony, dzięki takiemu  stylowi, książka zyskuje czar tego, co było kiedyś, ale dziś…


Podsumowując, bardzo się cieszę, że mogłam poznać twórczość pani Wandy Majer-Pietraszak. Książki takie, jak „Srebrny widelec” są dobre na ciężkie chwile, kiedy mamy dość świata, bowiem w niesamowity sposób poprawiają nastrój, obdarowują ciepłem i pokazują, że wbrew wszystkiemu – ludzie są dobrzy! Polecam!

Ocena: 6/10

Książka bierze udział w wyzwaniach: 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz